27.

86 12 1
                                    


- Gwałtownych uciech... I koniec gwałtowny. - Uśmiech pochłonął twarz Gabriela, dominującego nad nieprzytomną Elizabeth. - Wiesz, co jest dalej, Valentino? - Wyciągnął dłoń w jej stronę, niemal teatralnie perfekcyjnym ruchem, pełnym nonszalancji. - No odpowiadaj! - Podniósł głos. - Wiem, że znasz ten tekst na pamięć.

Ruchem dłoni przegarnął swe blond włosy do tyłu. Jego głęboko błękitne oczy płonęły. Widząc milczącą twarz Lightburn, sięgnął do tyłu, by ukazać zaopatrzoną w broń rękę.

- Gadaj – wysyczał przez zęby, celując pistoletem prosto w twarz Valentiny. - Są one... No mów! - Wymachiwał bronią i zbliżał się do dziewczyny. - Gadaj, szmato! Są one!

- Na kształt prochu zatlonego – powiedziała drżącym głosem, ręką szukając za swymi plecami dłoni Jareda. Splotła swe palce z jego. - Co wystrzeliwszy gaśnie. Miód jest słodki, lecz słodycz jego graniczy z ckliwością i zabytkiem smaku zabija apetyt. - Przełknęła ślinę obserwując, jak oczy Gabriela w spazmach ekscytacji obracają się ku górze. - Kochaj więc umiarkowanie. Zbyt skwapliwy tak samo spóźnia się jak zbyt leniwy.

- Stój! - Rozkazał i opuścił broń. Przekręcił głowę i spojrzał się poza twarz Valentiny, na osobę stojącą za nią, Jareda. - Jak myślisz, jesteś zbyt skwapliwy, czy też zbyt leniwy, poczwaro? Odpowiadaj. - Znów podniósł w ich stronę broń. - Kim kurwa jesteś, Jaredzie Bryant, co? Powiedz jej, kurwa. - Pistoletem przesuwał od jednego do drugiego, niebezpiecznie nim manewrując. - Powiedz jej kim jesteśmy, no dalej. Mów. MÓW.

Valentina czuła, jak dłoń Jareda wydostaje się z jej ścisku i przesuwa się po jej plecach, by opuścić dotyk. Stanął obok niej i obrócił się w jej stronę. Dopiero teraz mogła dostrzec jego twarz. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Oczy poczerwieniały, w lewym pękła żyłka – całe zalane było rubinem. Łzy spływały po jego policzkach. Wyglądał niczym śmierć, tylko oddech wydostający się z jego płuc, świadczył o jego ludzkim pierwiastku.

- Skąd znasz Gabriela? - zapytała, błądząc oczami po jego twarzy, szukając jakiegokolwiek znaku, że jest to zwyczajny sen. Czegoś, co by się nie zgadzało. Dlaczego nie mogła tego odszukać?

- Na imię mi Kevin i wszystkich was zniszczyłem – odezwał się Gabriel i podszedł niebezpiecznie blisko do pary stojącej w drzwiach. - Przykro mi, Valentino. - Wyciągnął dłoń, by pistoletem pogłaskać jej policzek. Na chłodny dotyk zakręciło się jej w głowie. Spojrzała za postać Gabriela, by zbadać pomieszczenie, w którym się znajdowało. Było całkowicie puste, oprócz stojącej na środku ogromnej świecy, która płonęła ogniem. Okna za postacią ich oprawcy wypełnione były witrażami z podobizną Matki Boskiej i Jezusa. Gabriel gładził jej skórę i sunął po śliskiej od łez powierzchni. - Wiesz, nawet cię lubiłem. Zawsze byłaś taka... dzika. - Drugą dłonią złapał ją za włosy, złapał je w połowie, zacisnął pięść i mocno pociągnął ją w tył. Jej głowa odchylona teraz była ku górze, a jego twarz stała milimetry od niej. - Ty się nawet nie ruszaj – powiedział do Jareda i bronią dotknął jego brzucha. - Jeden ruch i nie żyjesz. Wolę jednak opowiedzieć tę historię przy tobie, więc się pilnuj... Val, Val, Val. Tak, byłaś dzika. W sumie to nawet mnie pociągałaś. Zawsze chciałem ciągnąć cię za te włosy i mocno pieprzyć. Ale obiecałem jej, więc tego nie zrobiłem... Ale od początku, skarbie.

Przez ciało Lightburn przechodziły dreszcze, a ona sama znieruchomiała tak samo jak kiedyś, gdy była ofiarą gwałtu równo raz w tygodniu.

- Kevin to ja, nie mam na imię Gabriel. Wybrałem sobie takie imię, żeby ta poczwara się nie domyśliła. - Spojrzał na Jareda. - My się już znamy, prawda? Chłopak Mary... Budda dla Mary... Zabiłeś ją. Zabiłeś. Dlatego ja teraz zabiję Valentinę. Tak po prostu. Przez przypadek, prawda? - Wzrokiem znów powrócił do Lightburn. - Miałem kiedyś siostrę. Mary. Jared był jej chłopakiem. Mieszkaliśmy wtedy w Bossier City, a on nazywał się Bryant, po biologicznym ojcu. Kiedyś postanowił sobie, że nauczy moją siostrę pływać. Wrzucił ją z łódki na pełną wodę i darł się << płyn, płyń >>, ale ona nie umiała. I wiesz co? Wiesz co, Lightburn? Mary utonęła. Przez tego idiotę. Zabił ją... I krzyczał ciągle <<Kevin>>, jakby to miało cokolwiek zmienić. Stałem na brzegu i wszystko wiedziałem, wszystko. - Z oczu Gabriela zaczęły spływać łzy. - Uciekł potem z miasta z matką i bratem i zmienili nazwisko, żeby nikt się nie dowiedział. Nigdy nie poniósł za to kary, dlatego ja postanowiłem go ukarać. Już prawie go kiedyś miałem, ale gdy chciałem zaatakować, akurat rozstał się ze swoją ukochaną... Shannona nie zabiłem, bo byłoby to dla mnie zbyt łatwe. Ot, kolejny idiota na mojej liście. Ale ty... Ty jesteś ważna. Jesteś inna. Twoje obojczyki wulgarnie proszą się o ich ssanie i zrobienie malinki, twoje biodra wręcz błagają o ich ujarzmienie, a twoja talia szydzi ze wszystkich gorsetów. Dodatkowo, twoja twarz jest nietypowo piękna, nawet nie musisz się malować, ale dziś... Dziś mnie przekonałaś do makijażu na swojej buzi. Podoba mi się ta pomadka, wiesz? Wolę jednak ją w nieco innym stylu, więc zaraz to naprawię.

CAN'T CONTROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz