4.

245 16 1
                                    

Wchodząc do swojego pokoju czułą narastający gniew. Nie tyle na Jareda, co na samą siebie. Nie chciała krzywdzić Clary, była ona dla niej w pewnym stopniu oparciem, które teraz straciła. Wymazała z siebie wszystkie uczucia i położyła się spać, by odlecieć w zakamarki własnej duszy.

Stała na skraju urwiska. Widziała za sobą wstęgę czerwieni, która sączyła się z jej ramienia. Krwawiło. Dotknęła wilgotnej ręki, by zaraz złapać za zupełnie obcą dłoń. Podniosła wzrok, widząc najpiękniejszego anioła, jaki kiedykolwiek jej się przyśnił. Cały w czerni z płonącymi skrzydłami, zupełnie czerwonymi.

Anioł śmierci.

Obudziła się zlana potem, wyczuwając łzy na policzkach. Było już późno, najprawdopodobniej przed południem. Słońce przedostające się przez szpary między prostymi zasłonami raziło jej oczy. Podniosła się ospale i zdecydowała się wziąć kąpiel, po tym jak zasnęła w ubraniach. Zabierając ręcznik, ruszyła w stronę łazienek.

Pomieszczenie, które służyło do kąpieli było najstarszym w całym budynku. Płytki leniwie odchodziły ze ścian, a tych na podłodze nie było prawie wcale, odsłaniając przez to betonowe fragmenty posadzki. Na środku stały trzy wanny otoczone specjalnymi parawanami, aby zachować jakąkolwiek prywatność. Przy ścianie zamontowane były prysznice oddzielone ściankami.

Nie zwracając uwagi na to, czy ktoś ją obserwuje, rozebrała się i weszła pod strumień zimnej wody. Próbowała złapać oddech, ale siła wody ją przytłaczała. Lubiła tu uczucie, gdy nie panowała nad tchem, bo jeden z żywiołów głaska jej ciało. Powoli czuła, że oczyszcza się z całego brudu życia.

Ubrała się w wcześnej przygotowane ciuchy: czarny t-shirt i dżinsy, już pod okiem pilnującej stażystki, która nagle się tutaj pojawiła. Popatrzyła na nią uważnie, studiując każdy jej ruch, jakby bawełną Valentina mogłaby podciąć sobie żyły. Agresywnie pokazała jej środkowy palec i ruszyła w stronę pokoju Clarissy, by z nią porozmawiać.

Być może była oschła, nie lubiła ludzi, była socjopatką, ale na Clary jej zależało. Wiedziała dobrze, dlaczego dziewczyna tutaj trafiła i na samą myśl robiło jej się przykro.

Weszła do różowego pokoju, na którego ścianach namalowane były żółte kwiatki. Na przeciw niej, w centralnym punkcie pokoju stał biały stoliczek w stylu wiktoriańskim, ozdobiony ręcznymi malowidłami. Przy stoliku stały krzesła, na każdym z nich posadzona została inna zabawka, od pluszaków po porcelanową lalkę. Wszystko było tutaj przesłodzone i infantylne. W kącie siedziała skulona postać, śmiejąca się dziwnie do własnych dłoni.

- Clary? - zapytała powoli i pełna obaw, ale zaraz przyjęła typowy dla siebie obojętny ton. - Wiem, że wcale się nie gniewasz, łajzo. Po prostu jest ci przykro, w końcu ci przejdzie.

Mała postać zatrzepotała rzęsami i odwróciła się w stronę Valentiny, by ukazać ogromne źrenice wokół których rozciągał się wąski pasek błękitu. Ten widok wyraźnie zdenerwował Valentinę, która podbiegła do Clary i objęła dłońmi jej twarz.

- Co ci jest?

Brunetka tylko uśmiechnęła się do niej pogodnie i pomachała, jakby widziała ją z oddali.

- Ja się nie gniewam, Tina... Ja - czknęła donośnie i zahihotała. - Ja cię bardzo lubię.

Ospale położyła głowę na ramieniu Valentiny, przytulając się do niej po omacku. Jej flegmatyczne ruchy były jeszcze bardziej zauważalne, a dłonie lekko drżące.

- Słuchaj mnie - podniosła jej głowę, by ta popatrzyła na nią pustym spojrzeniem. - Co ty zrobiłaś? Nie zachowujesz się tak normalnie, więc coś musiałaś sobie zrobić... Clary, jeżeli mi nie odpowiesz, to odejdę od ciebie.

CAN'T CONTROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz