Mecz Przyjacielski Z Liceum DC

3.2K 273 55
                                    

— Słuchajcie, Liga Sprawiedliwych to pozerzy — mówił Tony z przejęciem. — To tylko banda z innego liceum, która myśli, że jest od nas lepsza... otóż nie. Jesteśmy Avengers. Sama nazwa mówi o naszej wyższości. Prawda Kapitanie? Kapitanie?

Steve siedział na ławce w szatni i choć był z drużyną fizycznie, to psychicznie był daleko na boisku... tam w jego głowie podczas gry patrzyły na niego zielone oczy, a uśmiechnięta twarz lśniła w słońcu. 

Ocknął się gdy Clint pstryknął mu palcami przed nosem.

— Możesz skupić się na meczu? O Dafne myśl w każdej godzinie, minucie i sekundzie... oprócz tej nadchodzącej.  

— Ja tylko myślałem o tym, czy przyjdzie na mecz — mruknął speszony Rogers.

— Mogę się z tobą założyć o dychę, że przyszła — powiedział Pietro. — Już wygrałem.

****

Na murawie stał Clark Cent, lecz teraz bardziej pasowała do niego ksywka Super Man, gdyż założył swój strój. 

Był też Flash w sowim czerwonym stroju i masce z małymi piorunami przy uszach. Maximoff miał mieszane uczucia co do tego gościa. 

Batman i Stark mierzyli się właśnie spojrzeniami, jakby chcieli ocenić, który z nich jest bogatszy i ma lepsze zabawki.

 Green Lantern i Thor spoglądali co rusz na swoje magiczne atrybuty. Bóg był przekonany, że pierścień to lamerski gadżet, Allan natomiast twierdził, że młot jest mało poręczny. 

Robin razem z Peterem stali się najlepszymi przyjaciółmi. Nie było to trudne gdyż oboje mieli wspólne cechy. Oboje byli Fangirls. 

Aquaman trzymał swój trójząb i patrzył na Buckiego jakby chciał go nadziać na swoje widły.

 Cyborg i Bestia nie mieli zamiaru w ogóle patrzeć na rywali, jakby groziła im za to możliwość zwrócenia śniadania. 

Arrow liczył strzały, a w swojej wyobraźni właśnie celował nimi w Clinta. 

Scott patrzył na Atoma jak na potencjalnego rywala, którym w zasadzie był. Arsenal naśladował ruchy swojego przyjaciela Arrowa. Zastanawiał się, czy dwóch łuczników to trochę nie za dużo jak na jedną drużynę?

W skrócie, byli wszyscy. Wszyscy, oprócz Dafne. Steve szukał jej na trybunach, ale gdy udało mu się dostrzec Wandę i Natashę, Adler z nimi nie było. 

Steve podszedł do Pietra z mieszanką złości i smutku.

— Wisisz mi dziesięć baksów.

****

— Nie, nie i koniec. Masz szlaban — powiedziała ze złością Martha Adler. 

— Mamo— jęknęła Daf. — Błagam, obiecałam, że tam będę. 

— Ty chyba nie rozumiesz słowa szlaban. Nigdzie nie idziesz do końca tygodnia. Kropka. — Matka była na skraju wytrzymania.

— Mamo, tylko tam... od poniedziałku możesz mnie nawet w pokoju zamknąć, ale...

— Nie! — krzyknęła pani Adler. Dafne była zła. Na siebie i na nią. Nie jest małą dziewczynką, radzi sobie sama. 

Brunetka bez słowa pobiegła do pokoju. Wpadła tam jak burza i rzuciła się na łóżko. Zerknęła w sufit. Obiecała. Ale nie chodziło o to. Ona CHCIAŁA tam być. 

— Brawo — powiedziała do siebie.

****

Poniedziałek jest straszny sam w sobie. Ale dla Dafne miał jeszcze kilka powodów extra. 

Avengers AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz