(brzydki) Słoń

252 16 4
                                    

Tosia spojrzała się na mnie ciekawski wzrokiem.
- Wiesz coś na ten temat? - zapytała.
Ja tylko przełknęłam ślinę......

- Halo?! Nie ignoruj mnie. - powiedziała wzburzona i poprawiła się na fotelu, żeby mieć lepszy widok na mnie.
- Nagle sobie uświadomiłaś, że tu jestem? Weź lepiej patrz się w ten głupi ekran. - powiedziałam zirytowana. Co ją to w ogóle obchodzi?!
- Zluzuj trochę......Jezu nie było tematu. Skąd miałam wiedzieć, że tak zareagujesz. - odwróciła się z powrotem w stronę telewizora, ale cały czas się kręciła. - Chcesz coś do picia? - powiedziała i wstała z miejsca podążając do kuchni.
- Nie.....dzięki. - odburknęłam i skierowałam się w stronę balkonu.
- Ejjjjj, ale się nie obrażaj. - podeszła do mnie od tyłu i przytuliła. Próbowałam udawać jeszcze obrażoną, ale na nią nie można się długo gniewać. Nic nie powiedziałam tylko bardziej się wtuliłam.
- A ten słoń na biologii wcale nie był taki zły. - powiedziała i wiedziałam, że na to wspomnienie się uśmiechnęła.
- Awwwwww... - odwróciłam się i przytuliłam ją. - Dobra, już nie jestem zła. - zrobiłam uroczą minkę, na którą Tosia się zaczęła śmiać.
- Ale tego widoku moglas mi zaoszczędzić. Teraz twoja twarz będziesz mi się śniła w koszmarach. - zrobiła minę pełną grozy i unisła swoją rękę do czoła w geście przerażenia. Ja skrzyżowałam ręce, po czym uderzyłam ja lekko w ramię.
- Ha.Ha.Ha, ale śmieszne. - powiedziałam i zwróciłam się ku drzwiom balkonowym.
- Tylko czasami nie skacz, to i tak nie pomoże twojej buźce - uśmiechnęła się i cofnęła o krok. Teraz to suka przesadziła. Chciałam do niej podejść, ale ona w tym samym momencie popchnęła drzwi i pobieła do kuchni.
- Auuuu..... Jeszcze będziesz mi płacić za uszczerbek na zdrowiu! - groziłam cały czas trzymając się za obolały nos.
- Powinnaś być mi wdzięczna, że w końcu nastawiłam tego "krzywolca''! - krzyknęła, a jej śmiech mozna bylo usłyszeć w całym mieście. - A płacić tu to będziesz tylko ty za moje paliwo.... -        Ona chyba nigdy nie dorośnie..... W sumie to dobrze, bo potrzebne są takie osoby na świecie, które jednym pstryknięciem palców potrafią obrócić twoje dotychczasowe życie o 180 stopni. Nie czekając aż mój nos zrobi się jeszcze większy od opuchlizny ruszyłam do kuchni. Wychodząc z salonu słyszałam jakieś szmeranie dochodzące z pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna. Spodziewałam się najgorszego.

- Masz bardzo dobre rogaliki! - powiedziała. Ja nie czekając dłużej, pędem ruszyłam na ratunek moim współbratyńcom, którzy cierpią katusze.
- Tosia zostaw je one nie zasługują na piekło. - wbieglam do kuchni, a zauważając pusty półmisek rzucilam się na kolana.
- Jak mogłaś!? One były takie niewinne! Miały trafić do nieba czyt. mój żołądek! - krzyczałam przez płacz, w żałobie i tęsknocie za moimi promykami, które rozświetlają każdy ciemny zakamarek w moim życiu, a gorycz zamieniają w słodycz, która tryska strumieniami, gdy się połączymy w jedność czyt. gdy je zjem.
- Oj już nie dramatyzuj. Zostawiłam ci jeszcze 2. - wyciągnęła za siebie papierowa paczuszkę, w której znajdowały się moje maleństwa.
W tempie 83736279km/s odebrałam jej torebkę. Po przeliczeniu, jakby dopiero teraz do mnie dotarło. Spojrzałam na nią pełna obrazy.
- Ale jak to 2! - krzyknęłam - Przecież kupiłam ich 6!
- Tak, ale przypominam ci, że to przez ciebie moje włosy zostały pokrzywdzone. - patrzyła się prosto w moje oczy.
- Ale jak?! Przecież ja nie sterowalam tym ptakiem, a i tak czy inaczej musiałabyś zajechać na tą cholerną stacje. - jeśli chodzi o jedzenie, a zwłaszcza o moje ukochane rogaliki to robię się groźna.
- Ale jakoś w magiczny sposób je przyciagasz, więc to twoja wina. - wzruszyła ramionami i wymineła mnie.
- Ale.....? - nie dała mi dokończyć.
- Chodź i nie gadaj. Kupię ci te rogaliki, tylko daj już spokój. - powiedziała, a ja zadowolona ruszyłam (juz z tylko) 1 rogalikiem.

**********

- Dobra ja się zbieram! - Tosia wstała i ruszyła w stronę swoich butów.
- Już? - zdziwiłam się. - Która godzina?
- No właśnie. Jest już 19:20, a jutro jak wiesz mamy wykłady na 9:00 i trzeba się wyspać kochana. Ale wiesz, jeśli ci się nudzi to możesz mnie odprowadzić.
- Chyba aż tak mi się nie nudzi - spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać.
- Nie boisz się o mnie? - zapytała.
- Poradzisz sobie. - stwierdzam.
- A jak nie? - pyta się z nutką nadziei w głosie.
Nagle po domu rozległ się dźwięk dzwonka. Oczywiście jako pani domu poszłam otworzyć. Podeszłam do drzwi. Jednak za nim otworzyłam, to spojrzałam przez wizjer (nie jak to się robimy we wszystkich filmach - najpierw otwiera nie patrząc przez wizjer, potem żałuję). Nie powiem zaskoczyło mnie to co tam zobaczyłam.
- Przemek? - pytam ze zdziwieniem w głosie.
- Cześ.... - nie dokańcza, bo z pokoju wylatuje Tosia z parasolką w ręce.
- A masz ty skurwie.... - zatrzymuje się i zastyga w miejscu. - Soryyy..... - zwiesiła głowę z zakłopotania. - To ja sie juz zbieram. - ucałowała mnie w policzek i jeszcze raz przepraszając Przemka wyszła. Ja stałam w osłupienie. Nie przywykłam zbytnio do nagłych zwrotów akcji. Raczej preferuje powolne wzrastanie napięcia. Myśląc o tym kompletnie zapomniałam o Przemku.
- To może wpuścisz mnie do środka, co? - powiedział lekko zakłopotany.
- Tak. Oczywiście wejdź. - powiedziałam i wpusciłam chłopaka do środka. Czego on może chcieć ode mnie? Przecież nawet się nie znamy. W sumie to widzialam go jeden raz w życiu, pomijając ten fakt z teraz.
Zaprowadziłam chłopaka do salonu i usiadłam na fotelu. On podążając za mną usiadł na kanapie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- No więc co cię do mnie przywiało? - spytałam nieco skrępowana. Patrzę na niego i czekam na sensowną odpowiedź.
- Tak przejeżdżałem i.... - zaciął się. No chłoptasiu jak ty w takim tempie będziesz ze mną rozmawiał to nie ma bata, żebym się dziś porządnie wyspała. Co ja mówię?! Przecież już go wpuszczając do środka byłam pewna, że nie skończy się na kilkuminutowej rozmowie.
- Iiiiii - zachęciłam chłopaka. - Przemek czy coś się stało, że jestes taki małomówny? Z tego co pamiętam, to ostatnim razem taki nie byłeś. - musiałam wkroczyć do akcji, bo inaczej byśmy się patrzyli tylko po pokoju i niczego sensownego bym się nie dowiedziała. Co ja mówię! Niczego bym się nie dowiedziała.
- Tak trochę jesteś nam potrzebna. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.  Uniosłam prawą brew tak wysoko jak mogłam, co pewnie nie wyglądała zbyt dobrze, ale raz się żyje. Co nie?
- Nam? - spytałam.
- No mi, Maćkowi i Piotrkowi. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Siedziałam jak wryta, no bo kto normalny przyjeżdża po 3 miesiącach nie widzenia się, do praktycznie nieznajomej osoby i prosi ją o pomoc. To musi być naprawdę sprawa nie cierpiąca zwłoki skoro pofatygował się i przyjechał aż tutaj. Niby mówi, że przejeżdżał przez okolice, w co wątpie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał. Nie no doskonale. Zwłaszcza jak trzymasz mnie w nieświadomości.
- Jak mi nie powiesz o co chodzi to obiecuje ci, że zejdę na zawał i będę cię nawiedzać. - powiedziałam poważnie nie spuszczając z niego wzroku.
- Ale to nie tylko ja wymyśliłem ten pomysł. - podniósł ręce w geście obronnym.
- Widać, że kochasz swojego braciszka i przyjaciela wydając ich. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Chłopak się zaśmiał. Po moim (nie śmiesznym) żarcie widać było, że się trochę rozluźnił. - A więc co sie takiego zdarzyło, że mnie potrzebujecie? - pytam i nabieram trochę pewniejszej postawy, żeby nie pokazać po sobie jak bardzo jestem  ciekawa.
- Dobra powiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć. - chłopak postawił mi warunek.
- Tak czy owak musiałbyś mi powiedzieć jeśli miałaby się w ogóle zgodzić - chłopak przytaknął głową i wstał rozglądając się po pomieszczeniu. - A tak na marginesie skąd wiesz, czy będę krzyczeć? Przecież widziałeś mnie jeden raz w życiu i nie sposób, żebyś wiedział jak się zachowuję. Może jestem potulna jak baranek? - powiedziałam. Przemek na moje słowa odwrócił się do mnie przodem uśmiechając się i podparł ręce na swoich biodrach.
- Wiem, że jesteś potulna jak baranek, ale wiem też, że jak się wkurzysz, albo coś cię niepokoi to potrafisz być "wredna suką" - ostatnie dwa słowa zacytował. Ale jak to? Skąd on o tym wie?
- Ale skąd ty to wszystko wiesz? I co miał znaczyć ten cytat?! - tu pokazałam jego ruch. Zaczęłam się nie pokoić, że wpadłam w jakies kłopoty.
- No Martyna mi o tobie opowiadała.

Że. Co. Kurwa!?

- Słucham? - myślałam, że naprawdę on mnie wkręca.
- No twoja koleżanka o jasnych włosach. No nie powiesz mi teraz, że jej nie kojarzysz. - uśmiechnął się do mnie.
- Zabije sukę - powiedziałam do siebie.
- Dobra, dobra, ale za nim sie pozabijacie musisz nam pomóc. - uklęknął przy moich nogach i oprał się ręką o moje kolano, co mi samej się zbytnio nie podobało.
- Ale jak mam wam pomóc skoro nawet nie wiem na czym problem polega! - byłam już tym wszystkim zirytowana. No bo jak długo można to ciągnąć. Rozmawiamy już z jakies pół godziny i nadal nie wiem gdzie leży sedno.
- No więc sprawa  wygląda tak......

**********
Cześć! Mam nadzieję, że rozdział (aż) tak źle nie wyszedł.
Zostało już tylko 92 dni do wakacji licząc z weekend'ami i dniami wolnymi! Też się cieszycie? Ja bardzo, ale również obawiam się, że nie zdążę poprawić wszystkich oceń itp. To wszystko jest skomplikowane😊.

Skok w DorosłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz