Rozdział 8 - W potrzasku

68 1 0
                                    

Minęło kilkanaście godzin zanim Jacek otworzył oczy. Od razu poczuł mdłości, najprawdopodobniej, to przez tę ciemność, która ogarniała go ze wszystkich stron. Nie był jeszcze w stanie samodzielnie myśleć, najwyraźniej substancja podana przez jogina nadal działa. Jedyne, co mógł, to zatracić się w odmętach pełnej wyrazu otchłani rozprzestrzeniająca się w pomieszczeniu, a tym bardziej w jego odurzonym umyśle. Po pewnym czasie otworzyły się drzwi wraz z nieprzyjemnym dźwiękiem, który im towarzyszył. Światło przez chwilę oślepiło Jacka, ale zdołał zauważyć dwie niewyraźne postacie konwersujące w jakimś dziwnym języku. Jedna z nich, to był jogin, tego był pewien, a druga miała na sobie swego rodzaju szaty. Po chwili weszli i zapalili światło w miejscu pobytu chłopaka.

- Kogo mi tu przyprowadziłeś? On ma co najmniej 18 lat. Od ośmiu lat powinien już tu być, jest za stary. Zdajesz sobie sprawę z tego ile czasu pochłonie edukacja tego młodzieńca? Rzekł drugi głos, o dziwo wiele bardziej doświadczony od mistrza, którego znał Jacek.

Jacek wreszcie w przejrzał na oczy i równie tak samo im nie wierzył. Pół wzrokiem ujrzał w nich... Bramina, który miał na sobie pomarańczową szatę i długą brodę. Wyglądał na około 75 lat, lecz nadal drzemała w nim niewyjaśniona energia, którą w pewien sposób czerpał. Istniała tylko jedna kwestia, która w całej tej zagadce nigdzie nie pasowała; bramini, to kapłani, stojący najwyżej w hierarchii systemu kastowego, również najczystsi moralnie i nikt nie podjąłby wydania rozporządzenia o porwaniu młodzieńca, który nikomu nie zawinił. Słowa Marka zaczynały nabierać co raz pełniejszych kształtów. To musiała być ta sekta o której opowiadał, jakiś odłam ludzi, którzy mają w pewnym sensie inne tradycje i poglądy religijne. Coś w stylu naszych Świadków Jehowy.

- Panie, On ma dar, niektórzy przez 8 lat nauki nie dorównują jego bardzo rozwiniętemu umysłowi jak i szeroko rozumianej percepcji.

- Sądzisz, że nie będzie sprawiał problemów?

- Najmniejszych, Panie.

- W takim razie zabierz go do głównej hali, tylko nie pozwól żeby znalazł się tam w takim stanie. To jest niedopuszczalne.

Jacek po raz pierwszy widział jogina jako małego, nic nieznaczącego pionka, który wykonywał rozkazy bez zbędnych słów,a pomyśleć, że dla niego był przez pewien czas Mistrzem. Zanim zdążył powrócić myślami do rzeczywistości poczuł silne szarpnięcie na jego rękach i znów znalazł się na plecach. Został zaprowadzony do ogromnej łaźni. Przebywało w niej około 1000 osób z całego świata. W tym momencie chłopak kompletnie nie wiedział co się dzieje: nie wie gdzie się znajduje, nie rozumie tutaj nikogo, a w dodatku widzi, że nie jest tutaj sam. Ta sytuacja zaszła za daleko. Im bardziej zagłębiał się w tę sprawę, tym jeszcze mocniej zmieniało się jego spojrzenie na świat. Tak jakby przeszedł mentalną reinkarnację teoretyczną. W 75% jego osobowość została przekształcona w nową, "lepszą" i bardziej doskonałą.

W tym samym czasie Marek ochłonąwszy po przeżyciach z pogrzebu i zaznajomiony ze swoim obecnym położeniem postanowił wybrać się na spacer i dowiedzieć się, co tak naprawdę miało miejsce. Musiał "tylko" sforsować najnowocześniejszy system zabezpieczeń w całych Indiach.

( To są chyba jakieś żarty: nie dość, że zmartwychwstałem, to na dodatek leżę w jakimś ponadczasowym sanatorium tysiące kilometrów od domu. Czy może być jeszcze gorzej? )

Po chwili wszedł mężczyzna wizualnie podobny do tych, których spotkał Jacek, lecz był o wiele młodszy.

- Jak się dzisiaj czujemy? Wypowiedział z doskonałym, brytyjskim akcentem człowiek, który na pozór powinien posługiwać się tylko językiem Hindi. Wnioskując po tym, jest typem światowca oraz wnikliwie wykształcony. Miał bowiem na wizytówce wypisany stopień naukowy, a zamiast danych osobowych widniał jakiś kod z powierzchownie przypadkowymi cyframi, wyrytymi szczerym złotem.

Przyjaźń Na Dwa FrontyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz