Rozdział 11 - Strach - najwierniejszy "Przyjaciel" człowieka

56 1 0
                                    

- Co Wy tu wszyscy robicie?! Spytał Jacek ze lśniącymi ze strachu oczami i nadzieją na to, że wszystko co tutaj widzi, to jeszcze działanie substancji, którą podał mu Jogin.

- Ooo i jest nasz synalek znany jako włóczykij. Jak tam było w Indiach? Po co tu wróciłeś? Żeby zobaczyć swojego ojca alkoholika? Czy może już pijaka? Grzegorz wyszedł z domu, lecz gdy zadzwoniła do niego żona o całej zaistniałej sytuacji wrócił w "pięknym" stylu, lecz On jest perfekcjonistą i musiał jeszcze w domu popracować nad swoim stylem, stanem, każdy nazywa to inaczej.

- Proszę odłożyć ten nóż! Jacek czuł jak jego słowa drgają, lecz w tym momencie nie potrafił inaczej tego powiedzieć.

- Ta suka myśli, że mój syn jest ojcem jej dziecka!

- Natalia? Czy to prawda? Spytał Jacek niepewnie, ale niemal z pewnością, że ojciec Marka ma rację. Natalia tylko zamknęła powieki i pochyliła głowę. Nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Była sparaliżowana strachem, który ogarnął całe to towarzystwo.

- Wy naprawdę jesteście do reszty pojebani. Z resztą chyba już nic w tym życiu mnie nie zdziwi. Nawet Wy. Możemy normalnie porozmawiać, bo jeśli jeszcze chwilę będziemy się znajdować w tym miejscu, to możemy stać się świadkami tragedii, a chyba nikt tego nie chce.

- Ja chcę! Ja chcę! Roześmiał się psychodelicznie ojciec Marka. Postradał zmysły, nie może się pogodzić z informacją, że jego syn w tym wieku może być ojcem i to jeszcze z Natalią.

- Koniec tego pieprzenia! Chodźmy wszyscy do salonu. Musimy sobie wszystko wyjaśnić.

O dziwo wszyscy posłuchali się Jacka, nie było żadnego głosu sprzeciwu. Nawet Krzysztof odłożył nóż, a młodzieniec go poprowadził, bo ten jeszcze był w szoku. Całe towarzystwo usiadło z nadzieją, że dowiedzą się również co działo się z chłopakami.

- A Ty pieprzony kurduplu co tu robisz? Jakoś prędko wróciłeś z Indii. Jak się tutaj w ogóle znalazłeś? Jacek jeszcze nigdy nie był w takim stanie. Wszystko co się tutaj działo, to było dla niego za wiele. Zamiast błyszczeć elokwencją, gasł w oczach ludzi swoim prostym wręcz wulgarnym językiem.

- Umiejętność bilokacji nie jest dla każdego młody człowieku. Przepraszam za Indie. Ogólnie jest to piękny kraj. Szkoda, że nie zdążyłeś go zwiedzić.

- Zdążyłem wystarczająco. Teraz gadaj o co tu chodzi!

- Młodsi mają pierwszeństwo, więc proszę bardzo. Sądzę, że wiesz na tyle dużo aby podzielić się tym z innymi.

Jacka zamurowało, lecz nie miał wyjścia. Musiał opowiedzieć o Marku z którym stracił kontakt. Najbardziej bał się reakcji Krzysztofa, który oszalał przez całą sytuację.



Niewyraźne głosy,  niewyraźne twarze, nieznajoma lokacja. Tylko to towarzyszyło oszołomionemu Markowi, który kompletnie nie wiedział co się dzieje.

- Co z nim robimy?

- Dostaliśmy rozporządzenie o deportacji, więc chyba właśnie to. Rzekł zirytowany głos najprawdopodobniej młodego człowieka.

- O, proszę obudził się nasz główny obiekt zainteresowań. Uśmiechnął się jeden z nich wyrażając pogardę. Twój kolega już dawno w Polsce, a Ty nadal zwiedzasz.

- Nie... Nie... Nie zwie...

- Oj nie ma z Tobą kontaktu. Bierz go do samolotu, czeka nas długa podróż.

- Nie wiem po co kazali nam go zatrzymywać skoro i tak musi wrócić. Ich zachcianki naprawdę są czasami niezrozumiałe.

 Minęły dwie godziny, a Marek nadal leżał otumaniony.

Przyjaźń Na Dwa FrontyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz