.2. Can't Fight Against the Youth

315 54 15
                                    

   Przyjaciele siedzieli przed telewizorem w mieszkaniu Bronka, oglądając Disco Relax (na który ledwo co zdążyli) i paląc czeskie skręty. Było to swego rodzaju rutyną, zawsze tak robili w leniwe czwartki, kiedy nie mieli już co do roboty na targu. Czeskie skręty były sprawą Rysia - to on miał znajomości na całym świecie i Bronek nawet nie wnikał, w jaki sposób zdobywał niektóre rzeczy. Kierował się zasadą, że nieważne skąd, ważne, że jest. No więc, skoro już o tych skrętach mowa, czeskie były ich ulubionymi. Raz spróbowali ruskich, ale okazały się totalnym niewypałem i w ogóle ich po nich nie brało. Za to te zza czeskiej granicy - wyborne. Często, kiedy byli już na ostrym haju, wydawało im się, że mają razem zespół o nazwie Panika! Na Dyskotece, ale oczywiście był to tylko twór ich wyobraźni. Dodatkowo, kiedy Bronek był już zbyt długo odurzony, biegał po całym domu i krzyczał, że jest dziewiąta po południu oraz złościł się na Rysia, że ten nie zamyka drzwi. Oboje pamiętali także pamiętny dzień, gdy Ryszard kupił zbyt mocny towar i przez to chodził po domu z akwarium na głowie, wołając, że najlepszą zabawą dla dziewczyn bez ściągania ubrań jest kłamanie, na co Bronek tylko przytakiwał energicznie. Och, no i nie można też puścić w niepamięć odpału Bronisława, gdy po obejrzeniu kabaretu pod wpływem narkotyków zaczął bawić w się porno-mima. 

   Lecz tym razem chłopców opuścił wesoły nastrój. Zioło im jakoś nie wchodziło, piosenki płynące z telewizora wydawały się jakieś takie smętne, a świat dookoła stracił kolory. 
   - Wiesz co? - zaczął po dłuższej chwili milczenia Rysiu. - To wszystko wina mojego ojca. 
   - Co? - odparł zdezorientowany Bronek. Jego przyjaciel nie miał w zwyczaju opowiadać o swojej przeszłości, właściwie to Broniu nie wiedział, jak wyglądało życie Ryszarda, zanim go poznał. - O czym ty mówisz?
   Rysiu zaciągnął się mocno skrętem. 
   - Ano mówię o tym, że gdyby nie mój posrany ojciec, to dziś mógłbym być kimś innym. Nie musiałbym stać na targu, sprzedając mleko jak ostatni głupiec.
   - Ale przecież lubisz to robić, no nie?
   - Niby tak, ale zawsze marzyła mi się kariera muzyka. Zawsze chciałem pójść tą samą drogą, co Krzysiu krawczyk, no wiesz. Sława, pieniądze, kobiety. Albo, żebym chociaż miał jakąś prawilną pracę, jak właśnie mój ojciec. - Splunął po wypowiedzeniu ojciec. 
   - No, a kim był twój ojciec? - Bronek był tak odurzony, że z trudnością łączył wątki. 
   - Nie uwierzysz. - Rysiu odpalił drugiego skręta od poprzedniego. - Był właścicielem sklepu z kasetami VHS. Rozumiesz? Mogłem być ustawiony do końca życia, być kimś na tym świecie. Ale nie, wszystko musiało się zjebać...
   - No... ale jak zjebać? - spytał zjaranym głosem Broniu. 
   - Ogólnie, to zawsze miałem na pieńku z ojcem. - Bronka powoli zaczynało śmieszyć to, że Rysiu ani razu nie nazwał swojego taty tatą. - Nigdy za mną nie przepadał, twierdził, że do niczego się nie nadaję. Bił mnie kablem od pilota i nabijał się ze mnie, gdy płakałem. Według niego byłem niewystarczająco męski. Byłem piątym kołem u wozu - chciał mieć syna, który byłby jego wierną kopią, ale ja chciałem być sobą. 
   - A co na to twoja mama?
   - Ona nas zostawiła, gdy tylko się urodziłem. Stwierdziła, że jestem brzydki i uciekła z jakimś gościem o imieniu Maurycy. Lamerskie imię, nie?
   - W chuuuuj - odparł przyjaciel i wybuchł niekontrolowanym, zjaranym śmiechem. 
   - No, ale słuchaj dalej - kontynuował Rysiu, kreśląc w powietrzu bliżej nieokreślone kształty skrętem. - No więc mój stary prawie mnie zabił rurą od odkurzacza, gdy zobaczył, że pomalowałem sobie oczy eyelinerem. Wydawało mi się to mega cool, ale on mnie zwyzywał, że jestem pedałem no i wsadził mi tego pedała od roweru w dupsko. Bolało, ale co tam. Po tej akcji wyprowadziłem się od niego i rozpocząłem życie tu. 
   - Skurweesyn, wyobraź sobie, jacy bylibyśmy bogaci, gdybyś miał ten sklep z kasetami. 
   - No jacha. Sprzedawałbym je po wygórowanych cenach i byłym panem świata. 
   - A ja ci powiem, że moi rodzice też byli nieźle fiu-fiu. - Bronek wykonał znaczący gest dłonią przy swojej skroni.
   - Na pewno nie byli gorsi od moich - prychnął Rysiu. 
   - No, ale słuchaj tego. Ogólnie zawsze byli bardzo wierzący. Pamiętam, jak zamiast iść z ziomeczkami na boisko, ciągali mnie na Gorzkie Żale. Trauma do końca życia. No więc, oni chcieli, żebym poszedł na księdza, czemu się bardzo sprzeciwiałem, no zresztą wiesz. Jak mógłbym sobie odmówić Marysi i Żanetek wokół mnie? Kiedy znaleźli Świerszczyki pod moim łóżkiem i kasetę z amatorskim porno pożyczoną od kolegi, wywalili mnie na zbity pysk. Oblali mnie wodą święconą i spuścili porządne lanie Biblią, nigdy tego nie zapomnę. 
   - Co ty gadasz... - Rysiu siedział z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami. 
   - No, prawie mnie spalili na stosie. Chodziłem w ogóle do chrześcijańskiej szkoły, miałem pięć religii w tygodniu, musiałem ciągle być w kościele. Po tym, jak mnie wyrzucili z domu, wylądowałem tutaj. Stwierdziłem, że własna ferma kur i handel ich jajkami to niezły biznes w tych rejonach. No i tym sposobem jestem, kim jestem. 
   - My to jednak jesteśmy popierdoleni - odrzekł Ryszard, uderzając przyjaciela zaczepnie w ramię. - Musimy jednak przyznać szczerze, że gdyby nie nasi pojebani starzy, to nigdy byśmy się nie spotkali. 
   - Racja - przyznał Bronek. - I nie ma też co roztrząsać tego, co było. Bo możemy mieć jakieś uszczerbki na psychice, ale nie możemy walczyć z naszą młodością i przeszłością. A zresztą, co ja gadam. Nadal jesteśmy młodzi. Co ty na to, by pójść wieczorem do Stodoły?
   - Jestem jak najbardziej za. Za naszą młodość! - wykrzyknął rozentuzjazmowany i stuknął swoim skrętem w skręt Bronka. 
   - Za młodość!

Rynek || RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz