.18. Don't Threaten Me With A Good Time

120 31 5
                                    

   Ryszard Rosomak razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi siedział w pokoju hotelowym Pitbulla. Był on stosunkowo duży - w końcu to nie byle jaki pokój, a apartament - miał pozłacane ściany i aksamitne zasłony. Pośrodku stało ogromne łoże małżeńskie z pościelą w panterkę. W pokoju znajdował się również barek z całym asortymentem alkoholi i łazienka z jacuzzi. Armando siedział na łóżku i wykrzykiwał do telefonu znajdującego się na szafce nocnej różne pijackie sformułowania typu "Zapomnij o swoim chłopaku i spotkaj się ze mną w pokoju hotelowym!", "Możesz też zaprosić swoje przyjaciółki!", "2+2, będę cię rozbierał!". Nikt nie wiedział, z kim rozmawiał, ale nikomu też za bardzo nie zależało na tym, by się dowiedzieć. Piotr Poszed biegał jak pojeb z kamerą i wszystko nagrywał, Patryk, Andrzej i Jonasz wypijali zapasy alkoholu z barku, chlapiąc się wodą z jacuzzi. Jarek z Szymonem wypili zdecydowanie za dużo marsowej i zaczynało robić się niebezpiecznie. Oboje byli na antresoli i stali przy schodkach, przepychając się i śmiejąc.
   - Jestem od ciebie lepszy, Szymon - wypalił nagle Jarek.
   - Bo co? Ja byłem pierwszy na tym świecie, a nie ty! - oburzył się starszy Leczo.
   - I chuj, ale ty nie jesteś tak zajebisty jak ja!
   - Może oświecisz mnie, dlaczego tak sądzisz? - Szymon skrzyżował ramiona i spojrzał wyzywająco na swojego brata.
   - Bo ty nie potrafisz się toczyć jak Uran! A ja potrafię! - krzyknął, po czym skulił się i ochoczo spierdolił ze schodów.
   Szymon spojrzał za swoim bratem i skrzywił się na dźwięk tłuczonego szkła, kiedy tamten wturlał się w szklany stolik.
   - Ale masz najebane we łbie... - mruknął, kręcąc głową. - Dobrze, że to nie jest dziedziczne.

   Tymczasem Rysiu siedział skulony w kącie i kiwał się w przód i w tył. Akurat tego dnia miał bad tripa, no zdarza się. Normalnie nie przeszkadzałoby mu to, ale ten dzień nie był zwykłym dniem - ledwo kilka godzin wcześniej rozstał się z Bronkiem. Przez cały wieczór topił swoje smutki w szampanie i kokainie, lecz chyba nie wyszło mu to na dobre. Widząc jego nieszczęście, przysiadł się do niego Tadeusz Józefowicz, który nie wiadomo skąd, jak i dlaczego nagle wparował do pokoju.
   - A ty z Janką nie miałeś czasem pilnować mojego gospodarstwa? - spytał zmulony Rysiu.
   - Janinka powiedziała, że da sobie radę sama. Poza tym poszedłem sobie z Januszkiem na spacerek. Co ty taki smutny? Jest impreza!
   - A, nic takiego... Z Bronkiem się trochę pokłóciłem, a kokaina i szampan nie pomagają.
   Tadeusz zamyślił się, po czym pstryknął palcami w geście olśnienia.
   - Wiesz, co jest ostatecznym wyjściem, gdy koka i picolo zawodzą?
   - Co?
   -Benzyna - odparł, a jego oczy niebezpiecznie rozjaśniły się. W jego tęczówkach odbijały się wojenne wspomnienia z dnia, w którym podpalił swoje auto, krzycząc "Czy uratujesz moją ciężkąbrudnąduszę?!". Upierał się, że kłócił się wtedy z Januszem, ale policja mu nie wierzyła. W końcu Janusz nie istniał.
   - Mam ją wypić? - Ryszard zaczął się podnosić. - Może to ukróci me cierpienia...
   - Nie, pojebańcu! Miałem na myśli podpalenie rzeczy, o których chcesz zapomnieć! I wiesz, zalanie ich benzyną.
   Rysiu pogrążył się w swoich myślach, rozważając sens wypowiedzi Józefowicza.
   - Masz rację! Jedziemy spalić trochę chłamu! - krzyknął Rosomak, po czym wstał i pobiegł do swojego vana.

*****

   Kiedy zajechał pod swój dom, był środek nocy. Otaczała go głucha cisza, na niebie nie świeciła ani jedna gwiazda, księżyc schował się gdzieś za chmurami. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi, który przypominał Rosomakowi o jego ex. Wyszedł z samochodu i spojrzał w kierunku domu Bronka. Zastanawiał się czy nie zapukać, sprawdzić czy nie ma go w środku, ale powstrzymał się. Poza tym nie było opcji, żeby Uryna dostał się do wioski przed nim. Przecież nie przyszedłby na piechotę, to niemożliwe...

   Wszedł do swojego domu i pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było otworzenie na oścież okien. Wewnątrz unosił się stęchły zapach papierosów, zioła, wódki i piwa oraz popcornu - zapach, który przypominał mu o Bronisławie. Oczy zaszły mu łzami, nie chciał o nim w ogóle pamiętać. Jego początkowy smutek przemienił się w złość tak silną, że miał ochotę zniszczyć wszystko, co miało jakikolwiek związek z Uryną. Zacisnął dłonie w pięści i poszedł do swojej sypialni. Zaczął wysuwać szuflady szafki nocnej i wyrzucać z nich wszystkie papiery, między którymi walały się różne zdjęcia. Spod łóżka spoglądał na niego brulion, w którym spisywał wiersze, które były inspirowane Bronkiem. Wyciągnął go i cisnął nim przez całą sypialnię, przez co w powietrze wzbiły się liczne kartki i karteluszki zapisane drobnym, czytelnym pismem Rosomaka. Upadł na ziemię i zaniósł się płaczem. Nie tak miało się to wszystko potoczyć, całkiem nie tak. Po podłodze walały się rozmaite polaroidy, na których całował się z Bronkiem - zrobili ich setki tamtej nocy, gdy po raz pierwszy się do siebie zbliżyli, kiedy Genowefa go zdradziła. Podniósł jednego z nich trzęsącą się ręką i przycisnął go do serca.
   - Kurwa, dlaczego mi to zrobiłeś?! Dlaczego ja ci to zrobiłem?! - krzyczał, dławiąc się łzami. - Nienawidzę cię! Ale siebie nienawidzę jeszcze mocniej!
   Podniósł się powoli z podłogi, zagarniając do siebie wszystkie przedmioty z szuflad i chwiejnym krokiem ruszył z powrotem do vana. Otworzył gwałtownie bagażnik, wyjął z niego dwa kanistry pełne benzyny i zaciągnął je do domu. Jeden z nich postawił na podłodze w sypialni, drugi odkręcił i zaczął rozlewać zawartą w nim ciecz na wszystko w pomieszczeniu - na podłogę, ściany, łóżko, szafy. Kiedy oblał już większość, przeszedł do salonu i oblał benzyną kanapę, wykładzinę, zasłony w oknach. Drugi kanister wykorzystał na zmoczenie kuchni, łazienki i dokładniejsze oblanie sypialni. Gdy skończyła mu się benzyna, stanął przy drzwiach wejściowych.
   - Już czas - wyszeptał sam so siebie.
   Poszedł na środek pokoju, wyjął z kieszeni pudełko zapałek i odpalił jedną. Patrzył, jak płomień powoli trawi małutkie drewienko, nie mogąc się nadziwić, jak niewiele trzeba, by wszystko unicestwić. Ogień zbliżał się do jego palców, więc zdmuchnął ją i wyjął następną. Odpalił i znów zatopił w niej swe spojrzenie. Delektował się tą chwilą przed zagładą, był otumaniony bólem.

   - Co ty, kurwa, robisz?!

   Rysiu odwrócił się i ujrzał w drzwiach Bronka. W tym samym momencie, w którym na niego spojrzał, wypuścił z palców zapałkę i w jednej chwili wszystko zajęło się ogniem.

Rynek || RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz