Ciecholewki

170 11 4
                                    

Tę serię dedykuję Sandrze, która niecierpliwie czeka na kontynuację JongTae. Mam tu coś, co kiedyś rzuciłam w formie żartu, ale przerodziło się w pomysł na długą serię. Stay tuned!

               Życie w zabieganym Seulu nie służyło tak zamkniętemu na świat człowiekowi jak ja. Marzył mi się spokój San Francisco czy Los Angeles lat pięćdziesiątych, gdzie w ulicznych kawiarenkach pobrzmiewał west coast, a na płytach widniały czarno-białe wizerunki atrakcyjnych kobiet lub palm kokosowych. Spieszyliśmy się - żeby zdążyć na autobus, żeby skończyć szkołę średnią, żeby zjeść lunch w krótkiej przerwie między zajęciami. Nie było czasu, by żyć. A na końcu tej drogi czekała tylko trumna.
               Moja nieśmiałość sprawiała, że byłem wobec tego systemu bierny. Nie miałem w sobie krzty buntownika pragnącego wolności. Dostosowywałem się co tego, co mi narzucano. Uczyłem się gramatyki, bo taki był wymóg. Kazano mi być uczciwym, więc mówiłem prawdę. Żyłem w nietolerancyjnym społeczeństwie, dlatego przyzwyczaiłem się do bycia wyśmiewanym ze względu na swoje rude włosy.
              W rzeczywistości doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, iż to nie ich kolor był przyczyną moich relacji z rówieśnikami. Key Kibum z równoległej klasy notorycznie zmieniał swój wizerunek na coraz to bardziej szokujący, eksperymentował z ubiorem i makijażem, wzorował się na twórcach glam rocka z ubiegłej dekady, a jego fryzury wywoływały oburzenie wśród nauczycieli, a mimo to nikt nigdy nie powiedział złego słowa na jego temat. Nie rozumiałem, co jest ze mną nie tak, lecz przywykłem do takiego traktowania i starałem się je znosić.
              W zasadzie nie robiono mi niczego złego. Nikt nie topił mi głowy w sedesie ani nie czaił się na mnie z bandą zbirów po zajęciach. Jedynie patrzono na mnie z wyższością, a jedyną osobą w szkole, która ze mną rozmawiała, był przewodniczący mojej klasy - Onew. Onew do wszystkich pałał nieskończoną miłością, choć w jego hierarchii nie było nikogo ani niczego, co mogłoby konkurować z świeżo upieczonymi udkami kurczaka.
              Kolejny deszczowy poranek spędzałem siedząc sam przy ścianie i bojąc się spojrzeć w stronę okna z obawy, że niepotrzebnie przyciągnę czyjąś uwagę. Tego dnia czułem się obserwowany, choć tłumaczyłem to sobie bezpodstawną chwilową paranoją. Notorycznie zasłaniałem usta dłonią, chyba cierpiałem na nerwicę natręctw. Ręce drżały mi niczym przed wielkim testem sprawdzającym umiejętności, na który nie byłem przygotowany. Ale zajęcia były luźne, profesor nie zwracał nawet uwagi na Minho rozdrabniającego cyrklem obcych wyciągniętych chwilę wcześniej z nosa. Intuicja jednak podpowiadała mi, iż dzieje się w moim otoczeniu coś niedobrego, a ona rzadko się myliła.
              W krótkiej przerwie schowałem się w toalecie, by uniknąć niepotrzebnych spotkań z uczniami z innych klas. Zamknąłem się w kabinie i z podwiniętymi pod siebie nogami usiadłem na zamkniętym sedesie, trzęsąc się z przerażenia. Bacznie obserwowałem buty osób, które wchodziły i wychodziły z łazienki. Po mojej prawej stronie z ubikacji korzystał właściciel niebieskich trampek, po lewej zaś - miętowych vansów. Nie ulegało wątpliwości, że był to Key. Rozmawiał z kimś przez telefon, rzucał mięsem i klął jak szewc. Na szczęście mnie nie zauważył. Wyszedł zaraz po dzwonku. Miałem zamiar pójść w jego ślady, co skutecznie uniemożliwiał mi drugi chłopak, który nadal zajmował kabinę obok. Z jakiegoś powodu bardzo nie chciałem, żeby mnie zobaczył i postanowiłem wyjść po nim. Nie mogłem jednak spóźnić się na zajęcia, bo przyciągnąłbym uwagę całej klasy. Przełknąłem głośno ślinę i cicho otworzyłem drzwi. Pech chciał, że zrobił to w tym samym momencie.
               Stałem przez chwilę nieruchomo niczym sparaliżowany, a on przyglądał mi się z ciekawością. Jak można mieć taki tupet, żeby bez ogródek wpatrywać się w obcego człowieka na wylot? Fakt faktem od lat siedzieliśmy w ławkach obok siebie, ale nigdy nie zamieniłem z nim słowa, a jego skrajnie beztroska postawa i skłonności do manipulacji skutecznie mnie od niego odpychały. Był znany ze swoich chorych gierek i wiecznego imprezowania. Kiedy patrzył na mnie w ten sposób, wiedziałem już, że nie obejdzie się bez bezczelnego komentarza. A jednak zaskoczył mnie i nie powiedział ani słowa. Na jego ustach pojawił się jednak zawadiacki uśmieszek. Zdołałem się wtedy opanować i podszedłem do umywalki. I wtedy nagle...
- Taemin! - wykrzyknął triumfalnie i zamaszystym ruchem dłoni... klepnął mnie w tyłek! - Czemu nie rozmawiasz z ludźmi? Ukrywasz coś?
             On... klepnął mnie w tyłek!
- Zastanawiam się, co to takiego - kontynuował, poprawiając włosy w lustrze. Nawet nie pokusił się o umycie rąk po skorzystaniu z toalety. - Nielegalne porno? Plantacja marihuany? A może...
               Zbliżył się do mnie i pochylił, po czym szepnął do ucha:
- Ciecholewki?
- ...ciecholewki? - spytałem cicho.
               Czym, do jasnej ciasnej, były ciecholewki?
- Pewnie zastanawiasz się, czym są, do jasnej ciasnej, ciecholewki - mówił dalej. - Niemniej jednak zaskakuje mnie twoja niewiedza. Chcesz poznać ten sekret i dowiedzieć się, czym są ciecholewki?
- ...nie - odparłem bez namysłu.
- Gdzie się podziały twoje maniery? - zapytał z oburzeniem. - Powinieneś skakać z radości, że chcę podzielić się z tobą tą tajemnicą.
- Powinniśmy wracać już do sali - powiedziałem, uświadamiając sobie, że muszę uciekać.
- Jak sobie chcesz - odpowiedział, popychając mnie w kierunku drzwi. On chyba nie miał żadnych oporów przed przekraczaniem barier intymnych innych ludzi. - Ale nie uciekniesz przed tym. Ta wiedza cię zabije. Wdepnąłeś w niezłe gówno, Taemin.
               Może faktycznie źle zrobiłem, że nie wziąłem tego na poważnie. Niepotrzebnie postanowiłem to bagatelizować i w rezultacie szansa na pozbycie pasożyta uciekła. A on niczym tasiemiec uzbrojony wgryzł się we mnie i stał się nieodłączną częścią każdego mojego poranka w szkole, kiedy to klepał mnie w tyłek na powitanie i znajdował wszędzie, choćbym ukrył się w pomieszczeniu gospodarczym, do którego klucze miał tylko straszny woźny. Oddałbym wszystko, żeby pozbyć się tego chłopaka. Zacząłem rozważać nawet zmianę szkoły i ucieczkę do Rosji, ale włamał się na mój komputer i anulował zamówione bilety, przy okazji podglądając przez kamerkę jak się przebieram. Powiedział, że znajdzie mnie nawet na dnie kanionu Kolorado. Boże, wiem, nigdy się nie modliłem i nie byłem tak dobrym człowiekiem, jakim być powinienem, ale proszę, wysłuchaj mnie ten jeden raz. Proszę, zabij Jonghyuna.

Rozterki miłosne TaeminaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz