Truskawki rodem z horroru

115 10 1
                                    


              To był jeden z tych dni, kiedy Minho przemierzał szkolny korytarz z prędkością światła. Przerażenie malowało się na jego twarzy, a wrzask przywoływał mi wspomnienia z okresu, kiedy to moja matka przechodziła menopauzę. Wyglądało na to, że rówieśnicy znów straszą go truskawkami. Powoli i od niechcenia wgramoliłem się do sali lekcyjnej i zająłem miejsce. Okna zasłonięte były żaluzjami, przez które ledwie wdawały się promienie słoneczne. Kto wpadł na to, żeby tak gorące popołudnie spędzać na zajęciach i w stanie totalnego letniego zmęczenia godzinami słuchać wywodów o kulturze w społeczeństwie, której w rzeczywistości nie ma? Doskonałym przykładem tego wybrakowania w relacjach międzyludzkich był Jonghyun przysiadający się do mnie bez pytania.
- Jestem cały mokry i nie wiem, czy to wina pogody, czy twojego widoku - zaczął, zalotnie trzepocząc rzęsami.
              Rozłożył się wygodnie na krześle i spojrzał na mnie, powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. Byłem pewien, że znowu ma w głowie myśli tak brudne jak on sam.
- Większość ludzi w takim stanie idzie się umyć, zamiast chwalić się tym znajomym - odparłem, żeby go zbyć. - Nie, większość ludzi w takim stanie w pierwszej kolejności idzie się leczyć.
                   Niespodziewanie przysunął się do mnie i pochylił nad moim uchem, nadgryzając delikatnie jego płatek. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odepchnąć go czy rzucić krzesłem, szepnął:
- Czy da się wyleczyć z miłości?
                    Tego było już za wiele. Co rano radośnie klepał mnie w tyłek na powitanie, obmacywał na przerwach, jawnie podrywał, a teraz jeszcze to. Co gorsza nigdy nie wiedziałem, jak powinienem na to reagować. Rozumiałem, że ma takie poczucie humoru, że tego typu żarty między kumplami są ostatnimi czasy modne, ale...
- Jonghyun, powiedz... Czy jest coś, co mógłbym zrobić, żebyś się ode mnie odwalił? - spytałem, patrząc na niego wściekle. - Nie ma przecież rzeczy niemożliwych.
              Zastanawiałem się, czego on w sumie ode mnie chce. Wszystko zaczęło się od sceny w szkolnej toalecie, kiedy to zaczął biadolić coś o ciecholewkach, czego nadal mi nie wyjaśnił. Od tamtego czasu nie mogłem się od niego odgonić. JA, chłopak mało popularny, wręcz nielubiany i ON - cieszący się sławą zdobytą dzięki silnej przyjaźni z Keyem, którego kochał cały świat.
- Może znalazłoby się coś... - zaczął niepewnie, chwytając się za podbródek i przyjmując postawę myśliciela. - Myślę, że jest jedna rzecz...
- Cudownie, więc warunki są takie: ja to robię, a ty nigdy więcej ze mną nie rozmawiasz, nie łazisz za mną, nie przeszkadzasz mi i tak dalej - powiedziałem na jednym wdechu.
               Jonghyun potaknął, choć jego mina nie sprawiała wrażenia szczęśliwej. Przegryzł wargę i utkwił wzrok w blacie ławki i zastygł w bezruchu. Rozproszył się dopiero wtedy, kiedy do sali wszedł nauczyciel.
               Przez całą godzinę brunet przeżywał wewnętrzną walkę, a przynajmniej tak wyglądał. Nawet zrobiło mi się przykro, ale nie z powodu błędnie podjętej decyzji, tylko przez fakt, że wybrał sobie na przyjaciela nieodpowiednią osobę. Może lubił popadać w skrajności i zapragnął wdać się w łaski najpopularniejszego ucznia w szkole i tego najbardziej znienawidzonego?
- Miłość jest jak kwiat, który rozkwita nawet w trudnych warunkach - mówił nauczyciel. - Kusi zapachem, ale też kłuje kolcami niczym róża i... najlepiej wie o tym chyba ten pan.
               Trzasnął lekko książką śpiącego na ławce Jonghyuna, wywołując tym samym śmiech w klasie.
- Doskonale o tym wiem, profesorze - powiedział nagle. - Kolce miłości bywają okrutne i mogą sprawić, że serce zacznie krwawić.
               Zadałem sobie wówczas pytanie, czy go pojebało. Ale odpowiedź poznałem już dawno temu.
- Wbijają się głęboko, choćbyś starał się ze wszystkich sił - gadał dalej. - I ranią, tak mocno ranią...
               Znajomi śmiali się do rozpuku, a nauczyciel machnął ręką i wrócił do biurka. Jonghyun rzucił mi spojrzenie tak obolałe, że przez chwilę miałem nawet ochotę zmienić zdanie. Na szczęście szybko się otrząsnąłem.
               Po zajęciach brunet skinął do mnie, żebym podążał za nim. Tak też zrobiłem. Przebierałem szybko nogami, myśląc tylko o tym, że lada moment pozbędę się tego wrzoda na tyłku. Przemierzaliśmy pełne ludzi korytarze, mijaliśmy setki sal, pokonywaliśmy schody do nieba, aż w końcu znaleźliśmy się na dachu szkoły. Poza nami nie było tam żywej duszy.
- Więc skoro taka jest twoja decyzja... - zaczął powoli i zbliżył się do mnie. - Jeśli mamy więcej nie wymienić spojrzeń, chcę móc cię teraz pocałować.
- Pojebało cię! - wrzasnąłem przerażony. - Jesteś jakimś zboczeńcem czy co?!
- Chcesz mieć mnie z głowy czy nie? - spytał.
               Depresja malowała się na jego twarzy. Byłem wściekły. Cholernie wściekły. Mogłem popełnić samobójstwo przez typa, który mnie molestuje albo pocałować go i zejść na zawał. Trudny wybór.
- Naprawdę nie możesz wybrać innego sposobu? - wycedziłem przez zęby. - N-nigdy się nie całowałem, wolałbym zachować to dla kogoś innego.
- Pomyślmy, możesz też się ze mną przespać albo stać się moim niewolnikiem na jeden dzień, paradować w stroju pokojówki albo zrobić mi...
- Dobra - przerwałem mu. - Jeśli po tym znikniesz, chyba mogę udać, że nic się nie stało. Zrób to, byle szybko.
               Uśmiechnął się lekko kącikiem ust i zbliżył się. Uniósł mój podbródek i delikatnie pogłaskał po policzku. Otarł się swoim nosem o mój, po czym musnął moje usta, a potem namiętnie wpił się w nie. Tańczył językiem wokół mojego. Starałem się naśladować jego ruchy, a mimo to nie potrafiłem za nim nadążyć. Badał obce tereny poznając moje podniebienie, zęby i najdalsze przez nikogo dotąd nie poznane zakamarki. Nadgryzł boleśnie moją dolną wargę, przez co jęknąłem cicho. Dopiero wtedy zmrużyłem oczy i dałem się ponieść. Ale on nagle skończył i odsunął się. Wytarłem usta dłonią i wbiłem wzrok w ziemię.
- Chyba nie było tak źle, co? - spytał, głaszcząc mnie po głowie.
- Idę stąd - odparłem. - Więcej się nie spotkamy.
- Wiem, gdzie mieszkasz - powiedział nagle. Moje serce zabiło szybciej.
- No i? - spytałem. - Umowa to umowa.
- Ale ja niczego nie podpisywałem.
              Postanowiłem popełnić samobójstwo i liczyć na to, że nie spotkam tego gnoja w piekle.

Rozterki miłosne TaeminaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz