Nigdy wcześniej nie miałem tak cholernych wyrzutów sumienia. Nigdy nie czułem się tak le przez co, co zrobiłem. Nigdy tak mocno nie żałowałem swoich czynów. Naprawdę zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć czas. Niestety było to niemożliwe. Pozostawało mi zachować skruchę i spróbować odkupić swoje grzechy.
Zarzuciłem sobie na ramię rękę Jonghyuna i małymi kroczkami doprowadziłem do głównej drogi. Był skrajnie wyczerpany, zziajany i odwodniony, a jego czoło pokrywały krople potu. Cały był mokry i nie miał nawet siły mówić, dlatego nie zmuszałem go do tego. Zadzwoniłem po taksówkę i zawiozłem do domu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się niewielki skromny domek jednorodzinny położony na przedmieściach. Przed drzwiami wejściowymi znajdowała się drewniana altanka, której ścianki pokryte były bluszczem, z sufitu zwisały za lampy w zachodnim stylu. Musiałem jednak oderwać od nich wzrok, gdyż trzeba było wyciągnąć bruneta z samochodu, a wredny wąsaty taksówkarz nie miał najmniejszej ochoty mi pomóc. Ledwie udało mi się wyjąć Jonghyuna z auta, a już runął na ziemię, rozpłaszczając swój ryj na krawężniku. Nieudolnie podniosłem go i zaniosłem na ganek, gdzie resztką sił usadowiłem go na drewnianej starej ławce.
- Co mam powiedzieć twoim rodzicom? - spytałem cicho. Brunet otworzył zamknięte dotychczas oczy i rzucił mi zmęczone spojrzenie.
- Nie ma ich... - wyzipnął. - A klucze tu...
Powolnym ruchem dłoni sięgnął do kieszeni i podał mi znalezisko. Chwilę walczyłem z zamkiem. Otworzywszy drzwi odetchnąłem z ulgą i podniosłem znów Jonghyuna, by po chwili położyć go na salonowej kanapie. Następnie oznajmiłem, że trochę się porządzę i nalałem mu wody. Zrobiłem także zimny okład i położyłem go na jego czole, po czym zająłem miejsce obok niego.
- Kiedy wracają twoi rodzice? - zapytałem.
- Po weekendzie - odparł cicho.
Przegryzłem wargę. Był dopiero piątek, a Jonghyun nie był w stanie chodzić o własnych nogach.
- Zadzwonię do Key - powiedział nagle.
Ulżyło mi. Wiedziałem, że mogę teraz wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim. Chociaż... nie, to nie wchodziło w grę. Wyrzuty sumienia zabiłyby mnie w przeciągu kilku godzin.
- Pozwól mi się sobą zająć - wyjąkałem ze wstydem.
Zsunął zimny ręcznik z oczu i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie powiedział jednak ani słowa, co potraktowałem jako aprobatę.
- Mógłbyś zasłonić okna? - spytał. - Mam dosyć słońca. Muszę się przespać.
Postąpiłem wedle jego życzenia. Kiedy dolewałem mu do kubka wody, powiedział jeszcze:
- Wybacz mi mój zapach, ale muszę się na chwilę położyć zanim się umyję.
Widok umierającego Jonghyuna sprawiał, że cierpiałem tak bardzo jak on. Tym bardziej, iż była to wyłącznie moja wina.
- Śpij. Przygotuję ci zimną kąpiel.
Znalazłem łazienkę i napuściłem wody do wanny. Spuściłem żaluzje i zapaliłem małą lampkę nad lustrem. Byłem cholernie zdołowany tym, co się stało. Zostawiłem odkręcony kurek i postanowiłem przejść się po mieszkaniu z braku rzeczy do roboty.
Na piętrze, tuż obok łazienki, znajdował się pokój Jonghyuna. Wszedłem niczym do siebie i rozejrzałem się wokół. Mimo porozrzucanych ubrań było tam całkiem czysto jak na pokój chłopaka w wieku licealnym. Na ścianie tuż nad wielkim łóżkiem widniała masa zdjęć - w większości były na nich głupie miny Key, pies Jonghyuna i krajobrazy. Pomieszczenie było dość małe. Wyro zajmowało większą jego część, a przy nim znajdowało się wielkie okno z jeszcze większym parapetem przykrytym kocem i poduszkami. W rogu stała mała drewniana komoda ze świeczkami, a białe ściany pokryte były plakatami i ozdobami. Całkiem miło.
CZYTASZ
Rozterki miłosne Taemina
FanfictionTaemin prowadzi spokojne życie w samym sercu tętniącego życiem Seulu. Jego nieśmiałość uniemożliwia mu nawiązywanie relacji z rówieśnikami, przez co jest outsiderem w szkole. Jego zamiłowanie do rutyny czyni go jednak szczęśliwym człowiekiem, mimo ż...