Część Bez tytułu 12

61 6 0
                                    

- Te usta nie mają prawa cię całować - wybełkotałem, kiedy Jonghyun chciał pocałować mnie na powitanie.

Musnął delikatnie mój policzek i z uśmiechem przeczesał włosy. Światło parkowej latarni rozświetlało ścieżkę, na której staliśmy. Drżałem ze strachu, zmęczenia i upojenia alkoholowego.

- Powiedziałem rodzicom, że nocuję kolegę, bo nie chce wracać pijany po imprezie do domu. Nie mają nic przeciwko. Śpią już, przedstawisz się rano - powiedział. - Nic nie mów, wsiadaj.

Otworzył mi drzwi od samochodu, ale jak szybko wsiadłem, tak szybko wysiadłem i rzuciłem się w krzaki. Na szczęście nie trwało to długo. Zająłem miejsce na siedzeniu pasażera i zapiąłem pasy.

- Czujesz się lepiej? - zapytał.

Wydawał się być dziwnie oficjalny, a jednak była w tym wszystkim nutka romantyzmu.

- Szczerze? Nie. Ani trochę. Chyba już mi się nigdy nie poprawi. Jestem śmieciem i chcę umrzeć - wyjąkałem.

- Nie umieraj - odpowiedział. - Chcę jeszcze z tobą pospać.

Jechaliśmy w milczeniu. Nadal chciało mi się wymiotować, dlatego wolałem się nie odzywać. Jonghyun prowadził bardzo ostrożnie. Spoglądałem na niego ukradkiem, żałując, że się urodziłem. Było mi zimno, niedobrze i słabo. Dlaczego to zrobiłem? Pozwoliłem rozebrać się Kai'owi, a nigdy wcześniej nie dałem tego zrobić mojemu chłopakowi. Mojemu kochanemu chłopakowi. Boże, jaki on był kochany. Kochany Jonghyun. Nie zasłużył na coś takiego.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, znowu się rozryczałem. A potem się porzygałem i ryczałem dalej. Jonghyun złapał mnie za rękę i po cichu zaprowadził na górę. Przygotował mi kąpiel, dał ręcznik i szczoteczkę do zębów. Ja zaś stałem przed lustrem.

- Wyglądam jak siedem nieszczęść - wybełkotałem.

- Wyglądasz pięknie - odparł i uśmiechnął się. - A teraz się pięknie umyj.

Zmyłem z siebie wszystko prócz wyrzutów sumienia. Oczy miałem podkrążone, cerę suchą, a wargi sine. Wyglądałem jak chore dziecko. Po narkotykach. Założyłem koszulkę Jonghyuna i udałem się do jego pokoju. Czekał na mnie w łóżku. W pomieszczeniu roznosił się zapach jabłek.

- Tona jabłek nie wystarczy - jęknąłem, włażąc pod kołdrę.

- Daj mi jeszcze ten jeden wieczór pożyć w nieświadomości - odparł cicho, przytulając mnie do siebie. - Rano skoczę na korepetycje, a potem przyjdę po ciebie i zjemy sobie śniadanie na mieście. Wtedy pogadamy.

- Dziękuję, że po mnie przyjechałeś, kochanie - mówiłem. - Dziękuję. Skrzywdzili mnie. I ja skrzywdziłem. Przepraszam.

Położył mi dłoń na policzku i pocałował głęboko. To było takie lekkie i subtelne. I ulotne. Bałem się, że to nasz ostatni pocałunek. Ręka Jonghyuna wędrowała po moich plecach, ogrzewając mnie i dając poczucie bezpieczeństwa. Powoli wsunęła się pod moje bokserki i zaczęła badać teren między moimi pośladkami.

- Tak, zrób to - szepnąłem, zamykając oczy.

Pocierał delikatnie moją skórę. Po chwili poczułem, jak jeden z jego palców wolno dostaje się do środka.

- Mmm... tak - jęknąłem cicho.

Poruszał nim delikatnie. Wygiąłem się w łuk, samemu nachodząc na jego palec.

- Jednak nie zrobiłeś niczego głupiego. Przynajmniej aż tak głupiego - powiedział. - Nadal jesteś ciasny jak byłeś.

- Możemy to zaraz zmienić - odparłem bez namysłu.

- Nie jestem pewien, czy to dobry moment - odpowiedział. - Nadal nie wiem, o czym mi opowiesz rano. Czy to ma być zadośćuczynienie?

- Nic z tych rzeczy - wyjąkałem. - Mam ochotę...

- Gdyby nie fakt, że rodzice są w domu, zastanawiałbym się - westchnął. - Ale kusisz niewyobrażalnie...

Powoli dołączył drugi palec. Jęknąłem przeraźliwie. Było mi przyjemnie i nie chciałem na tym poprzestawać.

- Może jednak zastanowisz się jeszcze chwilę? - zaproponowałem. - Będę cicho.

- Inaczej wyobrażałem sobie nasz pierwszy raz - powiedział. - Krzyczący z podniecenia Taemin, mokry od potu i całkowicie mi poddany...

- Możemy zamienić krzyk na niemy jęk i dorzucić do tego "niewinny i bezbronny, pozwalający ci na wszystko bez wyjątków" - dodałem.

- Po tym, co powiedziałeś, chyba nie ma odwrotu...

Wpił się w moją szyję, obsypując ją namiętnymi pocałunkami. Moje ręce zaczęły bawić się w najlepsze pod jego bokserkami. Wyglądało na to, że gra wstępna była zbyt nudna. Rozebraliśmy się w okamgnieniu i rozłożyłem przed nim uda.

- Nagi Taemin... - wyjąkał, oblizując usta.

- Bierz mnie, Jonghyun.

Pocałował mnie głęboko, a następnie podniósł mnie lekko do góry i zaczął. Zagryzłem szczękę na nadgarstku.

- Boli? - spytał, ledwo łapiąc oddech.

- Pragnę... tego... bólu - wyzipiałem.

Przyspieszył nieco. Wywróciłem oczami, usiłując za wszelką cenę powstrzymać jęki i westchnienia. Ból był do zniesienia. Gorzej z wręcz chorą satysfakcją i przyjemnością.

- Dobrze - powtarzałem. - Dobrze. Dobrze. Cudownie.

Poruszał delikatnie biodrami, balansując w przód i w tył.

- Kocham cię, Jonghyun.

Poczułem, jak ciepła ciecz rozpływa się w moim wnętrzu. Jonghyun przykrył mnie kołdrą i położył się na moim ramieniu, ledwo łapiąc oddech.

- Możesz być z siebie dumny - szepnąłem. - To było niesamowite.

Zasnął jak dziecko. Pogłaskałem go delikatnie po głowie, próbując zapomnieć o tym, co stało się wcześniej.

Rozterki miłosne TaeminaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz