Rozdział 1

526 18 3
                                    

~4 lata później~   

*Rose*   

-Czy rozmawiam z Rose Malinowska?-zaśmiałam się w duchu z tego jak mężczyzna wymówił moje imię. 

-Tak,przy telefonie. Kto mówi? 

-Dzwonię z recepcji w hotelu Relaxation,w którym się pani zatrzymała-mówił poważnym i zdenerwowanym tonem.  Przestraszyłam się,po co do mnie dzwonią? 

-Coś się stało?-zapytałam

-Przykro mi...ale została pani okradziona. 

-Co?!  Zaczęłam się trząś ze zdenerwowania. To nie może być prawda. Musieli się pomylić czy coś.  -Proszę natychmiast wrócić do hotelu,policja już tu jest. 

-D-dobrze,zaraz będę-wydukałam  NIE. NIE. NIE. To nie dzieje się naprawde. Cholera. Nawet nie wiem jak tam wrócić,zgubiłam się. GPS? Mój stary jak świat model noki takiej funkcji niestety nie posiada.   Miła starsza pani,wskazała mi drogę do tego nieszczęsnego budynku. Podziękowałam jej po czym ruszyłam szybko w stronę hotelu.   

-Jak to możliwe? Jestem tu dopiero od wczoraj i już mnie okradziono i to w biały dzień? W tym hotelu? Krzyczałam na cały personel.  

-Naprawdę nie wiemy jak to się stało-tłumaczył się kierownik hotelu. 

-Do prawdy,nie wiecie?! Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam dalej. 

-Więc,tylko ja w tym pieprzonym hotelu zostałam okradziona? Nie,nie to wcale nie jest podejrzane-ostatnie zdanie powiedziałam z sarkazmem. 

-Pani nam coś sugeruje?  Zrobiłam się czerwona ze złości,myślałam że zaraz wybuchnę od środka. Nic już nie mówiłam. Potrzedł do mnie policjant w średnim wieku. Oznajmił mi że muszę pojechać na komisariat. Złożyć zeznania. Tam dowiedziałam się że ochrona hotelowa złapała jednego ze złodziei,niestety nie tego który ukradł moje rzeczy. Kurwa,po co złodziejowi moje ubrania. Mógł zwinąć kasę i tyle. Nic cennego po za nimi nie miałam. Złodziej to nie jaki Luke Caine. Nie kojarzę go. Nie,ja na pewno nigdy wcześniej go nie widziałam. Łysy,napakowany,ubrany w szare,brudne dresy i czarną bluzę z kapturem. Typowy bandzior. Na jego widok przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Hotel oddał mi nie wielkie odszkodowanie i zaproponował darmowy pobyt do czasu mojego wyjazdu. Jednak nie zostanę w tym przeklętym miejscu. Na ulicy jest bezpieczniej niż w nim.    Szłam bez celu ulicami Londynu. Zaczynało robić się ciemno. Kolejny raz dzisiaj zapytałam o drogę. Tym razem moim celem była Tamiza. Chociaż teraz wszystko mi jedno. Miałam tu spędzić dwa wspaniałe tygodnie. A zaczynają się koszmarnie. Zaczynam zadręczać się pytaniami. Dlaczego mnie to spotyka? Za co to wszystko? Czy spotka mnie coś dobrego przed śmiercią? Chyba będę musiała jutro wrócić do Polski. Bo nie mam gdzie się zatrzymać. Wcale mi się nie uśmiecha spędzić nocy na dworze. Ale przecież nie mam innego wyjścia. 

*Harry*  

Głośna muzyka w klubie coraz bardziej działała mi na nerwy. Siedząc przy barze popijając piwo, obserwowałem tańczącego Nialla na parkiecie z jakąś brunetką. Przeleciałem wzrokiem po wszystkich laskach w tym pomieszczeniu. Było kilka seksownych dziewczyn,ale dziś nie miałem ochoty na żadną z nich. Głowa boli mnie jak cholera. Czuje że muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

-Wychodzę-powiedziałem do mojego przyjaciela,lekko szturchając go w ramie. 

-Już się zwijasz,jest dopiero...-spojrzał na ekran swojego telefonu. 

-Za dziesięć pierwsza-taaa dla niego impreza dopiero się zaczynała. 

-Zostałbym,ale nie mam ochoty. 

You don't know meWhere stories live. Discover now