Rozdział 6

383 17 3
                                    

-Kupiłeś mi telefon?! O nie, nie myśl sobie, że to przyjme.- powiedziałam wskazując na putełko z 

urządzeniem.

Kupił mi telefon i to nie jest byle jaki aparat. To jeden z nowszych modeli iphone. Musiał być drogi.

-Potrzebujesz go. Twój jest do niczego.

-Jeszcze działa. Nie chcę być ci coś winna.- oznajmiłam

Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.

-To prezent. Po za tym sama wiesz, mam tyle pieniędzy, że nie mam już na co ich wydawać. Musisz go przyjąć.

-Nie ma mowy, Harry- odparłam stanowczo.

Spuścił głowe. Uraziłam go?

-Okey, więc mam go wyrzucić?- zapytał obużony.

-Nie. Może daj go swojej dziewczynie.- zaproponowałam, ale szybko pożałowałam kiedy zauważyłam grymas na jego twarzy. Nie rozumiem go. Widze, że w ogóle nie chce rozmawiać o Victorii. Jakby nie zależało mu na niej.

-Nie! Jest dla ciebie. Potraktuj to jako prezent przeprosinowy za wczoraj. 

-Dobrze. Dziękuje. Naprawdę nie powinieneś był go kupować.

Chyba nic się nie stanie jak go przyjme. Dobrze, że Harry kupił coś co rzeczywiście jest mi potrzebne, a nie biżuterie wartą dwadzieścia tysięcy. 

Zwykle bywam uparta i nie przyjmuje prezentów od obcych. Wystarczy jedno spojrzenie tego chłopaka, a ja już zmieniam swoje zasady. A brunet nie jest mi już obcy. Dość dziwnie się zachowuje, ale zaczynam go lubić. 

-Chodźmy do Niall'a zajmujemy jego pokój. Pewnie jest zły- zażartowałam.

*Zayn*

-Nie ma go w domu? To zajrzyj puźniej... albo nie. Lepiej w niedziele. Napewno go zastaniesz- radziłem koledze.

Harry zazwyczaj pracuje na tygodniu a jeśli tego nie robi to załatwia jakieś inne sprawy. Wieczorami chodzi na imprezy. Najczęściej w soboty, a w niedziele siedzi w domu i leczy kaca skąd to wiem? Znam go kilka lat. Starałem się obserwować go na własną ręke. Jednak nie daje rady, więc poprosiłem znajomego, który mi pomoże. Właśnie zaczynam swoją gre i mam nadzieję że dostane istotne informacje potrzebne do działania.

Właśnie kończyła mi się przerwa. Kiedy zauważyłem śliczną blondynkę wchodzącą do restauracji. Moja Victoria. Olśniewająca jak zawsze. Krótka obcisła, granatowa sukienka na ramiączkach sięgała jej do połowy ud. Czarne szpilki wydłużały jej zgrabne nogi. Włosy rozpuszczone falowały z każdym jej ruchem. Każdy mężczyzna w tym budynku gapił się na nią, kiedy podchodziła do mnie. Nie dziwie im się, ale mam ochote zabić za to każdego. Bo tylko ja moge patrzeć na nią w taki sposób, chociaż nie jesteśmy razem. Na razie.

-Hej- przywitała się z uśmiechem na ustach.

-Cześć- odpowiedziałem całując ją w policzek.

-Co tu robisz?- zapytałem zaskoczony.

-Nudziło mi się samej i chciałam cię zobaczyć.

Dziwne, że jeszcze pamięta że tu pracuję. Tak dawno jej tu nie było.

-Niestety, skończyła mi się przerwa. Muszę wracać do pracy- jęknołem.

-To mnie obsłuż Zen. Chętnie poobserwuje cię jak pracujesz. Muszę ci powiedzieć że zabójczo seksownie wyglądasz w stroju kelnera.- cały czas się uśmiechała.

-Dziękuje za komplement. A teraz wybierz sobie stolik i siadaj.

Zaprowadziłem ją do najlepszego miejsca w restauracji. 

You don't know meWhere stories live. Discover now