le temps est compté

320 69 30
                                    

Taehyung był wdzięczny Paulowi za to, że przyszedł akurat wtedy, gdy Jungkook przesuwał wargami po jego policzku, niebezpiecznie zbliżając się do ust. Prawie nie czuł tych delikatnych muśnięć, lecz to nie miało znaczenia, wystarczyła mu sama świadomość, że Jeon jest tak blisko, by rozchylił wargi, zaczynając drżeć. Chciał tego, oczywiście, wiele razy myślał o tym, jak smakują jego wargi, czy naprawdę są tak miękkie, jak wyglądają, ale nie teraz. Nie był jeszcze na to gotowy, dlatego spanikował i zeskoczył z recepcji od razu, gdy tylko Jungkook się od niego odsunął. Nie wylał na niego kawy tylko dzięki założonej na kubek przykrywce.

– Załatwione? – zapytał Jeon, sięgając po swoją kawę. Był całkowicie spokojny, uśmiechał się tylko delikatnie, czego nie można było powiedzieć o Taehyungu, zarumienionym i próbującym uspokoić szalejące serce. Przecież do niczego właściwie nie doszło, dlaczego tak się stresował?

– Nie. Kamery nadal nie działają, nic nie słychać. – Paul spojrzał na odbiornik. Dobiegające z niego upiorne trzaski stały się jeszcze bardziej przerażające. Delikatnie odłożył go na recepcję. – Beznadziejna sprawa.

– Pytam o zgodę na wyjście Tae. Niezbyt mnie interesuje, co znowu spieprzyliście.

Taehyung zacisnął wargi, gdy Paul wymamrotał, że podkomendant kazał mu wrócić jutro, bo musi z nim o czymś porozmawiać. Jego uszy zmieniły przy tym kolor na czerwony. Gdyby Taehyung był w stanie (i nie myślał o słowach rówieśnika, zaczynając stresować się tym wezwaniem już teraz), zwróciłby Jungkookowi uwagę za niewłaściwe zwracanie się do funkcjonariusza policji.

Gówno prawda, odezwał się głosik, którego nie starał się już nawet blokować, wiedząc, że to i tak nic nie da. Stałbyś tylko jak pizda, zachwycając się nim, jakby był jakimś pieprzonym bogiem.

Gdy znalazł się w samochodzie Jungkooka (tym razem nie było to bmw, a masywny dodge charger. Był pewien, że to on jest właścicielem auta, gdy tylko poczuł w nim jego zapach), kolejny raz musiał przyznać swojej podświadomości rację – może i nie wpatrywał się w niego jak we wcielenie Apolla, nie miał odwagi unieść na niego wzroku, ale w jego wyobrażeniach od greckiego boga różniło go tylko pochodzenie. No i większe przyrodzenie, pomyślał, zaraz oblewając się rumieńcem.

Patrzył na mijanych po drodze ludzi, samochody i domy, sącząc swoją kawę (nie lubił napoi z kofeiną, nie pił ich od dwóch lat, ale ta waniliowa latte bardzo przypadła mu do gustu) i próbując zapomnieć o swojej żenującej wyobraźni. I o tym, że najczęściej pojawiająca się w niej osoba siedzi od niego na wyciągnięcie ręki.

– Coś nie tak? – zapytał Jungkook. Taehyung nie potrafił powstrzymać odruchu odwrócenia się do rozmówcy, czego od razu pożałował. Stali akurat na światłach, Jeon wpatrywał się w niego z delikatnym uśmiechem. Lewą ręką trzymał kierownicę, a drugą luźno opierał na udzie. Żyły na wytatuowanych dłoniach rozpraszały. – Zawstydzam cię?

– Nie. Gorąco tutaj – powiedział zupełnie co innego, niż chciał. Zagryzł policzek od środka, ponownie odwracając się do okna. Miał zamiar się przyznać, a nie uciekać jak tchórz od czegoś, co i tak oboje dobrze widzieli. Instynkt jednak wziął górę.

– Naprawdę? Mam włączyć klimatyzację?

Taehyung zawiesił wzrok na trzymanym w dłoniach kubku. Teatralnie zmartwiony głos Jeona działał mu na nerwy. Był pewien, że patrzy na niego z tym złośliwym, irytująco seksownym uśmieszkiem.

– To nic nie da. Musiałbyś wyjść – oznajmił, zagryzając wargę, gdy usłyszał śmiech Jungkooka.

– Wybacz, ale nie. Bałbym się o mój samochód.

[zawieszone] Sang dans la neige  ;vkook;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz