me apprendre à voler

304 73 22
                                    

Taehyung dobrze znał uczucie szczęścia, jego przyczyny i mieszające się z nim inne emocje w zależności od sytuacji. Pamiętał szczęście przyprószone strachem i zażenowaniem, gdy w wieku siedemnastu lat zarobił swoje pierwsze pieniądze, na które dopiero z czasem nauczył się patrzeć bez obrzydzenia. Pamiętał szczęście, gdy kilka lat później otrzymał wstępną wypłatę za pracę w policji; wtedy już bez dodatkowych negatywnych impulsów. Pamiętał szczęście i ciekawość, gdy właściciele JoLi z okazji siedemdziesiątych urodzin założycielki Domu Dziecka postanowili wysłać jego podopiecznym słodkie niespodzianki. To wtedy poznał Maria, nie wiedząc jeszcze, ile ten mężczyzna będzie dla niego znaczył.

A jednak był pewien, że pierwszy raz radość obezwładniła go na tyle, by zrobił coś, do czego w normalnym stanie nigdy by się nie odważył.

Gdy szczęście i podniecenie, wywołane widokiem tego skrawka nowego nieba, ustąpiły zawstydzeniu i lekkiemu paraliżowi, pod zastygłymi wargami wyczuł, że Jungkook się uśmiecha. Nie mógł się odsunąć, wydawało mu się, że gorące dłonie i popękane od mrozu usta Jeona przykleiły się do niego, wręcz wpaliły w jego skórę.

– Mam rozumieć, że się podoba? – zapytał szeptem, przy każdym słowie ocierając się o wargi Taehyunga.

Kim dopiero na dźwięk jego głosu wykonał jakikolwiek ruch. Szarpnął się, czując nieznośne skurcze mięśni, zwiastujące bliskie dreszcze. Nie odsunął się, nie dałby rady – Jungkook wciąż mocno obejmował go w pasie. Taehyung był na tyle słaby, w tej chwili także psychicznie, że nawet, gdyby uścisk nie był taki silny, o ucieczce mógłby tylko marzyć.

Spuścił głowę i to był jeden z nielicznych momentów, w których cieszył się ze swojego niezbyt okazałego wzrostu. Przynajmniej mógł bez problemu ominąć wzrokiem twarz Jungkooka. I, cholera, Taehyung nie miał pojęcia skąd, ale bez patrzenia na jego twarz po prostu wiedział, że się uśmiecha.

Zagryzł dolną wargę, wciąż wilgotną od śliny Jeona. Szybko to sobie uświadomił i poczuł gorąc na policzkach. Rumieńce dopełniły się kolejnymi uderzeniami krwi, gdy otworzył dotychczas zaciśnięte powieki i pierwszym, co ujrzał, był dekolt w koszulce Jungkooka. Stanowczo zbyt duży dekolt. I nie chodziło tu jedynie o targające nim emocje, o to, co czuł, mając tę wytatuowaną, gorącą skórę kilka centymetrów przed twarzą. W końcu nie było szczególnie ciepło, nawet w kurtce, wtulony w dwa razy większe od siebie ciało, jego uszy smagał chłodny wiatr, niczym nieograniczony na tak wielkiej i pustej przestrzeni. Nawet na nogach czuł zimno, lodowate igiełki, przebijające się przez materiał jego spodni wywoływały gęsią skórkę. Zaczął drżeć już wcześniej, kompletnie nieprzyzwyczajony do takiej bliskości (zwłaszcza z Jungkookiem), ale teraz, gdy uświadomił sobie, jak bardzo jest odsłonięty, jego mięśnie całkowicie wróciły do stanu, w którym były po zażyciu narkotyku niecałe dwa dni temu.

Tak bardzo, jak chciał się odsunąć, zakończyć tę zbyt (a może niewystarczająco?) intymną sytuację, tak bardzo pragnął, by Jeon go nie puszczał. By objął nawet mocniej, by osłonił przed wiatrem.

Przed nim samym.

Tik-tak

– Dlaczego drżysz? – usłyszał z góry i poczuł, jak coś napiera na jego głowę. – Chcesz już wracać?

Taehyung przełknął gęstą ślinę. Miał wrażenie, że jego ślinianki nie nadążają, język miał suchy, o teksturze wyżętej gąbki.

– Hm?

Nacisk na jego głowie (był pewien, że Jungkook po prostu oparł na niej brodę) znikł. Zamiast tego pojawił się w okolicy jego ucha, delikatniejszy i nieco mokry. Zachłysnął się powietrzem, bezwiednie odchylając głowę na bok i ledwo powstrzymując się od wbicia paznokci w kark Jeona. Usta Jungkooka odnalazły płatek jego ucha i musnęły go lekko. Był pewien, że gdyby nie obejmujące go w pasie silne ramiona, dawno by upadł.

[zawieszone] Sang dans la neige  ;vkook;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz