bouche à bouche

377 77 21
                                    

Kamyczek uruchamia lawinę – tego mniej więcej uczy się każde dziecko, gdy tylko zaczyna łączyć wątki. Tak przynajmniej myślał Jungkook do dnia, w którym bieg zmienił kierunek. Aż zbyt dobrze pamiętał ciało swojego ojca, zimne i otoczone pierwszym robactwem na kuchennych kafelkach. To i tak było nic w porównaniu do kilku następnych godzin; lawiny zdarzeń, kończącej się pojedynczym, zagubionym kamyczkiem. Brak snu i panika odbiły się w nim na tyle, że w końcu nie potrafił dłużej tego w sobie trzymać. Płakał kilka metrów od swojego braciszka, skulonego przy obdartych ze spodni nogach swojej mamy. Tej samej, która ledwo kilka godzin wcześniej zabrała go na obiecaną wizytę u starszego brata. Jungkook był wtedy daleko poza miastem, do tej pory widzi, jak mama ubiera dwuletniego Yoohyuna, całując w nosek i przepraszając, gdy niechcący suwakiem przytnie mu skórę na brodzie. Był pewien, że właśnie tak to wyglądało. Zawsze tak to wyglądało.

Nie potrafił przestać obwiniać się za to, że nie założył podsłuchu w telefonach swoich rodziców. Gdyby to zrobił, gdyby tylko wiedział, wszystko skończyłoby się inaczej. Jego matka nie dostałaby fałszywej wiadomości, nie skończyłaby w jakimś rowie niedaleko granicy Kentucky-Tennessee. Gdy dojechał do swojego rodzinnego domu, zaniepokojony telefonem sąsiadki, było już po wszystkim.

Tego dnia niebo przybrało kolor krwistej czerwieni, a on przysiągł sobie, że nie odpuści temu, kto oduczył go kochać.

Teraz, kilka lat później, na tej wielkiej polanie miał wrażenie, że czas się cofnął, wbrew wszelkim prawom fizyki i zwyczajnej logiki. Gdy zauważył, jak Taehyung zamyka oczy i z błogim uśmiechem próbuje wejść w morze bordowej czerwieni słońca, z największym trudem udało mu się nie wpuścić do swoich nawoływań strachu.

Jakby naśmiewając się z obecnej sytuacji, jego podświadomość przypomniała mu fragment piosenki, którą zapamiętał z wizyty w Lagunie jedynie dzięki Taehyungowi.

For a while you've been trying to be strong

and never fall










Taehyung nie miał pojęcia, dlaczego wciąż czuje na policzkach igiełki wiatru, dlaczego uwięziony w jego płucach oddech teraz postanowił nadrobić te sekundy paraliżu, zamiast całkowicie się zatrzymać.

Gdy zdał sobie sprawę z tego, że gałąź pod jego stopą jednak nie jest aż tak wytrzymała jak myślał, panika uderzyła w niego z siłą kowadła. Przysłoniła wszystkie myśli, objęła swoim morderczym uściskiem każdy zmysł. Zabrała swoje oślizgłe macki dopiero, gdy wiatr przestał gwizdać mu w uszach.

Świat powrócił w pełni sił.

– Mówiłem, że tak się skończy – usłyszał niedaleko przez głośne dudnienie w głowie. Poczuł na twarzy czyjś ciepły, pachnący miętą oddech. – Choć raz byś mnie posłuchał, to nie, bo szanowny pan Kim Taehyung wie wszystko najlepiej. I co ja mam teraz z tobą zrobić, co?

Taehyung jęknął słabo, ale nie próbował jeszcze otwierać oczu. Tępy ból pulsował w jego prawej kostce. Poza tym czuł się lekko poobijany, ale szczęśliwy, że żyje. Strach i przeczucie, że jego eskapada mogła skończyć się dużo gorzej jednak pozostały i prawdopodobnie jeszcze przez długi okres czasu miały go nie puszczać.

– Pochować i postawić kwiatka na grobie – wymamrotał.

Usłyszał prychnięcie. Poczuł na czole coś ciepłego, szybko poznał, że to dłoń Jungkooka.

– Nie spieszy mi się do twojego pogrzebu. Trochę się będę musiał z tobą pomęczyć – powiedział Jeon. Taehyung kolejny raz tego dnia zapragnął go kopnąć. – O tym, jaki jesteś nieodpowiedzialny i głupi porozmawiamy później. Jak się czujesz?

[zawieszone] Sang dans la neige  ;vkook;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz