Szukając sojuszników

123 12 5
                                    


     Statek Kylo Rena wylądował na nierównej powierzchni Tatooine, wzniecając wokół tumany kurzu. W pobliżu nie znajdowało się nic, na co możnaby było zwrócić szczególną uwagę. Jak okiem sięgnąć ciągnęła się pustynia o złocisto-żółtym kolorze piasku. Po bezchmurnym, błękitnym niebie wędrowały tarcze dwóch słońc, które teraz znajdowały się w zenicie. W oddali majaczyły się niewyraźne sylwetki pierwszych zabudowań.

     Właściciel maszyny opuścił jej pokład. Ubrany był w ciemne, luźne szaty, które jednak niczym nie przypominały wcześniejszych. Zostawił w środku maskę, ponieważ uznał, że nie będzie mu ona potrzebna i bez niej nie będzie zwracał na siebie uwagi. Jednak miecz świetlny przypięty do pasa ukrył pod płaszczem narzuconym na ramiona. Założył na głowę kaptur, jednak nadal czujnie obserwował otoczenie.

     Ruszył w stronę najbliższego miasta - Mos Eisley. Choć stanowiło ono największy na planecie port kosmiczny, rycerz ciemnej strony nie chciał, by wszyscy wiedzieli o jego przybyciu, dlatego zostawił statek w pobliżu. Jego oficjalne pojawienie się tutaj wzbudziłoby zainteresowanie, a to bardzo utrudniałoby mu załatwienie zaplanowanych spraw. Wolał pozostać anonimowy, jako jeden z wielu.

     Otarł ręką pot z czoła. Pomimo, że niedługo przebywał na tej planecie, to już przeszkadzała mu panująca wysoka temperatura, ponieważ przywykł do chłodniejszych klimatów.

     Nieoficjalna stolica planety była gęsto zabudowana białymi, zarówno wysokimi, jak i niskimi budynkami. Ulice były wąskie, a wzdłuż głównej alei, nieco szerszej od reszty, ustawione były stragany, a ich właściciele głośno zachwalali swoje towary. Można tu było spotkać przedstawicieli każdej rasy, od człowieka zaczynając, a na dużych, humanoidalnych stworzeniach kończąc. Grupka dzieci, głównie ludzi i Twi'leków, biegała za stworzoną własnoręcznie piłką, głośno krzycząc. Pomiędzy tłumem taranowały sobie drogę patrole szturmowców.

     Kylo powoli posuwał się naprzód, pilnując, by nic nie zostało mu ukradzione przez krążących wokół kieszonkowców. Kilka razy o mało nie upadł, gdy któryś z nieostrożnych przechodniów go potrącił. Zwykle coś takiego kończyło się rzucaniem przekleństw zarówno przez Rena, jak i osoby, które go potrąciły.

     Dotarcie do kantyny zajęło mu o wiele więcej czasu niż początkowo sądził. Wątpił, by udało mu się załatwić wszystko i odlecieć przed zachodem słońc. Westchnął głośno, po czym wszedł do środka. Momentalnie odczuł ulgę, gdyż było tam o wiele chłodniej. Po środku sali znajdował się średniej wielkości bar, przy którym klientów obsługiwał wysoki mężczyzna koło pięćdziesiątki, o czarnych, krótko przystrzyżonych włosach i nieco zgarbionej sylwetce. Przy ścianach stały stoliki. Miejsce to było zatłoczone i pośród prowadzonych rozmów ciężko było dosłyszeć swój własny głos.

     Gdy Kylo, który nadal nie zdjął z głowy kaptura, pokonywał drogę do baru, odniósł wrażenie, że przez moment wszystkie oczy były na niego zwrócone. Później jednak stracili nim zainteresowanie i wrócili do wcześniejszych czynności, do których zaliczało się powolne sączenie alkoholu i rozmowy na dość podejrzane tematy. Ren oparł się tyłem o balt i opuścił głowę, jednak był świadomy wszystkiego, co działo się wokół niego.

- Czego? - mruknął, gdy poczuł, że ktoś szturchnął go w ramię.

- Podać coś?

     Ren odwrócił się powoli w stronę mówiącego. Zlustrował go wzrokiem, szukając jakichkolwiek oznak podstępu. Gdy ich nie znalazł, zmarszczył delikatnie brwi.

- Owszem - odparł niespiesznie i pochylił się do przodu. Zniżył głos do szeptu. - Potrzebuję informacji.

     Barman nie wyglądał na zaskoczonego. Taka sytuacja była dla niego na porządku dziennym. 

- Dlaczego sądzisz, że ci ich dostarczę?

- Jeśli chcesz przeżyć to spotkanie i nadal prowadzić interes, powinieneś wziąć to pod uwagę.

- Grozisz mi, nie mając nawet broni w ręku?

Kylo oparł łokieć o mebel, zamknął na chwilę oczy, by łatwiej było mu skorzystać z Mocy, po czym powoli zaczął zaciskać dłoń. Mężczyzna z którym rozmawiał, złapał się rękoma za szyję, rozpaczliwie próbując zaczerpnąć powietrza.

- Zmieniłeś zdanie? - zapytał Ren, wypowiadając wolno każde słowo.

Barman spróbował nieudolnie pokiwać głową, jednak tyle wystarczyło i został wypuszczony. Potrzebował kilku chwil by uregulować oddech.

- Czego potrzebujesz?

- Podaj mi imiona najlepszych łowców głów przebywających teraz w okolicy i postaraj się, by byli tutaj jutro o tej porze. Gdyby odmówili, obiecaj im wysoką zapłatę, z czego jedna trzecia płatna przed wykonaniem zadania. 

Nie czekając na odpowiedź, Kylo zostawił niewielką sumę kredytów i skierował się w stronę wyjścia.

Star Wars - Pragnienie zemsty czyni ślepymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz