Eriadu

113 9 0
                                    


     - Wychodzimy z nadprzestrzeni. - Słowa te wyrwały Huxa z zamyślenia. Zdał on sobie wtedy sprawę, że do tej pory stał niezbyt przepisowo, oparty o jedną ze ścian mostka. Zganił się w duchu za to niedociągnięcie i momentalnie ruszył w kierunku zaufanego oficera. Był to już stary mężczyzna, o siwych włosach, mocno pomarszczonej twarzy, wysokich kościach policzkowych, niebieskich, pełnych życia oczach i wąskich ustach. Pomimo swojego wieku sylwetkę miał wyprostowaną i podobno sprawnością fizyczną przewyższał wielu młodzików. W przeszłości musiał być przystojny, jednak czas odcisnął na nim swoje piętno.

     Armitage z nieoficjalnych źródeł wiedział, że człowiek ten służył wcześniej w imperialnej flocie wojennej. Generał rzadko miał wątpliwości co do zarządzonych przez siebie akcji, jednak gdy takie się pojawiały, szukał rady właśnie u niego.

- Zan! - zawołał, jednak mężczyzna nie zareagował. Hux westchnął i podszedł jeszcze bliżej. - Waurie!

     Zawołany odwrócił się.

- Tak, sir?

- Zastanawiam się, czy wysłać wszystkie jednostki na powierzchnię planety - Armitage zawiesił głos, dając tamtemu czas na zastanowienie się. - A może jednak wysłać na razie tylko niewielki oddział, by potwierdził dostarczone nam wiadomości. Jak uważasz?

     Zan skrzywił się. Nie był przyzwyczajony do tak bezpośredniego zwracania sie do innych w trakcie służby. Jednak szybko ukrył to, przyłożył dłoń do twarzy, oparł kciuk na jednym z policzków, a drugi pogładził palcem wskazującym. Zmarszczył brwi, zamknął oczy i przez chwilę nie odzywał się, analizując wszystkie możliwe wyjścia z sytuacji. Wreszcie odezwał się:

- Wydaje mi się, sir, że druga opcja byłaby bezpieczniejsza.

- Doskonale. Przejmiesz dowodzenie, podczas gdy ja udam się na powierzchnię.

     Hux odwrócił się, zamierzając udać się do hangaru, jednak do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl.

- Wyślijcie naszemu informatorowi wiadomość, żeby czekał na nas w pobliżu przewidywanego miejsca lądowania.

     Dopiero po tym opuścił pomieszczenie.

     Generał dotarł do celu wędrówki. Była to przestronna hala, której większość miejsca zajmowały niewielkie, lecz bardzo liczne myśliwce typu TIE oraz kilkanaście promów. Gdzieniegdzie stały metalowe skrzynki o nieznanej Huxowi zawartości. Panowało tutaj spore zamieszanie. Wszyscy szturmowcy biegli w niewielkich grupach w wyznaczonym przez dowódcę kierunku. Armitage uświadomił sobie, że nie wziął ze sobą broni, więc przywołał jednego z żołnierzy, który odłączył się od grupy i nie spieszyło mu się, by to zmienić. Zarekwirował mu broń, rozkazując mu znaleźć inną. Przyjrzał się dokładnie przedmiotowi i z zadowoleniem pokiwał głową gdy zobaczył, że jest w dobrym stanie, po czym ruszył w kierunku statku. Chwilę po tym, jak wszedł na pokład, wystartowali.


     Maszyna bez większych problemów weszła w atmosferę planety, a teraz stopniowo obniżała lot, sunąc nad powierzchnią zbyt mocno zanieczyszczonego oceanu. W końcu lecieli tak nisko, że co jakiś czas większe z fal dosięgały skrzydeł statku. Powierzchnia Eriadu nie napawała optymizmem. Zniszczony ląd, na którym miejscami rosły wyniszczone lasy, z których już niewiele zostało. W przeszłości musiały tętnić życiem, wyglądać naprawdę okazale i zachwycać swą pięknością. Ale te czasy minęły wraz z rozwojem przemysłu.

     Od momentu gdy wylądowali i opuścili pokład, szturmowiec o numerze JR-713, który jednak znał swoje prawdziwe nazwisko - Aran Diruno - patrzył na to wszystko z niepokojem. Widoczność była mocno ograniczona przez gęstą chmurę smogu unoszącą się tuż przy ziemi, jednak niewiele wystarczyło, by poczuł się nieswojo. Dorastał w miejscu pełnym zieleni, gdzie z całych sił starano się ograniczyć o minimum środki szkodzące naturze. Ponadto zaczął padać niezbyt ulewny deszcz, który już po kilku chwilach zaczął dawać mu się we znaki. Krople były zimne, a on nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Obce mu były te niedogodności, ponieważ nie minęło wiele czasu od kiedy rozpoczął służbę w szeregach Najwyższego Porządku, a to była jego pierwsza akcja. Powoli zaczął żałować wszystkich decyzji, które doprowadziły go do właśnie tego momentu.

     Padł rozkaz i szturmowcy, łącznie z Aranem, utworzyli kilka liczących po pięć osób szeregów. Diruno popatrzył na generała. Rudy mężczyzna, nawet z oklapłymi włosami i mokrym ubraniem, nadal prezentował się dostojnie i zachowywał władczą postawę, tak jakby zła pogoda wcale mu nie przeszkadzała.

     Ruszyli przed siebie rozchlapując zgromadzone w kałużach błoto. Utrzymywali szybkie tempo przez czterdzieści minut, aż dotarli do niewielkiego miasta.

     Niskie, szare budynki ustawione były wzdłuż kilku przecinających się, wąskich uliczek. Niektórym z nich brakowało dachów, a po dwóch zostały tylko zgliszcza, jakby zostały spalone. Nigdzie nie paliły się światła i panowała tu przeraźliwa cisza. Miasto było opuszczone.

     Weszli do jednego z nieuszkodzonych domów, ponieważ dowódca uznał, że nie opłaca się czekać na zewnątrz. Budowla składała się z kilku pomieszczeń średnich rozmiarów, niemalże pustych. Po sprawdzeniu, czy aby na pewno nie grozi im tam niebezpieczeństwo, członkowie grupy rozeszli się po pokojach, cicho rozmawiając. Wyznaczono warty. Aran, który jeszcze nikogo nie znał, zajął pomieszczenie, które wcześniej służyło poprzednim właścicielom prawdopodobnie jako sypialnia. Nie zwracając uwagi na brak jakichkolwiek mebli lub to, czy ktoś przyszedł tu wraz z nim, zdjął hełm z głowy i obejrzał dokładnie swój strój. Nogi do kolan miał ubłocone, a na dodatek był cały mokry. Nie było żadnego, nawet najprostszego urządzenia, które dawałoby ciepło, by zagrzać przy nim zmęczone i wyziębione kończyny oraz wysuszć ubrania. Usiadł w kącie, objął nogi rękoma, a głowę położył na kolanach licząc, że pozwoli mu to zachować resztę ciepła, które zostało w jego ciele. Zamknął oczy, chcąc odpocząć. Teraz mogło być tak, że każda chwila, by odetchnąć, będzie cenna jak złoto.

     Nagle usłyszał ciche, energiczne kroki. Niewiele później czyjś głośny, stanowczy głos wyrwał go ze stanu, w którym się znajdował.

- Nie było rozkazu hełmy zdjąć.

     Momentalnie zerwał się na nogi. Przed nim stał sam Hux, lustrując go wzrokiem.

- Przepraszam, sir - powiedział pospiesznie. - To się już więcej nie powtórzy.

     Generał tylko machnął na to ręką i rzucił mu duży kawałek czarnego materiału. Koc. Aran popatrzył na Huxa pytającym wzrokiem.

- Znaleźliśmy. Wystarczyło dla każdego. Nie myśl sobie, że jesteś jakiś wyjątkowy. Najwidoczniej ten, na którego czekamy, był w stanie przewidzieć co nasz czeka. Lub to kwestia czystego przypadku.

- Przypadki, tak samo jak zbiegi okoliczności, nie istnieją.

     Armitage zignorował tę uwagę.

- Nie radziłbym ci siedzieć w przemoczonym stroju.

Durino skinął głową. Była to prawda, dlatego nie zwracając nawet uwagi na to, czy ktoś na niego patrzy, zdjął ubranie, zostając w samej bieliźnie. Lekko przetarł swoje brązowe włosy i owinął się szczelnie otrzymanym kocem, ponownie siadając.

Star Wars - Pragnienie zemsty czyni ślepymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz