28

1.3K 126 19
                                    

Stała przed lustrem, już po raz trzeci przymierzając na zmianę jedną z trzech sukienek. Jej ulubiona, czarna z białym kołnierzykiem, wydawała się za grzeczna. A przecież chciała wyglądać atrakcyjnie i kusząco. By choć trochę skupić na sobie jego uwagę. To było takie płytkie i marne zagranie. Sapnęła z rezygnacją i wybrała czerwoną sukienkę z niedużym dekoltem, ale za to opinającą jej ciało oraz odsłaniającą prawie całe nogi.

„W szpilkach będą jeszcze dłuższe" - stwierdziła z zadowoleniem.

Uczesana, pachnąca i w wieczorowym makijażu opuściła mieszkanie zadowolona z końcowego efektu. Zaraz też podjechała taksówka, w której czekała na nią Ela. Całą drogę wesoło opowiadały o różnych sprawach i Patrycja zaczynała wierzyć, że ten wieczór może być całkiem udany.

„Wystarczy tylko, że nie będę się skupiać na nim, a na sobie."

Niedoczekanie! Ledwo znalazły się na piętrze teatru, przed wejściem do sali, gdy od razu go ujrzała. Poczuła się spięta i nerwowa. Znowu musiała udawać. Musiała? Na dźwięk tego słowa w swojej głowie, mogła się jedynie w myślach gorzko uśmiechać. Problem z jego towarzystwem polegał na tym, iż nie mogła być sobą, a przez to czuć się swobodnie i dobrze. Razem z nim nie było żadnej ładnej dziewczyny, przez co poczuła dodatkową frustrację. Przecież właśnie po to się tak wystroiła. Czuła się skrępowana swoim nieco wyzywającym strojem. Jednym słowem - frustracja nakładała się na kolejną frustrację. Koszmar na jej własne życzenie.

Ale Wiktor nie był też sam. Towarzyszył mu kolega blondyn, ten sam, za którym tak ochoczo rozglądała się Ela. Nie było dla niej ratunku. Wiedziała, że będzie musiała do nich podejść, bo koleżanka nie da jej spokoju.

"Może nie będzie tak źle" - pomyślała.

- Cześć - odezwała się nad wyraz miło do panów, przywołując na twarz uśmiech.

Blondyn odwzajemnił go, a Wiktor unikał kontaktu wzrokowego, jakby jej obecność nie była mu na rękę. W sumie nigdy nie okazywał tego typu niechęci, więc zrobiło jej się przykro.

- Arek - kolega sam się przedstawił i podał rękę dziewczynom.

- To moja koleżanka, Ela - powiedziała, zwracając się wprost do Wiktora, gdyż jego koledze jej towarzyszka sama się przedstawiła.

Ten jednak nawet na nią nie spojrzał, mówiąc do Eli miło mi i przeprosił ich na moment, odchodząc gdzieś na bok. Niezręczną ciszę przerwał dzwonek wyzywający na przedstawienie. Patrycja z Elą miały miejsca kilka rzędów niżej w porównaniu z panami. Widziała też po przekątnej sali swojego szefa z żoną. Światła zgasły i spektakl rozpoczął się. Pamiętała z liceum, o co mniej więcej chodziło w tej historii, dzięki czemu wiedziała też, o czym było to przedstawienie. Myślami bowiem była cały czas tylko przy jednej osobie i nie mogła pogodzić się z tym, jak ją dzisiaj potraktował. Ona nie mogła! A przecież sama się tak zachowywała od miesięcy. Mogło ją to jedynie przygnębić i spisać wieczór na straty.

tutaj

Kiedy na przerwie stała sam na sam z Elą, która opowiadała jej coś o swojej pracy, powiedziała niespodziewana na głos.

- Dłużej tego nie wytrzymam - Ela spojrzała na nią zaskoczona. - Chyba będę musiała rzucić obecną robotę.

- Tak? - zdziwiła się jej koleżanka. - Co się stało?

- Wszystko i nic! - wykrzyczała z siebie z frustracją. Chyba musiała o tym komuś powiedzieć. - Chodzi o Wiktora. Nie mogę z nim dłużej pracować - dodała już normalnym tonem.

- Dlaczego? Z tego, co mówiłaś, wydawało mi się, że wasza współpraca układa się dobrze.

- Co z tego, skoro ... - urwała nagle i potrząsnęła głową w geście rezygnacji, patrząc pod nogi. - Skoro ja dla niego nie istnieję.

Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz