Obudziła go biel sufitu oraz chłód poranka. Choć może prędzej tego mieszkania. Nie było jej obok niego, dlatego od razu usiadł, przeczesując dłonią włosy. Spojrzał w bok i dostrzegł, jak stoi przy blacie kuchennym, prawdopodobnie coś nucąc. Miała ubrany na sobie sweter, spodnie dresowe wpuszczane w grube, wełniane skarpety sięgające do pół łydki, a włosy spięte w nieduży kucyk.
- O, dzień dobry - dostrzegła go kątem oka i ruszyła z miejsca.
Podniosła z podłogi jego koszulkę i sweter, rzucając w niego.
- Wkładaj, bo się przeziębisz.
Uśmiechnął się do niej i zrobił, jak powiedziała. Zaraz też do niego wróciła, podając mu kubek z parującą herbatą.
- Gorąca - ostrzegała i wróciła po talerz z kanapkami.
Postawiła go na niedużym taborecie i usiadła na łóżku, chowając nogi pod kołdrę. Herbata miała ciekawy zapach.
- To pomarańcza?
- Tak. Wolę ją zamiast cytryny. Takie moje dziwactwo. - Uśmiechnęła się do niego. - Przepraszam za kubek - wskazała na nieduży ubytek w szkliwie. - Najbardziej lubię pić herbatę w zastawie, ale mam już wszystko spakowane. - Wskazała głową na pudła.
- Wyprowadzasz się? - skinęła głową, upijając łyk herbaty. - Nic dziwnego - sam sobie odpowiedział. - Mają tutaj jakiś problem z ogrzewaniem?
- Stare budownictwo, nieszczelne okna i przesadna oszczędność wspólnoty. Tak, to chyba główne problemy. Ale od stycznia koniec z tym. Wracam do siebie - dodała.
- Wyjeżdżasz z miasta?
- Nie. Mam na myśli swoje mieszkanie. - Miałam - zawahała się - kłopoty finansowe, stąd to mieszkanie - westchnęła, patrząc gdzieś w sufit. - I dodatkowa praca w roli niani - ponownie patrzyła na niego. - Choć to była bardziej kwestia przypadku.
- Mojego przypadku - podsumował.
- Po części - uśmiechnęła się, sięgając po kanapkę. - Częstuj się śmiało.
Spojrzał na talerz.
„Dżem?"
Nie pamiętał, kiedy jadł go ostatnio. Chyba w dzieciństwie.
- W dżemie siła drzemie - dodała. - W każdym razie tak mawiała moja wuefistka w liceum. Na twoim ramieniu jest dziwny tatuaż - zmieniła temat.
- To sierp - patrzyła na niego, nie rozumiejąc. - No wiesz, takie dawne narzędzie rolnicze, używane przy żniwach.
- O, w takim razie gdzie młot? - uśmiechnęła się. - Bo taki symbol to kojarzy mi się jedynie z dawnym Związkiem Radzieckim.
- Nie jest potrzebny, bo nie jest to symbol z dawniej flagi rosyjskiej. W naszej rodzinie jest taki zwyczaj, że kto pracuje, lub jest powiązany z interesami pewnego wujka, ma taki tatuaż na ciele.
- Serio? A po co?
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Zawsze tak było. Być może dla ochrony, choć teraz bardziej dla tradycji. Chyba - uśmiechnął się do niej.
Jedli przez chwilę w ciszy, rozmawiając ze sobą jedynie oczami i uśmiechem. Agata dziwnie go onieśmielała i choć bardzo chciał ją przytulić i pocałować, nie potrafił się zebrać na odwagę, by to po prostu zrobić. Nie kleiła się do niego jak jego poprzednie dziewczyny, z których bliskością nie było problemu. Nie chciał wydać się nachalny, czy też osaczać ją w jakikolwiek sposób, gdyż sam tego nie znosił. To była naprawdę fajna dziewczyna i bardzo chciał poznać ją bliżej.
CZYTASZ
Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)
Roman d'amourNie jest łatwo zapomnieć o krzywdach, które spotkały nas w życiu. Nie da się ich wymazać z pamięci. Ciężko odnaleźć w nich głębszy sens. Nie jest rzeczą łatwą, ruszyć do przodu, gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A i właściwy kierunek wydaje...