[874 słowa]
Tyler mógłby przysiąc, że droga do domu Josha była niezwykle krótka, choć tak naprawdę przeszli spory kawałek. Jednak ich dyskusje okazały się niesamowicie pasjonujące i nawet nie zauważyli, jak wokół nich zrobiło się już całkowicie ciemno.
Tyler był niesamowicie podekscytowany faktem, że mają tak dużo wspólnych tematów. I choć naprawdę starał się jak tylko mógł, nie potrafił ukryć tych wszystkich pozytywnych emocji, które towarzyszyły mu od dłuższego czasu.
- I co ty tak skaczesz dookoła, co? - Josh był ewidentnie rozbawiony tym, jak żywiołowo reagował na każde jego zdanie i jak entuzjastycznie próbował go przekonać do swojego zdania.
- Jak mogę być spokojny rozmawiając z osobą, która naprawdę uważa, że The Beatles jest lepsze od Queen?!
Josh wybuchnął tak cudownym śmiechem, że Tylerowi bardzo trudno było dalej udawać złość i oburzenie.
- Ale wydawało mi się, że już ustaliliśmy, kto jest bezdyskusyjnym numerem jeden?
- Fakt, Celine Dion może i przebija wszystkich, ale tuż tuż za nią jest Queen i nawet nie próbuj mówić, że jest inaczej - Tyler bronił swojej racji, a Josh uznał ten upór za zdecydowanie zbyt uroczy.
Brunet fascynował go coraz mocniej, a jego obecność wywoływała u Josha to takie bardzo przyjemne uczucie w brzuchu, którego za nic nie chciał się pozbywać.
***
- W domu nikogo teraz nie ma, bo cała wesoła rodzinka pojechała do teatru czy coś - mówiąc to, Josh rzucił swój plecak pod ścianę, a Tyler poszedł w jego ślady.
Brunet z zaciekawieniem zaczął oglądać zdjęcia na ścianach, krzycząc radośnie, gdy tylko udało mu się znaleźć jakieś kompromitujące zdjęcie Josha, podczas gdy starszy z chłopaków poszedł przygotować im coś do picia.
Z kubkami gorącej herbaty udali się do pokoju Josha, choć ten trochę obawiał się, jak Tyler zareaguje na ogrom plakatów przedstawiających planety, niezliczone ilości planów nieba oraz zdecydowany gwóźdź programu - wielką, kartonową rakietę, którą złożył ze swoim tatą dobre 10 lat temu, ale nie potrafił się jej pozbyć. A teraz obawiał się, że Tyler uzna go za nienormalnego i dziecinnego.
Nieśmiało otworzył drzwi, puszczając bruneta przodem. Wstrzymał oddech w oczekiwaniu na reakcję Tylera, ale nie słysząc ani głośnego śmiechu, ani nie widząc chłopaka uciekającego z krzykiem, zajrzał do pokoju.
Tyler stał na środku pomieszczenia, badając szeroko otwartymi oczami każdy najmniejszy skrawek pokoju.
- Wiedziałem, że nie możesz być po prostu klasycznym dupkiem, który jedyne, co zbiera, to plakaty z nagimi kobietami - Tyler wyszczerzył zęby, rzucając Joshowi krótkie spojrzenie, a następnie podchodząc do jednego z planów nieba i studiując go z takim zaciekawieniem, że pod Joshem ugięły się nogi z zachwytu nad tym chłopakiem.
Tyler stał dłuższą chwilę bez słowa, nie odrywając wzroku od szkicu Wielkiej Niedźwiedzicy, który wisiał nad łóżkiem.
- To wszystko jest takie niesamowite, Joshie. Nie wiedziałem, że fascynujesz się astronomią, to takie cudowne.
Josh udawał, że to, jak właśnie nazwał go Tyler, nie spowodowało u niego ataku serca i prawdopodobnie jakiegoś skrętu jelit lub wybuchu prawego płuca.
Widok bruneta, który z zapartym tchem podziwia to wszystko, co dla Josha ma tak wielkie znaczenie, były czymś, czego nie zamieniłby za nic na świecie.
- Dlaczego nigdy nic nie wspominałeś o... tym wszystkim? - mówiąc to, Tyler jeszcze raz przeszedł wzdłuż cały pokój, kreśląc rękoma niezidentyfikowane figury w powietrzu.
W tym momencie to Josha dotarło coś, z czego kompletnie nie zdawał sobie sprawy.
- Właściwie to... Znamy się ledwie tydzień? Tak jakby... Chyba nie było jeszcze okazji - chłopak spuścił wzrok i doszło do niego, że to wszystko idzie może trochę za szybko.
Wątpliwości. Tych miał teraz bardzo, bardzo dużo.
A co jeszcze bardziej nie dawało mu spokoju, to to, jak ten brunet był w stanie tak szybko zająć tak dużą część jego myśli, mieszając mu w głowie z siłą huraganu.
Tyler stał odwrócony do niego tyłem, badając dłonią teleskop stojący przy oknie.
- To chyba musimy to wszystko nadrobić - brunet odwrócił się do Josha, a jego oczy błyszczały radośnie.
A Josh już wiedział, że zaczyna uzależniać się od tego spojrzenia.
Przeczesał dłonią swoje różowe włosy i oparł się o ścianę, nie spuszczając wzroku z Tylera, gdy ten podszedł nieco bliżej, wpatrując się Joshowi głęboko w oczy.
Chłopak zdążył zauważyć, że Tyler zawsze bardzo przywiązywał ogromną wagę do spojrzenia, od którego Josh dostawał gęsiej skórki. Czuł się wtedy taki nagi, jakby brunet czytał z niego jak z otwartej książki.
- Twoje oczy tak pięknie błyszczą. Są takie... Bardzo szczere - szept Tylera był doskonale słyszalny w cichym pokoju.
Josh nie był w stanie nic powiedzieć, a z jego ust wydobyło się coś między mruknięciem, jękiem, a odgłosem powolnego umierania, podczas gdy Tyler, mrużąc oczy i zaciskając usta, myślał nad czymś bardzo intensywnie.
- Gwiazdy! - krzyknął w końcu, a Josh podskoczył pod wpływem nagłej zmiany tonu.
- Gwiazdy?
- Tak, gwiazdy. Twoje oczy są jak gwiazdy - brunet był niesamowicie dumny z tego porównania, które według niego idealnie pasowało do różowowłosego chłopaka.
Podszedł jeszcze krok bliżej, ponownie zniżając głos do szeptu.
- Wygląda na to, że mamy teraz wspólne zainteresowania.
- Jak to?
- No wiesz... Ty mógłbyś godzinami mówić o gwiazdach na niebie, a ja mógłbym godzinami tego słuchać, patrząc w gwiazdy w twoich oczach.
Josh nie wiedział, czy po tygodniu znajomości można uciec z kimś na Hawaje i żyć długo i szczęśliwie na środku oceanu, ale od kiedy znokautował Tylera na środku korytarza, to właśnie stało się jego największym marzeniem.
Głupi? Może naiwny?
Prawdopodobnie, ale co miał poradzić na to, jak działał na niego ten niepozorny chłopak?
_______________
:)))
CZYTASZ
magnificent ✴ joshler ✔
FanfictionNa widok Josha oczy Tylera świecą jaśniej od najpiękniejszych gwiazd, a Josh jest zafascynowany gwiazdami