[10] sunday

96 23 9
                                    


[688 słów]

Leżeli razem na łóżku Tylera, brunet z głową opartą o klatkę piersiową Josha, który leniwie bawił się czekoladowymi kosmykami włosów Tylera opadającymi mu na czoło.

Obydwoje leżeli z zamkniętymi oczami, rozkoszując się jedynie swoją obecnością i dotykiem swoich ciał, jednak nie było w tym nic seksualnego, żadnego brudnego pożądania, wręcz przeciwnie. Było to takie niewinne i czyste, takie szczere. Żaden z nich nie żądał niczego więcej, niż tej wspólnej chwili prywatności. 


- Tyler?

- Hmm?

- Pamiętasz, że mieliśmy zejść i pomóc twojej mamie przy kolacji, prawda?

W odpowiedzi z ust Tylera wydobyły się tylko niezrozumiałe pomruki, które chyba miały oznaczać brak chęci do robienia czegokolwiek. Jedynie przekręcił się na bok tak, że teraz mógł spojrzeć na spokojną twarz Josha. Delikatnie musnął jego policzek dłonią, na co ten otworzył jedno oko, zerkając na niego leniwie.

- Jest duża, poradzi sobie bez nas - wypowiadane przez Tylera słowa były ledwo zrozumiałe przez jego rozespany głos.

- Hej, obiecaliśmy, wstawaj.

Josh chwycił Tylera mocno w pasie, ściągając go z siebie tak, że ten bezwładnie opadł obok niego, ciągle kurczowo się go trzymając, nie pozwalając mu się podnieść.

- Joooosh, proooszę... Jeszcze tylko chwila?

- Nie, Tyler. Chodź, idziemy na dół.

Brunet spojrzał na niego z wyrzutem, w odpowiedzi na co dostał krótkie cmoknięcie w czoło, a następnie został praktycznie wypchnięty siłą z pokoju.

Weszli do kuchni, gdzie zastali jego mamę, która właśnie wkładała wielkiego kurczaka do piekarnika.

- Pani syn jest niesamowicie leniwy, nie mam pojęcia, jak sobie pani daje z nim radę na co dzień.

- Och, mój drogi, zadaję sobie dokładnie to samo pytanie od prawie osiemnastu lat.

Tyler z jednej strony nie mógł znieść, że w jego własnym domu powstał jakiś ruch oporu przeciwko niemu, ale z drugiej strony dobry kontakt, jaki jego mama złapała z Joshem, był wszystkim, o czym mógł marzyć.

- Tyler, słońce, weź to i pokrój paprykę - jego mama podała mu do ręki nóż i skinieniem głowy pokazała mu leżące na ladzie warzywo.

- Właśnie, Tyler, słońce ty moje, pokrój ładnie papryczkę - Josh wyszczerzył się w jego stronę, opierając się o stół i obserwując, jak brunet z frustracją wyciąga z szafki deskę do krojenia.

Tyler mruknął coś pod nosem i odwrócił się plecami, wcześniej pokazując swojemu chłopakowi język.

- A ty skarbie mógłbyś proszę opłukać sałatę? Leży w lodówce.

Gdy Josh bez marudzenia zabrał się do pracy, mama Tylera westchnęła głośno, wycierając dłonie w swój fartuch.

- Dobre dziecko z ciebie, Josh. Nie pogniewałabym się, gdybyś był moim synem.

- Mamooo! - Tyler odwrócił się w ich stronę, ciągle trzymając nóż w dłonie.

- Tyler, kochanie, odłóż to, bo się skaleczysz - Josh podszedł do niego, wyciągając mu ostry nóż z ręki i całując go w czubek głowy, na co jego mama zaśmiała się głośno.

- Przemyślę to jeszcze trzy razy, zanim na dobre wprowadzę cię w tę rodzinę, bo widzę, że coś za dobrze się razem bawicie - Tyler stanął z założonymi rękami, opierając się o ścianę i obserwując, jak Josh kończy za niego krojenie papryki.

- Och nie Tyler, ja już go stąd nie wypuszczę. Jeśli ty go nie chcesz, to ja go biorę.

- O widzisz, Tyler? Słuchaj się mamy, bo to mądra kobieta - Josh wyszczerzył się do niego, na co brunet w końcu nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko.

- Dokończcie to chłopcy, a ja idę zawołać ojca, bo go zaraz ominie kolacja. 

Wychodząc z kuchni, pocałowała w czoło najpierw Tylera, a następnie Josha, co wywołało u niego niesamowicie przyjemną falę ciepła.

Gdy zostali już sami, Josh odłożył nóż i podszedł do Tylera, który ciągle stał oparty o ścianę. Złapał go za biodra i lekko do siebie przysunął.

- Ładnie to tak robić przerwę w pracy jak szefowa nie patrzy? Zaraz stracisz status ulubionego syna.

- Jestem w stanie zaryzykować.

Josh oparł swoje czoło o czoło bruneta, na co ten oplótł swoje ręce wokół jego szyi i pocałował go krótko. Różowowłosy chłopak ewidentnie domagał się kolejnego pocałunku, jednak Tyler zrobił szybki unik i wysunął się z jego objęcia.

- Najpierw praca, potem przyjemności mój drogi - zaśmiał się wesoło i zabrał się za mycie sałaty. 

Następnie poczuł jeszcze silne dłonie na swojej talii i otrzymał ciepły pocałunek w szyję, co wywołało u niego przyjemne dreszcze.

Potem Josh wrócił do krojenia papryki, uśmiechając się szeroko do samego siebie.


__________________________

TO NA DOLE JEST TROCHĘ DŁUGIE, ALE CAŁKIEM DLA MNIE WAŻNE :)

przepraszam przepraszam to trochę ssie, ale nie chciałam robić dłuższej przerwy od rozdziału, która jednak i tak teraz niestety chyba nastąpi

jestem trochę zawalona nauką i zaliczeniami, więc mam niewiele czasu dla siebie, dlatego w najbliższym czasie rozdziały będą albo krótsze, albo ich wcale nie będzie niestety

jak już wszystkie szkolne gówna będę miała za sobą to na pewno skupię się na tym opowiadaniu trochę bardziej :))

a teraz parę słów na temat tego, co tu się właściwie dzieje. baaaardzo nie mogę zrozumieć, jakim cudem to ma prawie/już przekroczyło 200 odsłon???

niektórzy powiedzą, że to w sumie niewiele jak na to, ile potrafią mieć inne ff, ale dla mnie to jest GIGANTYCZNY SZOK SERIO

dlatego bardzo bardzo dziękuję za wasze miłe słowa, które są najcudowniejszą nagrodą za czas spędzony na pisaniu :)))

+ parę słów na temat fabuły tego opowiadania: jak można zauważyć, to praktycznie nie ma fabuły, małe luźne scenki, bez jakiegoś głównego wątku i raczej tak też zostanie, więc opowiadanie będę pisać, aż nie skończą mi się pomysły (nie mam już rozdziałów napisanych wcześniej, piszę na bieżąco)

podsumowując: teraz prawdopodobnie malutka przerwa (tydzień, nie więcej raczej), ja jestem ciągle w dużym szoku, dziękuję na wszystkie odsłony i mam nadzieję, że będziecie też czytać dalej :)))

luv ya all


magnificent ✴ joshler ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz