Luke
Long Beach, to miejsce gdzie mieszkałem przez cztery lata i zarazem miejsce gdzie znowu miałem się pojawić ze względu na jej ślub. Zoey coś wypadło w pracy i przylatywała od razu tutaj. Odbierałem ją z lotniska, wynajętym samochodem, nie do końca wiedziałem czy od razu po przyjeździe tutaj powinienem postawić na garnitur, czy raczej na mój luźny styl, cholera dlaczego w ogóle o tym myślałem? Calum zawsze się ze mnie nabija, że zbyt dużo myślę zamiast działać. On zdecydowanie udowodnił, że działa, w szczególności przez ostatnie tygodnie, w naszym mieszkaniu było bardzo intensywnie. Teraz rozumiem dlaczego nie mieszka się z przyjaciółmi, gdy jest się samotnym, a oni już nie.
Zauważam ją, faktycznie ciągnie ze sobą wielką walizkę, to jest to czego się spodziewałem, ale nie jest czymś, co mnie wkurza. Lubię myśleć, że znam ją chociaż trochę.
— Cześć, dziewczyno — uśmiecha się do mnie i niepewnie wyciąga dłoń do mojego policzka — Jak lot?
— Długo — puszcza walizkę i drugą dłoń też kładzie na mojej twarzy.
— Co? — pytam zaciekawiony.
— Dawno tego nie widziałam, leciutki zarost — moja twarz jest w jej dłoniach — Podoba mi się to — przysuwa swoje usta do moich i daje mi delikatnego buziaka.
Kurwa, koniec z byciem delikatnym, dlaczego po prostu raz nie wezmę tego czego chce? Łapie ją stanowczo za biodra i przyciągam bliżej siebie.
— Nie to nie to — Zoey otwiera buzie z zaskoczenia, a ja wykorzystuje chwile i od razu głęboko ją całuje. Szybko podłapuje sytuacje i jej dłonie znajdują się w moich włosach. Kurwa, to były jakieś trzy tygodnie ciągłego myślenia o tym czego nie dokończyliśmy.
— Wow — szepcze Zoey, a ja skubię jej dolną wargę i właściwie od razu sięgam po więcej. Moja dłoń przesuwa się nisko na jej plecach, ale nie dotyka tyłka. Jestem większym fanem pobudzania niż szybkich akcji, po za tym jesteśmy na lotnisku — Luke — kolejny pocałunek i jeszcze jeden, a potem w końcu wypuszczam jej usta, ale nie puszczam jej.
— Prosto do hotelu — Zoey wybucha śmiechem.
— Muszę wziąć prysznic i.. — milknie na chwile, wygląda na zdenerwowaną — Byłeś już tam? — pyta w końcu.
— Mam walizkę w samochodzie, możemy zatrzymać się w innym hotelu jeśli chcesz — to jest rzecz, której nawet ja chyba bym chciał.
— Trochę mi ulżyło — ściska w pięści moją koszulkę.
— Czego tak naprawdę się boisz? — to dziwne, Zoey nigdy nie była kimś kto się boi, do momentu naszych ostatnich dni w domu, czego powodem była Callie, dobra czasem wystarczy się tylko zastanowić.
— Że drugi raz wybierzesz ją — ściskam mocno jej biodra, a ona jeszcze mocniej moją koszulkę.
— Wybrałem ją, bo wierzyłem, że jest miłością mojego życia, wiem, że boli słuchanie tego, ale tak było nic na to nie poradzę, że Callie była moją przyszłością. Jednak dzisiaj jest moją przeszłością, a ty nie jesteś jak trofeum, którym będę jej machał przed nosem, bo to nie o to chodzi, okej? Trofea odkłada się na półkę i wyciągasz je gdy są ci potrzebne, ty jesteś kimś z kim dzielę coś więcej niż wygraną.
— Powinieneś pisać wiersze — chichocze w moją pierś — Nie jestem trofeum, a jestem..
— Przyszłością — myślę, że taka odpowiedź jest odpowiednia.
— Jak tym razem wywiniesz taki numer jak ostatnio, przysięgam, że cię odnajdę i coś odetnę — teraz to ja wybucham śmiechem.
— Chodźmy stąd wreszcie, w końcu będziemy mieli trochę prywatności..
— Typowy facet — przytulam ją do swojego boku, a w wolną rękę biorę jej walizkę.
Zoey
Ciszę się, że nie był tam beze mnie. Wiem, że nie jesteśmy tak poważni na jakich wyglądamy, ale tak to jest gdy nie zamyka się spraw. Wracamy do tego samego miejsca i nieco przyśpieszamy. Wsiadamy do samochodu, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku, za każdym razem wydaje mi się jeszcze bardziej przystojny. W szczególności z tym zarostem, cholera. Nim zdążę pomyśleć dwa razy moja dłoń ląduje na jego udzie i zatacza kciukiem kółka po wewnętrznej stronie.
– Co robisz? – pyta.
– Myśle o tym jak cholernie przystojny jesteś – pochylam się i cmokam go w policzek – I jak bardzo nie mogę się doczekać aż zapuścisz zarost.
– Nie robię już tego – mówi krótko.
– Dlaczego?
– Bo to nie pasuje do garnituru i poważnego człowieka – przejeżdżam palcem po jego policzku.
– Nie gol się podczas tego wyjazdu – ściskam jego udo – To nie twój ślub, zbuntuj się – Luke parska śmiechem.
– Aż tak bardzo ci się podoba? – moja ręka przesuwa się po jego udzie.
– Może – wracam na swoje miejsce, ale rękę zostawiam na jego udzie. Zawsze byłam odważna, ale on sprawia, że się denerwuje.
Na Luke'a ustach widzę malutki uśmieszek, nie mogę się doczekać aż dojedziemy do hotelu.
W końcu meldujemy się w hotelu i jedziemy windą na nasze piętro. Atmosfera nagle zrobiła się gęsta, a on zaciska mocno szczękę. Wiedziałam, że tak będzie. Gdy Luke odstawia walizki w pokoju, patrzy na mnie, a potem na pokój z podwójnym łóżkiem, to nie jest problem.
– Chodź tu – mówi w końcu.
Podchodzę do niego wolnym krokiem i staje pomiędzy jego nogami. Patrzę w jego niebieskie oczy i sięgam do jego włosów. Luke zaczyna unosić moją koszulkę, a ja nagle zaczynam się denerwować.
– Muszę wziąć prysznic – odsuwam się – Zrobię to szybko – nie zabiera ze sobą nic, tylko praktycznie biegnę do łazienki.
Luke
Zoey bierze prysznic, chociaż nie uważałem, że tego potrzebuje, ale może nie myśle zbyt trzeźwo.
Nagle zaskakuje mnie pukanie do drzwi. Idę je otworzyć i gdy to robię staje jak wryty.
– Przyjechałeś – w drzwiach stoi moja była dziewczyna, jedyna osoba, która złamała mi serce.
– Callie.. – bez pozwolenia wchodzi do pokoju.
– Wyglądasz lepiej niż na zdjęciach – słyszę otwierane drzwi.
– Hej, możesz.... – obracam głowę w kierunku Zoey, która stoi przed nami tylko w ręczniku – Przepraszam – znika w łazience równie szybko, jak z niej wyszła.
– Czy to była...
– Musisz stąd wyjść Callie, zobaczymy się później – wiem co jest prawdziwe, a co nie.
CZYTASZ
Making faces II •Hemmings
FanfictionDruga część 'Making faces'. Portal, na którym się poznali nie poszedł w niepamięć. Przyda się im dokładnie dziesięć lat później, gdy jedno z nich będzie na życiowym rozdrożu. Ktoś bierze ślub, a ktoś znowu udaje czyjegoś partnera.