Rozdział 5

782 43 5
                                    

– Anastasja?! – zamarłam i natychmiast oderwałam się od Draco, który szybko odwrócił się w stronę wysokiej postaci skrytej w cieniu.

– Dobry wieczór, profesorze – odpowiedziałam, starając się zachować spokój, choć w środku przeklinałam siebie za to, że akurat dyrektor musiał nas przyłapać. I to jeszcze z Malfoyem, w nocy, na środku korytarza.

– Wydaje mi się, że to nie jest odpowiednia pora na schadzki po korytarzach, nie sądzicie? – zwrócił się do nas łagodnym, ale stanowczym tonem. Malfoy, jak to on, nie odezwał się ani słowem, tylko patrzył na Dumbledore'a z wyższością, jakby nic wielkiego się nie stało.

– Tak, przepraszamy, profesorze. Nie zauważyliśmy, że jest już tak późno i... – zaczęłam się tłumaczyć, ale Draco mi przerwał.

– Właśnie wracaliśmy – odparł pewnym siebie tonem, już gotów odwrócić się na pięcie i odejść, ale Dumbledore go powstrzymał.

– Draco, prosiłbym, żebyś jutro przyszedł na chwilę do mojego gabinetu. Znasz hasło. Dobranoc, dzieci, i uważajcie na pana Filcha – powiedział, po czym mrugnął do nas porozumiewawczo i zniknął za zakrętem korytarza.

– To było dziwne – szepnęłam do Draco, wciąż lekko zdezorientowana.

– Chodź już – odpowiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę lochów.

***

Następnego dnia obudziłam się stanowczo za późno. W dormitorium panowała cisza, dziewczyny zdążyły już zniknąć. Cudownie. Oczywiście, że nikt nie raczył mnie obudzić. Super. Zerknęłam na zegarek i poczułam, jak serce mi staje.

– Cholera, nie zdążę na śniadanie! – rzuciłam i w błyskawicznym tempie zaczęłam się zbierać. W kilka minut byłam gotowa, torba z książkami wylądowała na ramieniu, a ja wybiegłam na korytarz. Gdy dotarłam pod salę transmutacji, ledwo łapałam oddech, a uczniowie z mojego domu i Ravenclawu już zaczynali się zbierać. Nagle obok mnie wyłonił się Blaise, jak zwykle w idealnym nastroju.

– Kochanie – szepnął mi do ucha i dał soczystego buziaka w policzek.

– Hej – odpowiedziałam, przytulając go mocno.

– Ej! A ja to co?! – nagle odezwał się wysoki brunet, który pojawił się znikąd, rozbawiając mnie swoim oburzeniem.

– Teo! – wykrzyknęłam radośnie i rzuciłam mu się na szyję. – Nie było cię wczoraj na uczcie – zauważyłam, odsuwając się i przyglądając mu się podejrzliwie.

– Tak, przyjechałem dopiero dziś rano – odparł, dopiero teraz witając się z Blaise'em. – Siema, Blaise.

– Cześć – odpowiedział chłodno. – Byłbym wdzięczny, gdybyś się nie kleił do mojej dziewczyny – dodał, przyciągając mnie do siebie za rękę. Zachichotałam pod nosem. Był taki uroczy, kiedy się złościł.

– Wyluzuj, stary, tylko się z nią przywitałem – zaśmiał się Theo, mrugając do mnie zawadiacko.

– Ekhem – odchrząknęłam, żeby zwrócić ich uwagę. – Ja tu wciąż jestem, chłopaki... – zaczęłam, ale w tym momencie przerwała mi nauczycielka, otwierając drzwi do sali.

***

Dzień ciągnął się w nieskończoność, a ja byłam wkurzona na Blaise'a. Od kiedy zaczęliśmy się spotykać w zeszłym roku, nie dopuszczał do mnie żadnego chłopaka, z wyjątkiem Draco. Zresztą, na Malfoya też byłam zła. Nie było go dzisiaj na żadnej lekcji, więc siedziałam sama, albo co gorsza, musiałam przysiąść się do kogoś z innego domu. Gdzie on, do cholery, zniknął? To przecież pierwszy dzień zajęć! Ugh... Co się ze mną dzieje? Dawno nie byłam tak zdenerwowana.

– BLACK!!! – ktoś nagle wrzasnął mi prosto do ucha.

– Czego?! – odkrzyknęłam zirytowana, że ktoś przeszkadza mi w moich „przemyśleniach". Dopiero po chwili podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą mojego „ulubionego" profesora. Świetnie... – Przepraszam, profesorze...

– Szlaban – syknął wkurzony, aż ciarki przeszły mi po plecach. – Dzisiaj o 19.00 w moim gabinecie. – Oznajmił to z lodowatą pewnością siebie, po czym odwrócił się do tablicy i zaczął coś gryzmolić.

W czasie przerwy obiadowej nie miałam najmniejszej ochoty iść do Wielkiej Sali. Szłam głównym korytarzem, zagubiona we własnych myślach, aż nagle na kogoś wpadłam i wylądowałam na ziemi. Spojrzałam na winowajcę i poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Potter – warknęłam, zrywając się z posadzki.

– Black – odpowiedział nad wyraz spokojnie. – Przepraszam, nie chciałem na ciebie wpaść – dodał, jakby to wszystko nie było jego winą, i zaczął odchodzić.

Złapałam go za ramię, mimo że na samą myśl o dotknięciu go miałam ochotę się zdezynfekować. Kto wie, jakie szlamy go dotykały...

– Nie tak szybko, bliznowaty – syknęłam złośliwie. Musiałam w końcu na kimś wyładować swoje nerwy.

Córka Black'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz