Uścisk nie zelżał. Czuła jak jego palce wpijają się mocno w jej skórę, a jego twarz wtula się w jej policzek.
Mówiłem, że cię znajdę... - oznajmił wręcz sycząc wprost do jej ucha.
Poczuła jego język na swym policzku, a jego śmierdzący oddech sprawił, że wszystkie wnętrzności podjechały jej do ust. Wzdrygnęła się i przełknęła gulę, która utknęła w jej gardle. Szarpnął jej ramię i pociągnął ją do tyłu. Wiedziała, że znów ciągnie ją do stodoły. Zaczęła się wyrywać więc podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię. W czasie, gdy siedziała w kryjówce w stodole zdążyła poluzować knebel w swych ustach na tyle, by go zdjąć, zaczęła więc błagać go by nie robił jej krzywdy. Gdy weszli znów do stodoły, rzucił ją ponownie na to samo krzesło do którego była przywiązana wcześniej.
Dlaczego mi to robisz, co ja ci takiego zrobiłam!? Byłam dzieckiem, gdy razem z koleżanką śmiałam się z ciebie. Dzieci są okrutne, ale to nie powód by mścić się na nich, gdy dorosną! Resztki jej dumy i godności, które chciała zachować pryskały, jak bańki mydlane z każdą łzą i każdym błaganiem, jakie kierowała w jego stronę. On jednak nie zwracał na nią uwagi, niczym niewzruszony przywiązywał jej poranione nadgarstki i kostki do metalowych części krzesła. Nie zwracała już uwagi na ból. Nagle przybliżył swoją twarz do jej twarzy, trwali tak w odległości kilku centymetrów od siebie. On patrzył wprost w jej zapłakane, zielone oczy.
Nienawidzisz mnie prawda? Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
Resztkami sił opuściła głowę i kręcąc nią przecząco wydusiła - Nie, nie nienawidzę cię. Po prostu nie rozumiem dlaczego mi to wszystko robisz - łzy kapały jej na nogi, a w głosie słychać było bezradność.
Bo cię kocham.
To nie jest miłość... Robisz mi niesamowitą krzywdę. Ktoś kto kogoś kocha tak się nie zachowuje...
Podniosła głowę i z wyzywającym wyrazem twarzy powiedziała - no dalej, zabij mnie, niech to się już skończy!
Jego pewność siebie zniknęła. Wyprostował się i popatrzył na nią, jak gdyby widział ją po raz pierwszy. Odszedł na kilka kroków i ponownie usiadł na przeciw niej, ona jednak nie patrzyła już na niego. Głowę miała spuszczoną, wyglądała jak ktoś, kto całkowicie odpuścił sobie walkę. Jak ktoś kto pogodził się z największą przegraną swojego życia. Patrzył na nią i uświadamiał sobie jak wielkim przegranym był on sam. Przypomniał sobie najważniejsze momenty swojego życia, swojego ojca, którego tak bardzo nienawidził za krzywdę, jaką ten mu wyrządził i jeszcze bardziej zaczął nienawidzić siebie za to, że stał się gorszą wersją swojego ojca. Jak przez mgłę widział swoje uczynki, gdy wpadł w złe towarzystwo i ten moment, ten sam, który doprowadził jego i ją do tego właśnie miejsca.
Podjął decyzję, pora się pożegnać...
Nie chciała na niego patrzeć, słyszała, że wyciągnął broń i ponownie ją załadował. Nie chciała na to patrzeć, po prostu niech to zrobi, będzie po problemie. Ona już dłużej nie wytrzyma. To szaleniec. Zamiast tego zamknęła oczy i przeniosła się w myślach do domu rodzinnego, migały jej przed oczyma obrazy z dzieciństwa, twarze rodziców i przyjaciół. Miała piękne dzieciństwo i piękne życie. Szkoda tylko, że już nikogo z nich więcej nie zobaczy...
Panującą wokół ciszę przerwał wystrzał pistoletu. Ciało, w które wymierzona była kula bezwiednie osunęło się na bok, a krew skapywała na podłogę. Powoli, w powietrzu zaczął unosić się metaliczny zapach krwi. Cisza, która po tym nastała była inna niż poprzednia. Ta cisza skrywała w sobie coś jeszcze, była wypełniona śmiercią, strachem i bólem, które na zawsze stały się częścią tej opuszczonej stodoły. Już po wszystkim, tak, to było najlepsze pożegnanie, jakie mógł jej dać w prezencie za krzywdy, które jej wyrządził. Popatrzył na nią ostatni raz i wyszedł w stronę ciemności, która już czekała na niego w całej swej okazałości.
CZYTASZ
Krótka historia o lęku
Misteri / ThrillerCzy ty też miewasz uczucie bycia przez kogoś obserwowanym, choć tak naprawdę jesteś sam w pokoju. Miewasz wrażenie, że ktoś za tobą podąża, choć idąc wieczorem pustą ulicą wiesz, że jesteś sam bo oprócz własnych kroków i przyspieszonego oddechu nie...