5. Wendigo

165 14 27
                                    

Zaczynało się powoli ściemniać, chodź ciężko było stwierdzić, czy to była kwestia późnej godziny, czy terenu przez który gundalianie musieli przejść. Każdy najmniejszy szmer napawał lękiem w nieznanym i dzikim świecie, a uboższa roślinność również nie wróżyła nic dobrego. Mimo to musieli tamtędy iść, w końcu znający teren Ren powinien wiedzieć którędy muszą podążać. Zastanawiającym był jednak fakt, że Krawler na powrót nie wybrał tej samej drogi co wcześniej.

- Ren, na pewno idziemy w dobrą stronę? - głos Zenet, gwałtownie wyrwał generała z zamyślenia, uświadamiając go tym samym w fakcie, że od dłuższego czasu nie patrzy nawet gdzie idzie.

Młodzieniec nieumyślnie wyprowadził swoją drużynę w przypadkowy fragment Podziemi, zdecydowanie zbyt daleko od wyjścia niż powinni być.

- Przepraszam, zamyśliłem się - przyznał niechętnie, gotów przyjąć krytykę od przyjaciół. Ta jednak nie nadeszła.

Gundalianie stali sparaliżowani, z przerażeniem przyglądając się czemuś co stało za Renem. Krawler również zamarł czując na karku cuchnący oddech bestii. Nie miał wątpliwości, że stoi zanim najprawdziwszy w świecie demon, dodatkowo będący od niego większy. Do gundalianina dotarło, że mimo swojej dotychczasowej pewności, nie jest w stanie obronić ani siebie, ani swoich przyjaciół. Potwór mógł go rozszarpać z niezwykłą łatwością i nie był w stanie nic z tym zrobić. Młody generał był głupi sądząc, że jest w stanie zapewnić drużynie bezpieczeństwo. Bestia przecież nie musiała go nawet znać. Mogła zrodzić się podczas nieobecności Krawlera, czyniąc tym samym zapewnienia młodzieńca bezużytecznymi.

„Czyżby ktoś przecenił swoje umiejętności?" - Ren usłyszał w swoim umyśle pełen rozbawienia, głos istoty, a właściwie poczuł posłaną mu myśl wraz z towarzyszącą mu emocją. Młody generał odetchnął z ulgą, rozpoznając monstrum czyhające na jego życie.

„Nie strasz mnie tak więcej i jak sądzę chcesz mojej krwi?" - Gundalianin odezwał się do demona w ten sam sposób jak ten do niego. Potworowi w ten sposób było łatwiej się porozumieć, niż jakby miał mówić swym rzeczywistym głosem. Samo wymówienie słów stanowiło problem, a ich zrozumiałość była kolejnym.

„Na cholerę mi krew pozbawionego sił bachora?" - tym razem dało się słyszeć faktyczny śmiech demona. Gardłowy odgłos sprawiał wrażenie jakby stworzenie się dławiło.

Krawler wzdrygnął się, gdy zrozumiał, że istota jest świadoma jego słabości.

„Za to twoi znajomi wyglądają smakowicie" - stwór z satysfakcją przyjął gniewne spojrzenie generała i gdyby mógł to uśmiechnąłby się paskudnie. Niestety czaszka stawiąca jego łeb nie była zdolna do zmiany kształtu. Rozgałęzione rogi i wielkie kły sprawiały, że kość przypominała skrzyżowanie głowy jelenia i wilka.

- Wendigo - Ren syknął, widząc jak demon go wymija zbliżając się do jego towarzyszy. Długi kościany ogon potwora ciął powietrze niczym bat. Pazury przednich łap stwora ryły w ziemi, gdy ten szedł w stronę Nevy, odciskając także racicę tylich nóg. Widok wychudłej istoty, pokrytej strzępkami skóry, mięśni i futra, wywołał u Vidama mdłości. Sparaliżowany dotąd chłopak zgiął się w pół i zwrócił swój ostatni posiłek. Zapach wendigo dodatkowo potęgował odruch wymiotny.

Potwór nachylił się nad klęczącym gundalianinem i oblizał jego kark wzdłuż świeżej blizny, wywołując nieprzyjemny, lodowaty dreszcz na jego ciele. Neva czuł jak jego granatowe włosy lepią się od śliny demona. Stwór dodatkowo wybrał miejsce niezwykle drażliwe dla chłopaka. Ślad biegnący niebezpiecznie blisko tętnicy, świadczący o tym jak blisko śmierci był Vidam.

Wendigo rozwarł paszczę, gotów zanurzyć kły w karku młodzieńca.

Ren musiał zareagować. Chwycił potwora za jeden z rogów i stanowczo pociągnął w tył. Pożałował.

Istota natychmiast przyszpiliła Krawlera do ziemi, wciskając mu powietrze z płuc.

„Naprawdę sądzisz, że masz aż tyle sił?" - wywarczał demon, oblizując się. Nie interesował go pisk Surrow, czy Glenn cucący Neve. Liczył się tylko Krawler siłujący się z potężną łapą.

„Powiedz, co się stało z tym dzieciakiem, który tak ochoczo pchał się z łapami do każdego demona, jak do jakiegoś domowego zwierzaczka. Który tak łatwo narzucał nam swoją wolę. Gdzie twoja magia, Ren? Gzie twoje przewspaniałe skrzydło twórcy, pozwalające na tą całą pieprzoną dowolność w używaniu energii? No dalej Ren. Spróbuj mnie zmusić, bym puścił ciebie i twoich przyjaciół."

Wendigo coraz mocniej naciskał łapą na pierś generała, nie pozwalając mu nabrać powietrza. Niedotlenienie, ból i narastający strach obdzierały młodzieńca ze świadomości, wrzucając w nicość.

„Byłeś głupcem, wracając tu nie mogąc się nam postawić"

Gundaliain zdołał usłyszeć jedynie huk, nim całkowicie pochłonęła go ciemność. Nie wiedział czy hałas wywołały jego pękające kości, czy coś innego.

~~~~

Witam was z kolejnym rozdziałem!Co prawda krótkim, jednak problematycznym. (Jakieś cztery razy zmieniałam wersje wydarzeń)

Powyżej macie mniej więcej jak wygląda wendigo w mojej wersji i musicie mi wybaczyć jakość tego zdjęcia, ale skaner postanowił się na mnie obrazić. Jak tylko będę mieć lepsze, to zmienię.
Pozdrowienia po Wielkanocy!

PS: Obrazek zaktualizowany

Bakugan: Ostatni bóg (Czeka na reedycje)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz