— Teraz będziemy mogli zacząć — powiedział Lyphionim, wróciwszy z zawiniątkiem, po które na chwile wyszedł. — Wiem, że najprawdopodobniej nie zrozumiecie większości tego co mówię, ale będziecie musieli skupić się na moich słowach.
— Tylko tyle? To nie wydaje się zbyt skomplikowane. — Neva nadal upierał się przy stwierdzeniu, że zaklęcie, pod którego wpływam miał się znaleźć, jest dziecinnie proste. Jesse za to miał osobiście ochotę go uderzyć za taką postawę i język nie trzymany za zębami, mimo że raczej brzydził się agresją. Tą potrzebę Glenn zarzucał stresowi, którego ostatnimi czasy doświadczał stanowczo za dużo. Lecz zamiast się tym zamartwiać, wolał skupić się ponownie na instrukcjach anante.
— Wiesz chłopcze, najtrudniejszą część biorę na siebie — oświadczył starzec, odwijając materiał i ukazując oczom młodszych urywany pod nim przedmiot.
Obły kamień oświetlił ciepłym światłem twarze zgromadzonych, stwarzając wrażenie jakby w jego wnętrzu zamknięta była lawa, która leniwie pulsowała czerwienią i żółcią.
— Piękny — wymsknęło się Surrow. — Co to za kamień? Nigdy nie widziałam podobnego.
— To artefakt przysięgi. Pierwszy nasz przywódca otrzymał go od boga, aby nas strzegł.
— Od Świętej Kuli? — spytał szlachcic z zaciekawieniem.
— Nie, od jej syna: Ledikana, zwanym też pierwszym magiem — sprostował starzec. — Znasz przecież legendy, chłopcze. Iv nie była jedyną boginią.
— Tak, pamiętam, wybacz. To na jego cześć się nazywacie ledikanami, prawda?
Lyphionim skinął głową w potwierdzeniu.
— Zawdzięczamy mu równie dużo co Świętej Kuli. Zresztą każdy z bogów miał wkład w historię tego świata i jeszcze będą mieć.
— Wy wierzycie w te wszystkie legendy? — zdziwiła się Zenet. — Na zewnątrz wszyscy uznali je za bujdy. No, poza Jesse»ym.
— Jestem jedynie ciekawy, a poza tym Iv istnieje i to najlepszy dowód na ich prawdziwość. — Poeta poczuł się trochę urażony.
— W to co się wierzy jest indywidualną kwestią. Dzieci, proponuje wrócić do przysięgi — zaproponował starzec, wyczuwając wisząca w powietrzu dyskusję. — Połóżcie dłonie na artefakcie, a wasze bakugany niech też go dotkną.
Młodzi gundalinie bez słowa wypełnili polecenie ledikanina, przyglądając mu się niepewnie.
— Zamknijcie oczy i wsłuchajcie w mój głos — polecił Lyphionim kładąc swoją dłoń na ich. W drugiej trzymał otwartą księgę. — Whisper nie śpij, proszę.
Jedynie cichy szmer skrzydełek, poświadczył o ruchu bakugana, który najprawdopodobniej również przysiadł na artefakcie. Glenn był ciekaw jakie stworzenie mogło towarzyszyć anante, jednak nie odważył się otworzyć oczu. Spekulował jedynie, że musi on być dość niezwykły.
— Jesse proszę, przytrzymaj swojego bakugana.
Poeta po omacku sięgnął po Plitheona, lecz jego dłoń natrafiła na powietrze. Bez zastanowienia otworzył oczy i złapał uciekiniera, lecz prztykając go do artefaktu pokusił się by spojrzeć na Whispera. Nagle jakaś siła zamknęła mu oczy i usta, a jedyne co szlachcic zdołał dostrzec to kolor tajemniczego bakugana.
Oblany strachem skarcił się za tak głupi pomysł, tym bardziej obawiając się gniewu starca. Mężczyzna jednak nie skomentował sytuacji, a tajemnicza siła zelżała by po chwili całkiem zaniknąć. Młodzieniec nie odważył się nawet drgnąć, a jego niepokój zmalał dopiero, gdy usłyszał pierwsze niezrozumiałe słowa, wybrzmiałe wśród dziwnych szeptów.
Zaklęcie początkowo wydawało się nie robić nic, chodź moc artefaktu zaczęła pulsować inaczej. Chwile później wątpliwości Jessego rozwiała nagła wizja, a raczej wspomnienia. Młodzieniec ponownie widział drogę jaką przeszedł z towarzyszami, rozmowę z Renem i jego mistrzem, atak demona. Każde zdarzenie związane z tym miejscem i jego mieszkańcami wróciło do niego, ale prócz nich dostrzegł coś jeszcze. Dwa obce mu obrazy. Pierwszej wizji widział uskrzydlonego, jasnowłosego gundalianina z łukiem w ręku. Druga przedstawiała białego Dharaknoida kłaniającego się fioletowemu, pierzastemu smokowi. Glenn nigdy nie wiedział, żadnego z tych bakuganów, ani tamtego mężczyzny, a obrazy szybko zaczęły się zacierać w jego umyśle. Dopiero po dłuższej chwili pojął, że nie słyszy już słów zaklęcia.
Niepewnie otworzył oczy, od razu dostrzegając baczne spojrzenie maga. Ledikanin nie był jednak jedyną osobą, która się mu przyglądała.
— Coś nie tak? — spytał Jesse, widząc nietęgie miny przyjaciół.
— Pomijając fakt, że odleciałeś na trochę, to wszystko gra — stwierdziła Surrow. — Zresztą to dla ciebie i tak normalne.
— Wypraszam sobie — oburzył się poeta.
— Widziałeś coś więcej, prawda? — nagłe pytanie Lyphionima zbiło wszystkich z tropu.
— Większość obrazów pochodziła z mych wspomnień, jednakże dwa z nich na pewno do nich nie należały. Tylko mi się to zdarzyło? — szlachcic spojrzał niepewnie na przyjaciół.
Zenet ponownie wydała się mu wystraszona, ale pokręciła głową. Za to wyraz twarzy Vidama dość jasno sugerował, że ujrzał coś co spodobało się mu aż nadto.
— Coś takiego zdarza się przy tym zaklęciu. — Zaczął wyjaśniać ledikanin chodź nikt jeszcze go o to nie poprosił. — Najprawdopodobniej ujrzeliście fragment przyszłości, co prawda niewielki, ale mogący co nieco podpowiedzieć.
— Jak to możliwe? — zdziwił się poeta. — Magia może wpłynąć na przyszłość?
— Nie może, a przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. — Mag ponownie zawinął w materiał artefakt. — Jedynie niewielka część pradawnej magi potrafi dotknąć czasu. Na przykład przysięga nie dotyczy tylko tego co już wiecie, ale i tego co dopiero ujrzycie.
— I dzięki temu mogliśmy ujrzeć przyszłość?
— Poniekąd, jednak to już wysoce zaawansowane aspekty magi, a więc nic czym nie powinniście zawracać sobie głowę.
— Może ja i Neva nie jesteśmy magami, ale Jesse już tak — ciągnęła Zenet, zaciekawiona możliwościami czegoś takiego.
— Wybacz, dziecko, ale muszę ci uświadomić fakt, że twój przyjaciel ledwo co zaczął być magiem. Jeszcze wiele przed nim, a czas jest poza pojęciem nas wszystkich.
— Anante, te wizje mogą być metaforą? — spytał nagle szlachcic, kierując rozmowę na nieco inny tor.
— Magia nie zważa na motywy literackie — zauważył z rozbawieniem ledikanin. — A teraz musicie mi wybaczyć, muszę was opuścić. Gdyby jeszcze nurtowała was jakaś kwestia, wieczorem będę do waszej dyspozycji. Żegnajcie. — stary gundalianin wyszedł, zabierając ze sobą to z czym przyszedł.
CZYTASZ
Bakugan: Ostatni bóg (Czeka na reedycje)
FanficPokonanie Mag Mela niestety nie oznaczała końca kłopotów dla Gundalian, wręcz była to jedynie kroplą w obliczu większego zagrożenia... Gundalia umierała, a jej mieszkańcom pozostało ledwie kilkadziesiąt lat nim ich planeta przestanie istnieć. Na hor...