— Co powiecie na kąpiel, śmierdziele? — rzuciła zaczepnie Dayna, przynosząc wraz ze sobą zwierzęcy zapach, który zdążył już opaść po jej poprzedniej wizycie. Woń niewątpliwie należała do wilkora, choć po latach obcowania ze stworzeniem, mogła stanowić nieodłączną cześć neathianki.
Drobna dziewczyna spędziła wśród gundalian wystarczająco dużo czasu, by Zenet mogła już prawie bezbłędnie odwzorować jej wygląd na swoim własnym ciele. Studiowała każdą jej cechę głównie ze znudzenia, częściowo też dla zajęcia myśli, by nie krążyły wokół nieprzyjemnych tematów. Co prawda Surrow mogła czynić to również ze swoimi kolegami, ale obu już dawno rozpracowała i stali się zwyczajnie nudni. No może Nevie udało się ją ponownie zaintrygować, gdy przyciągnął ją do siebie przez sen, będąc zupełnie tego nie świadomym, jednak potem zachowywał się tak jak zawsze. Jesse z kolei jedynie trochę mniej uważał na swe gesty i słowa, równocześnie przerażony i podniecony otaczającym go światem. Nic co w przypadku poety odbiegało by od normy.
Dayna z kolei była ewenementem, z którym gundalianka pierwszy raz się spotkała. Jak dotąd nie miała dłuższej styczności z żadnym z neathian, tym bardziej płci żeńskiej. Do tego ledikanka była niewątpliwie magiem. Jej gesty wydawały się Zenet zbyt naturalne i niewymuszone, zupełnie jakby nie musiała nigdy nakładać na siebie żadnej maski, grać kogoś kim nie do końca była. Tej swobody Surrow jej zazdrościła, tak samo jak smukłej sylwetki o szerokich biodrach i wąskiej talii. Jedynie biust gundalianka miała większy i ciało nie poprzecinane bliznami w widocznych miejscach. Chociaż w autentyczność swoich atutów gundalianka czasem powątpiewała.
Była w końcu mimikiem, mogła zmienić swój wygląd jak tylko chciała i kiedy tylko naszła ją na to ochota. Nie znała liczby swych przemian i nie pamiętała jak wyglądała przed laty. Pewna była tylko tego, że jej włosy w całości były paskudnie rude, a zieleń nadała im sztucznie i że plecy przecinała jej podłużna blizna. Rana zadana, gdy nie umyślnie wzięła na siebie karę, martwego już kolegi, w złym momencie przybierając jego postać. Poza tymi szczegółami wydawała się sobie fałszywa.
— Pedant — Zenet usłyszała kąśliwą uwagę Vidama, skierowaną do poety, niemal od razu gotowego do wyjścia. Znowu zaczęło się nagabywanie z Jesse»go, stanowiące najprawdopodobniej ulubione zajęcie młodzieńca.
— Ja przynajmniej nie roztaczam wokół woni, równej tej należącej do hibaru* w trakcie rui.
Na ten argument Neva nie miał odpowiedzi.
Zenet wybuchła śmiechem, widząc mieszankę zaskoczenia i wstydu wymalowaną na twarzy młodszego z gundalian.
— I ty Zen przeciwko mnie — jęknął chłopak.
— Wybacz, ale zagiął cię zbyt pięknie — odparła, ścierając niewielką łezkę z kącika oka. — Nasz poeta dorasta, to takie wzruszające.
Glenn przewrócił jedynie oczami i spojrzał prosząco na neathiankę. Zdawał się szukać w niej swojego sprzymierzeńca, ale Surrow zauważyła w jego oczach coś jeszcze. Zaciekawienie, podobne do tego, z którym ona sama studiowała ledikankę.
— Żadne z was nie pachnie zbyt dobrze. No poza Zenet. Wszyscy przecież wiemy, że kobiety się nie pocą. — Dayna puściła w stronę gundalianki oczko, znów używając zaczepnego tonu. — Chodźcie, śmierdziele.
Mimo wszystko, Zenet coraz bardziej zaczynała ją lubić. Wbrew dziwnej zazdrości o urodę neathianki i relację jaka łączyła ją z Renem, a o której Surrow nie wiedziała zbyt wiele.
— Dayna, właściwie powinnam spytać cię o to wcześniej — zaczęła gundalianka, gdy schodzili już po schodach. — Co cię łączy z Renem? Bardzo się o niego martwiłaś.
CZYTASZ
Bakugan: Ostatni bóg (Czeka na reedycje)
FanfictionPokonanie Mag Mela niestety nie oznaczała końca kłopotów dla Gundalian, wręcz była to jedynie kroplą w obliczu większego zagrożenia... Gundalia umierała, a jej mieszkańcom pozostało ledwie kilkadziesiąt lat nim ich planeta przestanie istnieć. Na hor...