Cuda we krwi powstańczej

11 4 3
                                    

Ledwo brzask nastał, ledwie świta,
Dzień się jeszcze z nocą nie przywitał.
W naszej Warszawie to tu, to tam.
Huk wystrzałów brzęczy w uszach nam.

Wybiega z domu i ojciec, i dziad,
Wszyscy Polacy wychodzą z chat.
Nie muszą długo stać na dworze.
Matula biedna jęczy ,,O Boże..."

Chłopcy, dziewczęta,
Jak jeden mąż
Chwytają za broń.
Powstanie wre wciąż i wciąż.

Patrzę w bok: legnie Stasiek,
Podjeżdża Niemiec, porywa Basię.
Wszędzie się biją, uderza wróg.
Żołnierze polscy dmą w wielki róg.
A ja stoję i patrzę.

Dmie wicher,
Szarpie polską flagę.
Ach, niech przegoni.
Wstrętną oprawców niemieckich plagę!

Nagle spoglądam,
I widok straszny!
Od kul, wybuchów
Ginie już każdy.

Kto znajdzie siłę, by walczyć za dom.
Skąd wziąć posiłki, do armat proch?
Do nosa doszedł wystrzału swąd.
Powstańcy szepcą: ,,To on! To on!"

Odwracam się i spoglądam w trwodze.
Mój ukochany chwieje się na rannej nodze.

Potem upada
I wzbija kurz.
Siostra ma syczy: ,,Biegnij. No już!"

Zaczynam biec, przerażona,
Bliznami wojny poznaczona.
Nie zwracam uwagi na krzyk, ból, kurzawę.
Myślę tylko ,,Żwawiej, nogi, żwawiej!"
Już doń przybiegam i przy nim klęczę, Klepię po twarzy, szarpię za ręce.

A w całym mieście grobowa cisza,
I tylko słychać, jak myszka
Pod miotłą piszczy.

Polska jest wolna
I już po męce,
Opadły sznury krępujące ręce.

A ja tylko patrzę,
Jak z wiatrem znika
Ostatni uśmiech
Z twarzy Kazika...

Melodia istnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz