Pasterz ludzkiej trzody

7 4 3
                                    

Po co im oczy,
Skoro nie widzą.
W innych łzy
I z radością szydzą.

Po co im uszy,
Skoro nie słyszą,
Gdy ktoś ich woła wśród ciemnej nocy,
I zabiega o ciepło z pomocą.

Po co im ręce,
Skoro nie mają czucia.
Bo tak jest trudno wyciągnąć dłoń,
Kiedy się zdusi uczucia.

Po co im nogi,
Skoro nie chodzą.
Tylko przez życie
Biegną i kopią.

Po co im serca,
Skoro uczucia zgaszone?
Równie są mili i ciepli w obyciu,
Jak te rzeźby albo obrazy.

Po co im wreszcie to ludzkie ciało,
Skoro dobrego nic nie zdziałało
W końcu biegiem i szarpaniną,
Sprawią, że latka życia upłyną.

I to na bólu i samotności,
Nie zaś na szczęściu i na radości.
Bo życie nawet bez krztyny miłości,
Szybko zanika wśród tej nicości.

Czasem, gdy ktoś spojrzy w niebo,
Albo w twarz jednej z kapliczek prosto,
Dostrzeże zatroskane oblicze,
Które z góry patrzy na życie.

Bo tam na górze,
Siedzi na chmurze.
I patrzy na nasze dusze,
Tak umaczane w przewinień brudzie.

Jest potężny:
To w końcu Ojciec, nasz Ojciec mężny.
Gdzieś obok niego snują się nici,
Wielbienia, życzeń, błagalnych myśli.

Jedne są mocne i spoczywają
Jako część solidnego sznura.
Inne zaś do rąk się czepiają,
Czekając na wypełnienie ich jutro.

A Ojciec siedzi i patrzy zmęczony,
Na poczynania męża i żony,
I dziecka, lekarza i aptekarza.
Oraz człowieka, który rozterki zatapia, szukając dna od butelki.

Dlaczego dał nam to wszystko,
Skoro nam mało,
Czasu, samochodu albo pieniądza.
I panuje nad nami sławy i poważania żądza?

Przecież mógłby jednym kiwnięciem,
Odciążyć swoją strapioną głowę.
I nas wszystkich jak tu stoimy,
Zaciągnąć siłą na drugą stronę.

Ale On czeka.
Patrzy.
Radość Go bierze z pewnością wielka,
Kiedy nawróci się dusza człowieka.

Na innych patrzy
Z głębokim smutkiem.
Bo przez nienawiść człek staje się...
Wyrzutkiem.

Gdy ktoś Go dostrzeże, a nie zrozumie.
Wtedy wzdycha ciężko.
I rozpływa się.
I znika.

Wszystkie na świecie świętości,
To znaki Jego obecności.
Abyśmy mieli choć wyobrażenie,
Co On dla wszystkich robi codziennie.

W kościele, na drodze oraz w pałacu.
Gdziekolwiek jest jakaś dusza ludzka.
Tam patrzy, mówi i cicho wzdycha,
Gdy widzi, że ktoś znów innych gryzie i łokciem rozpycha.

Melodia istnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz