C Z T E R Y

1.1K 81 71
                                    

Nadszedł ten dzień. Upewniłam się, że wszystko było przygotowane idealnie. Undertaker celująco wykonał swoje zadanie dotyczące zwłok.

Weszłam do swojego pokoju. Wzięłam przygotowaną przez Marie kreację i zaczęłam się w nią ubierać. Była to czarna suknia do kostek z fioletowymi wstawkami. Rękaw sięgał do łokcia i pod koniec się rozszerzał. Do tego włożyłam czarne pończochy i baleriny na niskim obcasie w kolorze takim, jaki miała reszta stroju. Na szyi zapięłam jeszcze swój naszyjnik. Tak ubrana zeszłam na dół, aby Marie uczesała mi włosy.

Usiadłam na fotelu. Ona zaczęła przeczesywać moje włosy szczotką. Robiła to bardzo delikatnie. Tak, aby nie ciągnąć. Starannie upięła je w koka i spryskała odrobiną lakieru, żeby wytrzymał cały dzień.

Byłam już gotowa.

- Marie, teraz ty idź się przygotuj. - poleciłam mojej kamerdynerce.

- Tak, panienko. - odpowiedziała i udała się do siebie, aby zrobić to, co kazałam.

Ja w międzyczasie chwyciłam ze stołu filiżankę z zaparzoną wcześniej herbatą i zaczęłam ją leniwie sączyć. Odstawiłam puste naczynie na spodek , na którym wcześniej stała. Zaczęłam przechadzać się po pokoju. Spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści. Oznaczało to, że miałam jeszcze dwie i pół godziny do rozpoczęcia pogrzebu.

Wyszłam z posiadłości i udałam się do ogrodu. Zaczęłam chodzić pomiędzy rzędami [jakieś kwiaty]. Były to moje ulubione kwiaty, więc miałam ich pełem ogród. Ich woń unosiła się w powietrzu. Spacerując tak patrzyłam w niebo. Było dosyć pochmurnie. Nie zapowiadało się na to, aby wyszło słońce. Jednak zbliżały się deszczowe chmury. Także domyśliłam się, że w trakcie pogrzebu może padać. Będzie to wyglądało tak, jakby niebo opłakiwało stratę mojej rodziny.

Schyliłam się i zerwałam jeden z rosnących kwiatów i powąchałam. Uwielbiałam ich zapach. Wróciłam do mojej przechadzki po ogrodzie trzymając i obracając w palcach łodygę kwiata. Jednak po chwili znudziło mi się to, więc odrzuciłam go na ziemię. Nagle usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Odrwóciłam się i ujrzałam Marie biegnącą w moją stronę. Zaczęłam iść w jej stronę.

- Panienko już czas... - rzekła.

- Dobrze, dziękuję za informację. A teraz chodźmy.

***

Stanęłam przed swoją rezydencją wraz z Marie i zaczęłyśmy witać gości. Nagle z powozu wysiadł wysoki, czarnowłosy mężczyzna we fraku w kolorze włosów. Następnie pomógł wysiąść młodemu chłopakowi, który jak się domyśliłam był Hrabią z rodu Phantomhive'ów. Ubrany był elegancko, w granatową kreację. Miał marynarkę, pod którą było widać białą koszulę. Do tego ubrał krótkie spodenki nad kolana w kolorze marynarki i długie, czarne buty. Na prawym oku miał opaskę. (Chodzi mi mniej więcej o to, co w mediach).

- Dzień dobry Panienko Richtie. - powiedział Hrabia i ujął moją dłoń, po czym uklęknął i delikatnie ją cmoknął. Po chwili zorientowałam się, że już gdzieś widziałam tego człowieka. Niedługo zajęło mi skojarzenie, że Hrabia, to ta sama osoba, z którą minęłam się wtedy u Undertakera. Zaczęłam mieć złe przeczucie co do Phantomhive'a, jednak odepchnęłam od siebie uczucie niepokoju.

- Dzień dobry Hrabio Phantomhive. - odpowiedziałam i dygnęłam. Uśmiechnęłam się delikatnie i poleciłam Marie, aby zaprowadziła gości na wzgórze za rezydencją. Ja również się tam udałam.

Stało tam bardzo dużo ludzi, którzy rozmawiali ze sobą na przeróżne tematy. W ziemi wykopana była głęboka i bardzo szeroka dziura, a obok niej stały trzy, na tę chwilę zamknięte trumny ze zwłokami, które na moją prośbę przygotował Undertaker. Byłam mu za to wdzięczna. Teraz zostało tylko czekać na księdza.

***

Nadszedł wreszcie koniec całego przemówienia księdza. Na szczęście jednak deszcz postanowił nie padać. Byłam mu za to wdzięczna. Podeszłam do jednej z trzech otwartych trumn. Leżały w niej zwłoki mojej matki. Spojrzałam na nią. Na jej martwy wyraz twarzy... Dotknęłam jej zimnej, jak lód skóry, po czym gwałtownie odwróciłam twarz i podbiegłam do Marie. Ta widząc łzy na mojej twarzy natychmiast zaczęła mnie pocieszać i podała chusteczkę. Wytarłam oczy i oddałam jej, ponieważ nie miałam gdzie wyrzucić.

- Ja...ja nie dam rady...nie jestem w stanie się pożegnać... - zaczęłam mówić z rozpaczą w głosie.

- Nie zmuszaj się... [Imię], możesz się z nimi pożegnać na wiele innych sposobów. A teraz chodźmy. Będą zakopywać trumny. - rzekła, a mnie to po części pocieszyło. Skierowałam się w stronę dziury wykopanej w ziemi.

Chwilę później zaczęto już wkładać trumny do ziemi. Następnie zakopano je. Zakopano moją rodzinę...

Większość ludzi zaczęła iść za Marie w stronę rezydencji, aby zjeść jakiś ciepły posiłek. Ja skierowałam się zupełnie gdzieś indziej. Udałam się do ogrodu, jednak poszłam na sam jego koniec, do białej, niewielkiej, zadaszonej altanki, która tam stała. Weszłam do niej i usiadłam na ławce, po czym wreszcie dałam upust swoim emocjom i zaczęłam wylewać morze łez.

Nie wiedziałam, ile czasu tak siedziałam, lecz ocknęłam się w momencie, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Spojrzałam na przybysza. Była to osoba, którą najmniej  spodziewałam się tutaj zobaczyć. A mianowicie był to Hrabia Phantomhive. Podszedł do ławki i usiadł obok mnie.

-  Nie powinnaś płakać. Nie warto marnować sił na takich ludzi Panienko... - powiedział Hrabia, próbując mnie chyba pocieszyć.

- Jak możesz tak mówić Hrabio? Przecież to moja rodzina - ludzie, którzy mnie kochali! - odpowiedziałam lekko podirytowana jego zachowaniem. Jakim prawem śmiał mówić takie rzeczy na temat mojej rodziny.

- Ponieważ znałem ich lepiej niż ty... - a mnie dosłownie zamurowało.

~~~~~~~~~
Witajcie w kolejnym rozdziale po dłuuuuugiej przerwie. Ale obiecuję, że się poprawię! Przysięgam! Postaram się teraz dodawać rozdziały w niedziele i środy, ale nie wiem, czy mi się to uda. A tak w ogóle, to rozdział krótszy, ale niestety musiałam zakończyć to w takim właśnie momencie. Dobra już nie przedłużam. Do zobaczenia w środę^^

Droga Pod Wiatr || Ciel x Reader [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz