Budżet musieli mieć tu większy niż w krakowskiej Szkole Guseł, nawet o wiele większy, bo sufit pokazywał tutaj niebo, co dawało efekt, powiedziałbym, oszałamiający. Tak, no normalnie mnie oszołomili! Nasz dyrek to by w życiu nie kupił nowych mioteł dla drużyny, a gdyby miał zasponsorować taki magiczny sufit to by go coś, do diabła, strzeliło. Padłby trupem, przysięgam. No ale w końcu co tu porównywać - te angielskie cwaniaczki miały pewnie konszachty z Ministerstwem Magii, to i dostawali hajsu jak lodu.
Zresztą nieważne. Cholera, powinienem się skupić na tej Ceremonii Przydziału a nie gapić się w sufit, co nie? Jeszcze te angole wezmą mnie za jakiegoś głupka, a tego to bym nie chciał. Nasi nauczyciele mówili nam w końcu, że mamy godnie reprezentować naszą polską szkołę. Że niby to taka fajna placówka. No dobra, postaram się.
Razem z ludźmi z wymiany - było nas dziesięcioro, ale tylko Dżesikę i Brajana znałem bardziej - staliśmy za pierwszoroczniakami, którzy również byli w Hogwarcie po raz pierwszy. Nie powiem, dodawało mi to trochę otuchy. Przynajmniej nie ja jeden gapiłem się na ten przeklęty sufit.
W Hogwarcie było trochę inaczej niż u nas. Tutaj mieli cztery domy, do których rozdzielali pierwszaków a u nas to byliśmy rozdzielani pod względem wieku, i tyle. Nic ciekawego. Dlatego ten pomysł domów bardzo mi się spodobał i byłem podniecony, że zaraz trafię do któregoś. Nie wiedziałem o nich nic, więc jak tiara wykrzykiwała jakieś nazwy, to czułem się głupi trochę.
W ogóle nas nie przygotowali do tej wymiany, jak Boga kocham. Po prostu wylosowali dziesięcioro z nas i oznajmili, że we wrześniu na calusieńki rok wywożą nas do Hogwartu. Dobrze, że umiem angielski, bo co ja bym tu robił? Jak matka się dowiedziała, że jadę do Anglii to jej oczy wyskoczyły z orbit. Przysięgam. Zaczęła mnie głaskać po głowie, jakbym był jakimś bachorem i powtarzała, że jest ze mnie dumna.
- Sebuś, ja to zawsze wiedziałam, żeś mądry chłopak. Zawsze! - krzyczała matka.
- Ale to było losowanie... To nie moja zasługa, że mnie wybrali.
- Seba, mój mądry chłopak! Wszyscy gadali, że kibol, a teraz to do Anglii leci!
Jak tak sobie teraz myślę, to się nie dziwię, że mnie kibol nazywają na dzielni. Ale to dobrze. To znak, że Arka Gdynia ma prawdziwego fana, a nie jakiegoś pedzia. Ja to zawsze powtarzałem, że jak chłopak nie jest łysy, nie lubi piłki nożnej i nie ma adidasów to to żaden chłopak nie jest. Tylko pedzio.
W końcu wszystkie bachory porozdzielali i przyszedł czas na nas, ludzi z wymiany. Wyszczerzyłem zęby do Brajana, który stał blisko mnie i nagle mi się głupio zrobiło. No bo Brajan to trochę pedzio. A nawet bardzo. Lgnie do chłopaków bardziej niż ćma do ognia. I ta blond grzywka... Ale zawsze go lubiłem, bo zabawny jest chłopak. Taki towarzyski. No i jego siostra, Dżesika, to super laska. Cała jest super. Super ekstra nawet.
- Brajan Kisiel! - wrzasnęła tiara i Brajanek podskoczył do podium.
Siedział tam jak kretyn. Chociaż może wyglądał mniej kretyńsko, niż te pierwszaki, bo im to tiara zasłaniała oczy, taka była wielka. A my z Brajanem mamy piętnaście lat, więc to połatane tiarzysko nam nawet pasuje.
- Slytherin!
Jeden ze stołów wrzasnął radośnie i rozległy się oklaski. Brajan podreptał do stołu i uśmiechnął się do uczniów Slytherinu. Świetnie, debil już o mnie zapomniał.
Dżesika również tam trafiła, do tego całego Slytherinu. W końcu była starszą siostrą Brajana, to co miała tam nie trafiać. Cholera, też chcę tam być. Przynajmniej znałbym kogoś.
- Sebastian Złoty! - krzyknęła tiara.
Założyłem ją i musiałem przyznać, że idealnie pasowała na moją ogoloną głowę. Tiara zaczęła coś mruczeć, ale ja skupiłem się na uczniach w Wielkiej Sali. Wszyscy mieli szaty i dziwnie patrzyli się na mój dres z adidasa, ale co ja mogłem zrobić? Szata przyjdzie dopiero pojutrze, a innych ciuchów niż dres to nie mam. W końcu w Gdyni, moim mieście, muszę wyglądać prawilnie.
- Hufflepuff!
Nie wiedziałem, który to dom, ale chciałem się trochę przypodobać więc zrobiłem słowiański przykuc. Tak dla szpanu.
Stół po mojej prawej ryknął głośno, więc skierowałem się ku nim. Dzieciaki siedzące przy stole miały żółte krawaty, więc stwierdziłem, że to nawet spoko. Ja miałem dziś na sobie żółty dres, więc pasuję ideolo. Szkoda, że Brajan i Dżesika tu nie trafili.
- Cześć, Sebastian. - Chłopak z niebieskimi włosami wyciągnął do mnie dłoń - Jestem Teddy Lupin. Prefekt naczelny.
- Hej, krejzolu. Fajne włosy. Czy to farba z Joanny?
- Z czego?
- Nieważne. Mów mi Seba. Seba Złoty.
Uścisnęliśmy sobie rękę i już nie czułem się taki samotny. Te niebieskie włosy były trochę pedalskie, a przynajmniej jakby przyszedł na mecz Arki to by dostał konkretny wpierdol. Ale postanowiłem mu to wybaczyć, bo jestem dresem z wielkim sercem.
- Ej, Lupin. Jakie cechy ma Hufflepuff, żem tu trafił?
- Och, Hufflepuff charakteryzuje się pracowitością, uczciwością, lojalnością... To niezwykle honorowy dom. Na pewno ci się spodoba.
Rzeczywiście, jak już sobie pomyślałem, to jestem dość pracowity. Całe wakacje sprzedawałem kebaba u takiego typa, co był policjantem. Miałem ochotę mu wpuścić wpierdol, w końcu CHWDP sto procent, ale bardzo chciałem sobie kupić nowe najki. Takie najki, co bym w nich latał po boisku i strzelał gole. Jak jakiś Lewandowski.
- Znasz Lewandowskiego? - spytałem podejrzliwie.
- Niestety nie... To jakiś gracz quidditcha?
- Kurwa, co jak co, ale Lewego nie znać? Pewnie jesteś czystej krwi, co?
- Ehm, wychowałem się wśród czarodziejów - mruknął przepraszającym tonem Teddy - Skoro nie gra w quidditcha, to kim jest?
- No w piłkę nożną gra. W reprezentacji Polski.
- Niestety nie interesuję się piłką nożną, ale Cole Jackson jest mugolakiem, więc może kojarzy... Lewego.
Nie byłem pewny, czy wytrzymam tu rok. Tak długo wśród typów, co to nie znają się na piłce nożnej. Cholera. Postanowiłem zmienić temat.
- A ten Sluterin to czym się cechuje, co?
- Slytherin. Ślizgoni są ambitni i sprytni.
Jedyną ambicją Brajana i Dżesiki było wyrwanie dużej ilości chłopaków, więc nie wiem, co tam robili. W ogóle się tam nie nadawali. Powinni trafić do jakiegoś domu, gdzie wszyscy są próżni i zapatrzeni w siebie. Lubiłem Brajana i Dżesikę, ale nie ma co się oszukiwać, tacy właśnie byli.
Kolacja była bardzo wystawna, a żarcie epicko pyszne. Nasza Szkoła Guseł może się schować. Pogadałem z paroma osobami i tylko jeden chłopak, Cole Jackson, znał Lewego. Dziwna szkoła. Oprócz jedzenia i sufitów to nie było tu zbyt fajnie. Dodatkowo wszyscy dalej gapili się na mój dres. Ręce mnie świerzbiły, żeby im przywalić. Serio.
Mimo tych wszystkich kretynów, zdołałem się opanować. Gdy kolacja dobiegła końca, nałożyłem moją czapkę wpierdolkę z logiem Arki Gdynia i ruszyłem za Teddym do pokoju wspólnego.
Muszę wyznać, że ten cholerny pokój trafił w moje gusta. Wszechświat mi sprzyjał i postanowił zlokalizować pokój wspólny blisko kuchni.
CZYTASZ
Masz jakiś problem? Hogwart - historia prawdziwa
FanfictionSeba, typowy dres z polskiej Szkoły Guseł, zostaje wybrany do zagranicznej wymiany. Razem ze znajomymi trafia do Hogwartu. Chłopak musi dostosować się do zasad panujących w brytyjskiej szkole i powstrzymać się od bicia każdego, kto nie szanuje Arki...