Twój stary

746 96 35
                                    

Po spaleniu skunów stałem się trochę mniej podkurwiony. Zakazałem definitywnie palić faje Dżesice i nawet chciałem poprosić później Brajana, żeby trochę pilnował tej swojej siostruni, co by mnie nie oszukała w tej sprawie bo i tak mnie już raz oszukała, jak mi dziecko zrobiła podczas gdy ja żadnego dziecka nie chciałem. Sprawa jednak była ciężka, jak cholera, nie tylko bym powiedział ze względu na to, że ta wieśniara chciała sobie dymki puszczać, ale też albowiem i zwłaszcza, że ja nawet pewien nie byłem, czy to ja bym był takim, wiecie, legitnym starym tego gówniaka. No bo bez ściemy, nie wierzę, że ja jeden tak sobie podbiłem do tej Dżesiki i skusiłem się na te jej cyce z instagrama. Co to, to nie. Ale jakbym jednak był, co niestety wykluczyć tego nie mogłem, to trochę miałem przerypane. Bo co z tego, że dziecko będzie ładnym blondynkiem po Dżesice jak pewnie też odziedziczy jej debilizm.

Poza tym jednak głupio mi się zrobiło jeśli chodzi o Meigui. Jakaś nostalgia mnie dopadła jak z piosenki Taco Hemingwaya i myślałem sobie wtedy: kiedy luty zmienia się w lipiec, nie dam rady się przed nią kryć. I tą nią była Meigui, jedyna łysa baba w szkole, co to taka niedostępna i zimna była na początku, w tej szklarni, co to zacząłem ją bajerować. A potem siup i już była kochanką a teraz siup i nie wiem kim jest. Chyba pierwszy raz w życiu czułem coś innego niż chęć na kebsa i to bardzo mnie zestresowało. Nie miałem pojęcia co zrobić w tej całej sytuacji. No wiecie, przeprosić i tak dalej? A może jednak dać sobie siary? Nie miałem, kurwa, pojęcia.

Teraz jednak jadłem śniadanie w Wielkiej Sali, ubrany w szykowny żółty dres. Wcinając owsiankę starałem się nie zwracać na siebie uwagi Dżesiki, która rozmawiała z kimś przy stole Ślizgonów. Zacząłem więc obserwować Jamesa, który siedział przy stole swojego domu i otwierał właśnie list, który przyniosła mu sowa. Ten to miał dobrze w życiu, musiałem to jednak przyznać. Wcale nie pizdowaty wyszedł, mimo że angolem też był przecież a ja raczej opinie sobie wyrobiłem, że jak nie Polak jesteś albo Rusek to raczej pizda. Ale on nie. On by ci dał wpierdol na legalu, silny chłop. No i ładny był, skubany, tacy to se w życiu radzą. A poza tym był synem tego Harry'ego Pottera. Ojciec jego przysyłał mu pełno galeonów co tydzień i James jak nic mógł to przepić. Ja o moim starym to wolałem nie wspominać, bo to ten to żadnych galeonów by mi nie dał, za nic nie zapłacił, bo jednak nawet o płacenie alimentów u tego zgrzybiałego trolla było ciężko. Zazdrościłem trochę Jamesowi tych wszystkich rzeczy, ale najbardziej to mu zazdrościłem, że teraz dzieciora nie zrobił nikomu.

Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po wafla w czekoladzie. Chociaż to dobrego mi zostało w tym stresującym życiu, że mogę żreć jak świnia.

- Hej, Seba!

Podniosłem głowę i napotkałem wzrok Jamesa. Machał na mnie ręką, a list, który wcześniej otwierał, leżał teraz na stole. Chłopak wyglądał na dość zdenerwowanego, tak, że ja też od razu na raz się zdenerwowałem drastycznie bo aż się przestraszyłem. Od razu wstałem i podszedłem do Jamesa.

- Masz jakiś problem chyba. Tak na to wygląda. - rzekł półgębkiem, wskazując na swój list.

Otworzyłem szeroko oczy, bo jak ktoś mi mówi, że mam problem, to to zwiastuje ustawkę zazwyczaj. A kto by mi wypowiadał ustawkę teraz? Oprócz Dżesiki i jej macicy to chyba nie ma takiego hardkora. Zerknąłem szybko na list i zdążyłem zobaczyć tylko podpis - "Twój stary, Harry". James szybko chwycił go w łapę i schował do szkarłatnego dresu, mrucząc cicho:

- Spotkajmy się za pół godzinki w łazience Jęczącej Marty. Przyjdź sam.

Najpierw ciąża, teraz to. Bardzo bym chciał, żeby to wszystko się okazało jakimś narkotykowym hajem, bo co za dużo to niezdrowo. Skinąłem głową do Jamesa i powlokłem się do wyjścia z Wielkiej Sali. Na dzisiaj to miałem dość nawet wafli w czekoladzie.

Masz jakiś problem? Hogwart - historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz