Od całego tygodnia byłem bohaterem tej szkoły. Kurwa, nigdy bym się nie spodziewał aż takiej sławy. Odkąd Minerwa zapodała na kolacji, że jestem Haraczem Roku z legendy, miałem szacun większy niż na Oruni. Tytuł ten nawet na Meigui zrobił wrażenie. Została moją kochanką. Nasze ogolone głowy błyszczały niczym złoty łańcuch na szyi mojego starego.
Teraz jednak stałem w opuszczonej damskiej łazience na drugim piętrze i czekałem na Winstona i Jamesa. Wystukałem wcześniej w kaloryfer przyśpiewkę Arki Gdyni - nasz tajny sygnał, oznaczający wspólne chlanie - i czekałem na moich ziomalsów. Normalnie to czułbym się jak jakiś zwyrol, tak kitrając się w damskim sraczu, ale teraz to miało wyższy cel. Potrzebowałem spokojnego miejsca.
Nagle usłyszałem cichy gwizd i zobaczyłem moich braci, co to się ich nigdy nie traci.
- Haracz Roku, co, powrót do dresów? - roześmiał się James, lustrując moje nówki sztuki spodnie z Adidasa.
Kiwnąłem głową i pokazałem na mój nowy, podrabiany Rolex z Aliexpress.
- Klasa i elegancja, ziomek. Adidas i Rolex za 5$, który ma super funkcje. No na przykład zatrzymywacz czasu. Takie rzeczy to tylko u chinoli z Aliexpress, nie? Wyjebisty w kosmos. Ale chuj z tym. Nie uwierzycie co za ploty sprzedała mi McGonagall. Ten tytuł Haracza Roku to dar od losu. Wiecie, że jako potomek Slytherina mogę gadać do węży?
Wskazałem na zlew i zacząłem syczeć. Mały, rzeźbiony w kranie wężyk zaczął się poruszać, a po chwili przed oczyma mieliśmy tajemne przejście, o którym mówiła mi dyrektorka.
- O cię chuju, mój stary też gada do węży jak się najebie, ale myślałem, że po prostu ześwirował! - jęknął z podziwem James.
Razem z chłopakami wbiliśmy do podziemnego pomieszczenia, odjebanego jak sto pięćdziesiąt, niczym dom jakiejś Mandaryny czy innej gwiazdy. Aż chciało się tu spędzić ev'ry night. Trochę tu śmierdziało jakimiś zwłokami albo czym, ale w sumie tutaj to chociaż mieliśmy pewność, że nikt nas nie będzie irytował i przyłaził, by pogadać z "tym słynnym Haraczem Roku". No i w rogu leżała jakaś stara skóra węża, większego niż to bydlę w spodniach Hagrida, co dodawało temu miejscu uroku.
Podsumowując, była to speluna idealna. Piliśmy sobie zimniutką wódeczkę i zacząłem objaśniać mój plan objęcia władzy. Kurwa, byłem królem Hogwartu, ale niedługo mogłem zostać królem całej magicznej społeczności. A pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu moim marzeniem było co najwyżej dostać darmowe bilety na Areczkę. No bajka. Zanim skończyłem objaśniać plan, Winston wyrzygiwał już swoje wnętrzności. Słaby zawodnik z niego.
- Kurwa, stary - mruknął James - Gdyby to wypaliło, każdy z nas miałby tyle hajsu, że byśmy żyli lepiej niż wszyscy Malfoy'owie świata razem wzięci. Ale najpierw musiałbyś ogarnąć ministra magii, udobruchać Minerwcię... No i Hagrid wciąż chodzi podkurwiony, szuka tego, kto mu obciął kudły...
- Luźna guma, typie. To zajebisty plan. Nie ma na co czekać. Wbijaj do kuchni i każ skrzatom domowym wyciągnąć najlepsze nalewki jakie mają. Dzieciaczki muszą wiedzieć, co im przygotował wujcio Sebcio.
***
Kazałem Minerwie zwołać całą szkołę na uroczystą kolację, podczas której miałem objaśnić tym debilom mój przekurwisty plan. Odkąd zostałem Haraczem Roku siedziałem zazwyczaj na wielkim, rzeźbionym krześle przeznaczonym dla dyrektorki szkoły, ale dzisiaj zasiadłem na łysej głowie Hagrida. No wiecie, żeby podkreślić swoją pozycję, że z zwykłego studenciaka z wymiany jestem królem szkoły, Haraczem Roku a niedługo też Haraczem Magii.
Siedziałem sobie wygodnie na tej łysej głowie Hagrida i obserwowałem tłum uczniaków, którzy niedługo mieli stać się częścią lepszego, dresiarskiego świata.
CZYTASZ
Masz jakiś problem? Hogwart - historia prawdziwa
FanfictionSeba, typowy dres z polskiej Szkoły Guseł, zostaje wybrany do zagranicznej wymiany. Razem ze znajomymi trafia do Hogwartu. Chłopak musi dostosować się do zasad panujących w brytyjskiej szkole i powstrzymać się od bicia każdego, kto nie szanuje Arki...