Chłopaki nie płaczą, chyba że widzą Niebieskiego Wieloryba

663 74 10
                                    

Po tym jak prawie wysuszyliśmy flaszeczkę od Jamesa chyba oboje poczuliśmy się lepiej. Starałem się wyprzeć z myśli obraz potężnego czarodzieja, który pragnął mnie zajebać, ciężarnej laski oraz innej, zdruzgotanej laski i skupić się na tym, co przyjemne w tej mojej chujowej sytuacji. A przyjemną była na pewno ta chwila; James częstujący ducha Marty wódką to dość pocieszny widok.

- Śmierdzi - rzuciła Marta, patrząc podejrzliwie na flaszkę - Nie wypiję tego.

- A tam, czy śmierdzi! - przewrócił oczyma James, starając się jednocześnie wcisnąć butelkę z resztą alkoholu dziewczynie - Nie bój żabona, Marcia. Zobaczysz jak się będziesz po tym elegancko czuła. Nikt nie nazwie cię już Jęczącą tylko dlatego, że marudzisz...

- Hej! - przerwała mu Marta, rumieniąc sie - Nie jestem nazywana Jęczącą z powodu jakiegoś marudzenia!

Wymieniliśmy z Jamesem spojrzenia. No nieźle.

- Ale nieważne - miałem wrażenie, że duch Marty jeszcze bardziej się zaczerwienił - Pijemy za lepszy czas, za każdy dzień który w życiu trwa!

I chlusnęła jak prawdziwy koks. Chyba naprawdę mało o niej wiedzieliśmy.

- Czy duchy przypadkiem nie mogą pić ani jeść? - zapytałem zaskoczony.

- Wódka to magiczny wyjątek - rzuciła Marcia, bekając - Dzięki Merlinowi.

Posiedzieliśmy z nią jeszcze chwilę, a ja już prawie w ogóle i w żaden sposób nie myślałem o moich problemach. Gdy wódka już definitywnie i nieodwracalnie się skończyła, pożegnaliśmy lekko naprutą Martę i ruszyliśmy w świat. James zaproponował, abyśmy zgarnęli Winstona i wybrali się do Hogsmeade.

- W końcu jest weekend, a ty jeszcze nie próbowałeś piwa kremowego.

Zgodziłem się więc, bo to, że nie odmawia się piwa, jest w moim kodeksie honorowym. Ubraliśmy się w cieplejsze bluzy z logiem Drugwartu ( "H" na środku herbu Minerwa zastąpiła ikoną strzykawki wypełnionej heroiną) i we trójkę, wraz z Winstonem, wyruszyliśmy na podbój wioski.

Muszę przyznać, że Hogsmeade okazało się zajebistą miejscówą. Mieli tu całkiem ładne domki, a w witrynach sklepowych można było zobaczyć dość przyzwoite szaty z napisem "Braci z Azkabanu się nie traci".  Aż miałem ochotę wydać tu moje wszystkie sykle. Wokół kręciło się pełno uczniaków ale też dorosłych czarodziejów, zerkających podejrzliwie na moją czapkę z logiem Arki Gdyni. Musiałem zapamiętać, aby poprosić Minerwę o wprowadzenie jako elementu do szkolnych mundurków takie czapery. No jak można być poważnym, małoletnim sprzedawcą fety bez czapki wpierdolki?

Doszliśmy do Trzech Mioteł i zamówiliśmy na początek po kuflu kremowego piwka. Wnętrze było całkiem przyjemne, trochę zbyt mało patologiczne na mój gust, ale jak na małe piwo z kulturą to elegancja francja. Fajnie było posiedzieć sobie w tej małej izbie wśród stłoczonych czarodziejów śmierdzących gorzałą. Troszkę przypominało mi to rodzinny salon.

Po kilku pierwszych kuflach zacząłem opowiadać Winstonowi o moich problemach; czasem nawet taki twardy byczor jak ja musi się pozwierzać.

Wyżaliłem się więc prawie trzeźwemu Winstonowi na dzieciaka, którego będzie musiał czasem mi poniańczyć, bo ja to sobie nie wyobrażam, nie wiem, że będę musiał mu rzucać piłkę i krzyczeć, że aport czy co tam się robi z dzieciorem. No to właśnie poprosiłem Winstona, aby się nim czasem pozajmował, jak akurat będzie mało naćpany. No i poza tym mówiłem mu też o tym, że Meigui tak się trochę podkurwiła na mnie za to ruchanie innej na boku.

- Dobrze, że nie wiedziała, że Dżesika nie była jedyna. - mruknął ponuro Winston. - Masz przejebane, typie.

- Co powinienem zrobić?

Masz jakiś problem? Hogwart - historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz