Sideswipe obudził się późnym popołudniem, kiedy Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i swoje jasne promienie ciskało prosto w oczy śpiącego pomiędzy skałami Autobota, który nie zbyt chętnie chciał się już wybudzać. Uchylił powieki, a optyki przesłonił ręką, gdyż światło raziło go aż do bólu. Po chwili jednak zaczął się przyzwyczajać do nadmiernej jasności, tak samo jak przypominać sobie co się stało, gdzie jest i co robił, a kiedy to wszystko miał już w głowie poukładane, pożałował że się obudził. Prawdą było, że jeszcze nie chciał gasnąć, ale najzwyczajniej w świecie odpocząłby jeszcze trochę w błogim spokoju i stanie nieświadomości, a nie użerał się z tym paskudnym światem. Jednak mus to mus i ciągle spać nie mógł. Wygramolił się niezgrabnie spomiędzy skał i niedługo potem wspiął się po urwisku i wyszedł na drogę biegnącą wzdłuż niego. Leniwie ruszył kołami i potoczył się przed siebie. Gdzie jechał? Sam w prawdzie nie wiedział. Chciał jechać do Los Angeles, ale nawet nie wiedział gdzie ta droga prowadzi, a mimo to jechał. Nie wiedział jak bardzo musiał być rozbity nad ranem ani jakie przez to rozbicie zadupia musiał przejechać, że znalazł się nad miastem patrząc na mapę co wywnioskował z obserwacji słońca i znaków drogowych. Kiedy w końcu wyjechał na większą drogę zapełnioną samochodami to ucieszył się. Prawdą było, że ludzie stanowili dla niego zagrożenie, ale Transformer tak jak człowiek jest istotą społeczną i nie zbyt dobrze znosił samotność. Chociaż to nie było jego środowisko, lepiej się czuł między samochodami, które w niewielkim stopniu przypominały mu jego pobratymców, niż na bezdrożach.
Starał się nie myśleć o wydarzeniach z ostatniego wieczoru, które niemiłosiernie go przytłaczały. Swoją uwagę skupiał na samochodach, ich wyglądzie, kolorach, markach, a także zachowaniu kierowców, którzy czasami zachowywali się gorzej na drodze niż on, Dino, Ironhide i Bumblebee w bitwie o najlepsze miejsce w hangarze do spania odbywające się po godzinie trzeciej, kiedy to większość żołnierzy była na tyle zmęczona, że nie zwracała uwagi na przepychanki Autobotów, które często były postrzegane jako bardzo poważni i odpowiedzialni żołnierze. Prawda była jednak taka, że niejednokrotnie zachowywali się jak nastolatki w okresie buntu. Więc kiedy ktoś mu się co chwilę wciskał przed maskę, w dodatku bez kierunkowskazu i jeszcze okazując swoje niezadowolenie klaksonem i od czasu do czasu grożąc mu pięścią od razu miał przed oczami swoich przyjaciół, którzy swoją drogą włączali te cholerne kierunkowskazy, kiedy zamierzali ukraść mu miejsce. Jednak nie licząc kilku chamów na drodze, miał również okazję zobaczyć przykład ludzkiego kombinatorstwa jakim było przeładowanie przyczepy pickupa, który ledwo trzymał asfalt przednimi kołami. Stojąc na światłach, miał okazję trochę poszpanować przed może pięcioletnimi dziećmi podróżującymi w samochodzie stojącym obok, które z zachwytem przyglądały się osobliwemu autu. Nawet podobało mu się, kiedy ów dzieci podziwiały go i śmiały się, kiedy gazował silnikiem. Kiedy światła zmieniły się na zielone, Transformer zaryczał silnikiem agresywnie i zdawało się że wystrzeli z miejsca, ale ku zaskoczeniu dzieci i prawdopodobnie ich rodziców, zakręcił kołami spokojnie i skręcając w lewo z gracją przejechał przez skrzyżowanie. Na początku Autobot rzeczywiście miał w planach z piskiem opon wystartować, ale gdy zobaczył wóz policyjny po drugiej stronie, zmienił swoje zamiary. Nie miał ochoty na użeranie się z glinami upierdliwymi jak komary latem dla ludzi. Oczywiście, to porównanie nie przyszło mu nawet do głowy, jego przecież komary nie gryzły.
Los Angeles i miasta wokół były zatłoczone, ale nie aż tak jak Las Vegas. Drogi były bardzo szerokie, dwupasmowe a nawet trzypasmowe. Wzdłuż dróg było dużo sklepów, zwłaszcza dużych restauracji i pubów z fast foodem, a co jakiś czas przewijała się stacja benzynowa. To co jakoś bardziej się rzuciło w optyki Autobotowi, to palmy. Może nie były jakoś szczególnie zachwycające, ale według Cybertrończyka nadawały miastu osobliwy charakter. Było również wiele świecących bilbordów, jednak nie był przez nie i ich oślepiające światła tak bardzo oślepiany jak to było w Światowym Centrum Rozrywki. Na ulicach może i był tłok, a przez chodniki przemierzało wiele ludzi, ale miasto nie przytłaczało tak bardzo Transformera, nie zwalało się mu na głowę i nie atakowało światłami jak paparazzi fleszami wielkie gwiazdy show biznesu. Była to miła odmiana.
CZYTASZ
[ARCHIWALNE] Anioł o srebrnej zbroi
FanfictionPo wydarzeniach w Chicago ludzkość jeszcze bardziej boi się Transformerów. Autobotom obiecano azyl, z dala od ludzi, ale obietnicy nie dotrzymano. Tak jak Decepticony, również są celem Cmentarnego Wiatru, organizacji wyłapującej i zabijającej Cybert...