ROZDZIAŁ 3

1K 86 52
                                    

Gotham — miasto wyprane z barw, nad którym nigdy nie świeci słońce.

W miejscu pełnym przestępstw
i szaleństwa znajduje się też rozrywka (nie tylko związana z wypruwaniem wnętrzności, okradaniem sklepów czy wąchaniem formaliny w prosektorium — no chyba że ktoś preferuje).

Panie i panowie — cyrk przyjechał!

Jerome ustawiał ławki dookoła sceny. Robił to już od dobrych paru godzin.
— Znowu krzywo! Dzieciaku, czy ty nie wiesz, że powinieneś przyłożyć się bardziej do tej roboty?! —
wykrzykiwał dyrektor cyrku.

Ciągle coś mu przeszkadzało
i nie odpowiadało. A to ławka była ustawiona pod złym kątem do sceny, a to stała za blisko drugiej, a to była przekrzywiona, miała brzydkie belki etc. Jerome biegał z jednego końca namiotu do drugiego i poprawiał wszystkie niedogodności.

Po ciężkim dniu pracy chłopak w końcu udał się do swojej przyczepy. Czekała tam jego matka.
— No jesteś! Wreszcie! Ile można na ciebie czekać? — zapytała oskarżycielsko Lila. — Idź zaraz do pana Cicero, pamiętasz tego starego ślepca, i pożycz od niego siekierę. Potrzebna jest na dzisiejsze przedstawienie, bo Mike znowu zapodział gdzieś piłę. Ale ruchy, ruchy! — ponagliła syna i wypchnęła go z przyczepy.

Jerome szedł przed siebie, mijając inne przyczepy cyrkowców, aż znalazł się naprzeciw starego, samotnie stojącego domu. To był jedyny budynek znajdujący się w miejscu, gdzie co roku rozbijał cyrk. Mieszkał w nim starszy mężczyzna, który był niewidomy.

Znali go wszyscy pracownicy cyrku, w tym także Jerome. Wiedział, że starzec jest znany ze swojej zajadłości; co roku wymyślał coś niemiłego do powiedzenia chłopakowi.

Nastolatek zapukał do drzwi. Usłyszał kroki po drugiej stronie i zgrzyt klucza w zamku.
— Tak? — Otworzyła mu wysoka szatynka, mniej więcej w jego wieku.
— Ja do pana Cicero — powiedział Jerome.
— Właśnie się położył spać — poinformowała dziewczyna i dodała ciszej: — Mam nadzieję, że źle się czuje i wykituje w najbliższym tygodniu.

Nie były to miłe słowa, ale rudowłosy uznał, że nastolatka jest sympatyczna.
— Chciałem pożyczyć od niego siekierę.
— Nie ty jedyny — powiedziała szatynka bardziej jakby do siebie, a po chwili dodała już głośniej: — Raczej nie będzie miał nic przeciwko. No wiesz. I tak tego nie zauważy. — Dziewczyna zaśmiała się wrednie, a Jerome poczuł, że dreszcz przeszedł mu po plecach. Miała śmiech rasowej psychopatki.

Witamy w Gotham!

Nastolatka sięgnęła po jeden z kluczy wiszących na ścianie w holu i wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi. Wskazała głową na szopę znajdującą się obok budynku. Udali się w tamtą stronę, a dziewczyna otworzyła zardzewiały zamek.

W środku szopy znajdowało się drewno, jakieś stare meble, kosiarka
i siekiera. Szatynka sięgnęła po to ostatnie i podała rudowłosemu.
— Zrób z tego dobry użytek — powiedziała i zamknęła drzwi na klucz.
Jerome uniósł brwi do góry.
— Pamiętaj, celuj najpierw w głowę, a dopiero potem możesz poćwiartować ciało. — Uśmiechnęła się zachęcająco do chłopaka
i wróciła do domu, mrucząc jakąś melodię.

Jerome jeszcze długo stał w miejscu
i wpatrywał się w drzwi.
,,To jej szaleństwo było... słodkie" — pomyślał i uśmiechnął się do siebie.

×××××
Hej!
Chciałam podziękować za wszystkie miłe komentarze, które motywują mnie do dalszego pisania.

Trwająca dalej,
xoxoMadness

Bad Bitches & Fuckboys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz