.6. Chociaż nie ma nic strasznego, zły się boi cienia swego...

615 128 16
                                    

Gerard rzucił telefon szybko się rozłączając. Dlaczego to zrobił? Sam nie wiedział. Była to zwykła rutyna, zawsze tak robił i dlatego do tego doszło. A był to duży błąd. Teoretycznie Iero mógłby to olać, jednak Gerard wiedział, że jego przyjaciel nie wierzy w przypadki będzie chciał doszukać się w tym drugiego dna.

Idiota, idiota! Nie mógł nawet sam przed sobą przyznać się jakie to było głupie. Najgorszy był fakt, że mógł zamącić w głowie Iero, a sam nigdy mu tego nie wyjaśni.

Zrezygnowany zanurzył się w stercie pościeli i szczelnie przykrył, powoli uspokajając oddech.

****

Frank jeszcze długo po usłyszeniu zrywanego połączenia wsłuchiwał się w ciszę po drugiej stronie. Z początku naprawdę uwierzył, że jego Gerard wrócił i wszystko jest jak dawniej. Potem zaczął sobie to wyjaśniać i uświadamiać, że ktoś mógł po prostu znaleść telefon Gerarda i zadzwonić pod którykolwiek numer. Było to chyba najbardziej możliwą wersją zważając na fakt, że Way nie żyje. Jednak nawet i to nie do końca przekonało Franka w jego spostrzeżeniach. On chciał to wyjaśnić, znaleść tego kto to zrobił, a może znaleść nawet samego Gerarda? Nie nie nie... Gerarda nie ma... powtarzał ciągle tą sentencję.

Nie był z tych, którzy wmawiali sobie i innym, że on dalej żyje. Spójrzmy prawdzie w oczy, Frank był realistą. Odszedł jego najlepszy przyjaciel i poniekąd miłość życia. Zniósł to bardzo... właściwie to nawet tego nie zniósł. Nie dawał sobie z tym rady. Wszyscy mówili, że będzie dobrze, jednak on wymuszał na sobie funkcjonowanie na tym świecie bez Gee. Czy chciał z tym skończyć? Teoretycznie nie. Uważał, że był zbyt dorosły na tak pochopne kroki. Jednak wiedział, że życie bez niego nie będzie tym samym. Chciał się z tego wyrwać, chciał mieć to już za sobą.

Siedział bez sensu wpatrując się w krople deszczu uderzające o szybę. Ciagle w głowie miał ten głuchy telefon. Chciał wiedzieć kto i dlaczego zadzwonił.
Ostatnimi czasy nie robił nic. Chłodził po znajomych, co i tak w sobie wymuszał, pił dużo kawy i rozmyślał. To ostatnie szło mu najlepiej i za razem najgorzej. Przychodziło niesamowicie szybko i przynosiło nieraz bolesne rezultaty. Nie potrafił się z tym pogodzić.

Bardzo dużo też spał. Przesypiał większość dnia. Był po prostu zmęczony ciągłymi pocieszeniami i obietnicami. "Wszystko będzie dobrze" tyle, że nie będzie. Odeszła przedwcześnie jedyna bliska mu osoba. Nigdy nie będzie dobrze.
Opadł zmęczony na łóżko nie odrywając wzroku od zachodzącego słońca. Potrzebował snu, szczególnie, że nadchodziła powoli upragniona noc. Nie miał nigdy koszmarów. To jedyne co kochał w nocy, nie bał się jej. Były to jedyne godziny podczas których odrywał się od życia i nie czuł nic. Ułożył się w możliwe najwygodniejszej pozycji i przymknął oczy, szybko zapadając w sen.

Gerard mógł tego Frankowi tylko pozazdrościć. Był zmęczony, jednak zamykając oczy nachodziły go lęki. Czuł się obserwowany, a wręcz osaczony. A szczególnie tej nocy. Po wyrzutach sumienia i tęsknocie za głosem Iero po prostu nie mógł zasnąć. Chciał go zobaczyć, dotknąć i upewnić się, że wszystko z nim w porządku.
Kiedy po raz kolejny zerwał się z łóżka ze strachem postanowił, że to zrobi. Pójdzie do Franka. Dobrze widział, że nie jest to mądry pomysł, ale musiał, po postu musiał to zrobić. Ubrał się w cokolwiek i wybiegł z bezpiecznego mieszkania w środek mroku. Było późno, bardzo późno. Way wiedział, że pani Iero wyszła i nie wróci z pewnością przed pierwszą. Uroki drugich zmian. Niemal przybiegł pod blok w którym twardym snem spał jego ukochany przyjaciel. Przez chwilę się zawahał, ale w ostateczności podważył zatrzaśnięte drzwi od klatki schodowej i wszedł tak jak nauczył go tego Frank. W środku było cicho i czuć było kurz, przez co ledwo powstrzymał się od kichania. Powoli wszedł dokładnie analizując każdy schodek. Zatrzymał się dopiero przed upragnionymi, śnieżnobiałymi drzwiami. Nie zapukał nawet odruchowo. Zawsze wchodził bez pytania, bo dobrze wiedział, że jest stale zaproszony.

Sięgnął pod wycieraczkę wyjmując spod niej klucze. Zawsze się z tego naśmiewał, bo kto normalny trzyma klucze w tak oczywistym miejscu? Każdy włamywacz przed wejściem sprawdził by wycieraczkę, a jednak nikt nigdy się tam nie włamał. Po za Gerardem oczywiście. Czy jego obecność tam można było nazwać za włamanie? Ludzie których nie ma nie wchodzą od tak do starych przyjaciół. Ani też do nich nie dzwonią, na rozmyślanie o tym jest już za późno.

Wyjął klucze i powoli przekręcił je, uchylając drzwi. Wszedł najciszej jak się dało, energicznie rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Czuł się zdesperowany, musiał to zrobić.

Automatycznie skierował się do pokoju Iero. Z początku nie mógł dostrzec go w tak ciemnym pomieszczeniu, jednak z czasem jego oczy przyzwyczaiły się do mroku i spokojnie mógł rozróżnić jego delikatną posturę od okrywającej go pościeli. Podszedł najdelikatniej jak tylko się dało. Zbudzenie bo byłoby zabójcze. Uklęknął przy łóżku wpatrując się w jego idealną twarz. Powoli analizował każdą jej część, chciał zapamietać ten widok na długo.

Patrzył jak Frank delikatnie oddycha i śmiało stwierdził, że to najpiękniejszy widok na świecie.

Dopiero po jakimś czasie zrozumiał w jaki sposób myśli o swoim przyjacielu. Trochę zbiło go to z tropu, za "życia" nigdy by go tak nie opisał. Piękny? Uroczy? Zawsze opisywał Franka słowami typowo przyjacielskimi. Dlaczego tak myślał? Sam nie umiał sobie na to odpowiedzieć. W tamtej chili chciał położyć się obok, ale to byłoby za wiele. Wiedział, że powinien już iść, ponownie zostawić Franka. Nie mógł tak po nim żałować, przecież niedługo miał wyjechać na zawsze.

Pogładził jego miękkie, czarne włosy wdychając ich zapach. Z jednego kosmyka zaplótł cieniutki warkoczyk. Zawsze tak robił, żeby zdenerwować przyjaciela. Tym razem jednak nie chciał wyprowadzić go tym z równowagi, chciał mu coś dać. Podświadomie chciał mu dać to co czuje.

Ostatni raz spojrzał na Franka. Nie mógł się powstrzymać. Pochylił się nad nim i delikatnie pocałował w czoło tak, żeby go nie zbudzić. Uśmiechnął się i wyszedł, tak szybko i bezszelestnie jak się tam pojawił. Zamknął mieszkanie i zostawił klucz tam gdzie był. Zbliżała się północ, więc był to odpowiedni moment na powrót do domu. Choć cały dzień padało, noc była bezchmurna i dosyć ciepła. Wpatrywał się w gwiazdy górujące nad miastem. W takich chwilach kochał przebywać w mroku. Bez niego nie docenilibyśmy światłości.

Wiedział też, że tym wszystkim pogarsza sytuacje, że odejście będzie jeszcze trudniejsze. Ale zaczął zauważać to, czego nie widział wcześniej.

Fake Your Death •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz