.7.Co się dzieję kiedy odmawiasz gry? Wywracasz planszę.

603 116 69
                                    

Gerard leżał bezczynnie na niewygodnym łóżku, wpatrując się w sufit. Nie był w stanie wygonić z umysłu tego, co zdarzyło się jeszcze godzinę wcześniej. Tak bardzo brakowało mu Franka...
Kiedy znalazł się w jego pokoju marzył tylko o dotyku przyjaciela. Może było to dziwne, ale najwyraźniej potrzebne. Nie mógł wygonić Iero z umysłu. Frank taki dobry, Frank oddany, Frank wierny... ale nie. Przecież on go skrzywdził! Może i nieświadomie, może nie do końca umyślnie, ale jednak skazał go na cierpienie. Gerard nie potrafił ułożyć niczego w głowie. A przynajmniej nic sensownego.

Próbował skupić się na dopełnieniu planu. Musiał zakończyć to, co rozpoczął.

Czasem zaczął zastanawiać się dlaczego tak naprawdę postanowił zostawić przyjaciela. Niby odpowiedz była taka prosta, ale czuł, że znajduje się w tym drugie dno.
Tak cholernie bał się odpowiedzi, że wymyślał nowe fakty?

Wstał gwałtownie siadając na łóżku. Zbliżała się trzecia, wszędzie dalej panował mrok. Ale on nie miał siły spać. Nie mógł nawet zamknąć oczu, bo czuł jak z każdej strony nadchodzą koszmary. Do tej pory wszystko było dobrze, ale od momentu bliższego spotkania z Iero, chłopak nie mógł normalnie funkcjonować. Ciągle powtarzał sobie, że to tylko te trzy godziny i jeszcze wszystko wróci do normy, ale czy aby na pewno tak było?

Zaparzył sobie kawę i usiadł na parapecie wpatrując się w światła miasta. Mimo późnej godziny roiło się tam od ludzi i iskrzących się latarni.

Zastanawiało go, czy wszyscy mają tak bardzo skomplikowane życie, czy tylko jego dopadł taki los. A może oni też codziennie przeżywają agonię? Nigdy nie wiemy, czy osoba, którą mijamy na ulicy może iść właśnie na najwyższy budynek w mieście, bynajmniej nie żeby podziwiać widoki.

Dopiero patrząc się w zabiegane ulice, zrozumiał jedną rzecz. Że nikogo już nie obchodzi. Nikt się o niego nie troszczy.

Nie ma nikogo.

Było to oczywiście analogicznie idąc nieuniknione ze względu na ucieczkę, ale jednak bolało.

Wiedział, że musi szybko to zakończyć. Nie chciał więcej cierpieć, ale musiał załatwić jeszcze jedno. Ponownie spotkać się z Frankiem. Może i było to najgłupszym pomysłem jaki mógł wpaść mu do głowy, ale wiedział, że bez tego po prostu umrze. Zniknie tak doszczętnie. Frank był kimś bardzo dla niego ważnym i musiał, po prostu musiał ostatecznie się z nim pożegnać.

Następnego dnia przebudził się po naprawdę długim śnie. Poczuł doskwierające pragnienie i jedyne co w tamtym momencie mogło je zaspokoić to alkohol. Było wcześnie, oczywiście o ile "wcześnie" można nazwać godzinę trzecią po południu, ale bary z pewnością były otwarte i mógł zagłębić się w nie zupełnie jakby był środek imprezowej nocy.

Nałożył na siebie za dużą, czarną bluzę z obszernym kapturem, który zasłonił mu całą twarz i wyszedł. Ledwo szedł, mrużąc oczy od oślepiającego światła, co wcale nie pomagało w zachowaniu niezauważalności.
Po kilku długich minutach był w stanie wejść do przyjemnie ciemnego baru. W środku było chłodno, co oczywiście bardzo mu pasowało, nie musiał dusić się w bluzie kryjącej jego tożsamość.

Siadł przy ladzie i odrazu zamówił coś mocnego. Nie będzie bawił się w podchody, jemu potrzebna była czysta dawka alkoholu.
Wypił wszystko co znalazło się w jego szklance i fakt, trochę się upił. Trochę bardzo. Jednak nie na tyle mocno, żeby nie kontaktować. Musiał się pilnować bo jego przyćmiony umysł mógł wymyślić przeróżne, dziwne pomysły, co mogłoby zagrażać jego anonimowości.

Dopiero po jakimś czasie zauważył w kącie baru totalnie spitego nastolatka, siedzącego na obszernej kanapie. Iero, to było do przewidzenia.

Wtedy padł na genialny pomysł. Wiedział, że Frank jest całkowicie upity, nic nie będzie pamiętał. Podszedł do niego niepewnie się uśmiechając.

Fake Your Death •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz