.9. Nawet diabel był kiedyś aniołem

567 107 56
                                    

Gerard siedział w swoich czterech ścianach już od dobrych kilku godzin. Był gotowy na odejście. Uznał, iż zrobił już wszystko co mógł. Skupił się głownie na Franku. Obserwował go, pomógł mu, postarał się wyjaśnić podświadomie kilka ważnych spraw i w końcu się pożegnał. Czuł, że to odpowiedni moment.

Szczególnie, że zaczynał czuć do Iero coś czego nigdy nie powinien.

Powoli zaczął się więc pakować. Musiał jak najciszej wynieść się z mieszkania. Samo załatwienie go, wtedy jeszcze bez nowych dokumentów, nie było takie proste.

Zabrał najważniejsze rzeczy i wszystko to, co mogłoby zdradzić, że ktokolwiek tam mieszkał. Skrupulatnie poskładał swoje rzeczy, których i tak nie miał za dużo. Przecież nie mógł od tak wejść do starego domu i zabrać to co było mu potrzebne. Wszystko musiał kupić nowe. Co też nie było proste.

Pozostawała tylko kwestia wyjazdu. Samochodu już nie miał, bo ten doszczętnie spłonął. Dobrze pamiętał ten obraz. Ogromne, siarczyste języki płomieni, wszędzie gęsty dym i cisza, przerywana rozchodzącym się hukiem trzeszczącej stali.

Pamiętał też Franka, który przyjechał tam niewiele pózniej. Ten widok go kompletnie zszokował. Najpierw stał z niedowierzaniem i pewnym zagubieniem. Potem zaczął chodzić na około mocno zagryzając dolną wargę, aż w końcu doszło do krzyków, ataków płaczu i wiciu się po asfalcie. Gerard z ukrycia bardzo dobrze widział jak Iero zdzierał sobie skore trąc dłońmi i kolanami o żwir. Pamiętał ten krzyk. Nigdy w życiu nie słyszał takiego rozdzierającego serce dźwięku. Było w nim słychać ból i żałość.

Chłopak cierpiał. A Gerard cierpiał razem z nim. Ubóstwiał przyjaciela, ale nie mógł żyć dla niego wbrew sobie. Musiał się uwolnić i właśnie to robił.

Potrząsnął energicznie głową i wstał zasłaniając zasłony. Poranne słońce drażniło jego skórę, a hałas dochodzący sprzed szarego, zapomnianego bloku zakłócał myśli. Pakowanie poszło sprawnie. Wystarczyło tylko załatwić samochód.

W jego stanie nielegalne dokumenty i kradzione samochody to nic nowego. Dlatego właśnie zwrócenie się do odpowiednich ludzi i otrzymanie fałszowanych papierów było dość łatwe.
Wstał i podszedł do łóżka, po czym podniósł nieco materac i wyjął spod niego dużą, pomiętą kopertę.

Była w niektórych miejscach porozrywana i zachodziła żółtym nalotem, ale dalej dzielnie spełniała swoją rolę. Ze środka powoli wyjął nowe dokumenty. Pięknie oprawiony dowód, paszport,a nawet prawo jazdy.

Zmiana tożsamości nie jest trudna. Wystarczy znaleść nie żyjącą już osobę urodzoną w tym samym roku.

To był odpowiedni moment. Właśnie otrzyma nowe życie.
W tamtej chwili zachowywał się jak samobójca.
Chce to zrobić, chociaż w głębi duszy się waha i wierzy, że ktoś go powstrzyma. Tylko, że w odróżnieniu od ludzi targających się na własne życie jego nie miał kto zatrzymać. Nikt nie przyjdzie, nie powie ze łzami w oczach, że chce jego powrotu.

Mówił to Frank. Przy jego grobie. Ale to przeszłość. Opłakiwał tamtego Gerarda. Jego już nie ma. Obecny chłopak jest wyprany z emocji. Nie liczą się dla niego inni. Nie szuka sprawiedliwości i pokoju na świcie. On chce tylko uciec, nie patrząc na to co czują inni.

Na pierwszy rzut oka było mu z tym bardzo dobrze. Nie martwić się o innych, a wręcz niszczyć ich dla własnego pożytku. Tak było dobrze. On i jego potrzeby.

Zrozumiał, że nie jest to zbyt słuszne dzień wcześniej, w barze. Kiedy zobaczył jak Frank cierpi. Nie chciał go skrzywić aż tak. Nie wiedział, że Iero go kocha, nigdy tego nie zauważył. W pewnym sensie obwiniał się za zbagatelizowanie problemu. Widział jego piękne oczy i...

Koniec. Nie może tak myślec o przeszłości. Wyjeżdża i to teraz.

Wstał gwałtownie i w pośpiechu zabrał swoje rzeczy.
Niemal wybiegł z mieszkania potykając się o każdy możliwy stopień. Zwolnił dopiero przy klatce wejściowej, bo nadal musiał uważać aby choć trochę nie rzucać się w oczy.

Już po kilku minutach biegu znalazł się w umówionym miejscu. Na poboczu, za rozpadającym się budynkiem stał nowy, czarny, niepozorny samochód. Idealny dla kogoś kto nie chce być zauważony.

Nie czekał na nic. Wsiadł i odetchnął dopiero siedząc na miejscu kierowcy, z rękami opartymi na kierownicy. Mimo iż robił to co planował od dawna, był bardzo roztrzęsiony.

Opanował oddech i ruszył.

*

Było już późne popołudnie. Jechał wiele godzin w całkowitej ciszy. Słyszał tylko szum wywołany przez pędzący samochód i pracujący silnik. Jego myśli stały w jednym miejscu. Nie rozlewały się na wszelkie tematy jak zwykle. Były skupione tylko na jednej osobie.

Gerard nie ma nawet jego zdjęcia. Nie chciał na niego patrzeć. Wolał zapomnieć o kimś takim jak Frank Iero. Udać, że nie istnieje.

Całą swoją ucieczkę postrzegał jako narodziny kogoś nowego. Nie chciał pamiętać kim był. Wolał uznać, że Gerard Way nie żyje, a on jest kimś innym. Nawet dokładnie opracował sobie swój życiorys.

Student, wyrzucony z uczelni, marzy tylko o osadzeniu się w małej wiosce na Dzikim Zachodzie. Tak, miał dosyć wiecznego deszczu w Summit.

Miał szukać tam spokoju i oddechu. Miał poznać nowych ludzi i udawać, że wszystko jest w porządku. Miał spędzić tam resztę życia. Tak.

Kiedy słońce zaczęło zachodzić, chłopak zauważył świetliste dachy domów, wyłaniających się zza horyzontu. A więc to tu. To jego nowy dom. Zatrzymał samochód i zjechał na pobocze tuż przed znakiem z napisem malutkiej miejscowości.

Słońce paliło, mimo swojego powolnego zachodu, a z oddali było można usłyszeć głucho rozchodzące się krzyki ptaków, czekających na ofiary.

Wysiadł i spojrzał na otoczenie, w którym się znajdował. Dla artysty taki widok to skarb. Ogromne kaniony rozrywające ziemie, pasma kolorów biegnących przez niebo i świetlista kula nadająca temu wszystkiemu barwy.

Chciał stać i napawać się tym widokiem. Tylko jedno mu przeszkadzało. Nie miał przy sobie osoby, której mógłby to wszystko pokazać.

Łza poleciała mu po policzku. Chciałby zachwycać się się życiem z kimś kogo kocha. Chciałby malować dla niego obrazy i objaśniać każdy kolor, który by się na nich znajdował.

Chwila. "Niego"? Nie powinien powiedzieć raczej "dla niej"?

Traci głowę. Dla niego. Dla Franka. Tak nie może żyć.

Przygryzł dolną wargę i poczuł metaliczny smak krwi.
Nie może tak żyć.

W tamtym momencie zrozumiał jak wszystko spierdolił. Nie może zostawić tak Iero. On go kocha...
Nie zastanawiał się. Wsiadł ponownie do czarnego samochodu i ruszył. Ale w przeciwną stronę.

Dobrze wie, że teraz zjebał już wszystko. Ale musi wrócić. Musi pokazać mu, że żyje. Może wtedy Frank wyjedzie z nim? Obaj udadzą, że są kimś innym, ale razem?
Zrozumiał, że w dniu tamtej kłótni stracił tak cenne życie. Musiał wrócić. Łzy ciekły po jego różowych policzkach strumieniami. Nigdy nie czuł się równie źle.

Jechał szybciej niż zwykle. Musi zdążyć, nie ważne czy zbudzi Franka w środku nocy. On go kocha. Kocha go i chce mu pokazać, że jest i o niego dba.
Że wszystko jest w porządku i...

________________________________________
Tym oto właśnie czuję, że Zjebałam wszystko. Za szybko i zbyt chaotycznie. No cóż Heh

Został epilog.

Fake Your Death •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz