II. Niespodziewanie

41 7 7
                                    

Nastał kolejny dzień. Teraz jest 20 lipiec, więc od ostatniego wydarzenia minęło sporo czasu. Leże sobie w miękkim łóżku przykryty zielonym bawełnianym kocem. W moim pokoju dominuje brązowy, żółty i zielony kolor. Chyba wyjdę na podwórko...
Nałożyłem na siebie szlafrok z Harr'ego Pottera, należący do Gryffonów i wyszedłem ze swojego pokoju, poszedłem do końca korytarza i zszedłem ze schodów. Mama jeszcze spała, więc starałem się być cicho, aby jej nie obudzić. Schodząc po kręconych schodach po prawej stronie była otwarta kuchnia, a po lewej sypialnia mamy.
Wyszedłem na podwórko gdzie czekał już głodny Aster. Był to wilczur, bardzo szalony i miły, uwielbiał się bawić, ale w razie czego potrafił pokazać kły. Chwilę się z nim pobawiłem i usłyszałem dzwonienie telefonu. Poszedłem na górę i odebrałem. Była to Roksana.
- Cześć Dan. Czemu nie odbierasz!?
- Jesu, Roksana, czemu Ty sie tak drzesz?
- Oj, przepraszam. Ale ogólnie chciałam aie spytać Ciebie czy nie wyszedłbyś może na dwór? Zadzwonie jeszcze po Tomka i Anie.
- No nie ma problemu. Daj mi godzinę.
- Tam gdzie zawsze?
- Tak
- Okey, tylko się nie spóźnij, bo ostatnio masz taki styl! Ha ha ha
- No wiem, wiem. Do zobaczenia.
Uśmiechnięty rozłączyłem się zacząłem zbierać sie na spotkanie.
Po kilku minutach drogi doszedłem pod trzepak obok bloku jej dziadków. Roksi już tam czekała i grała w siatkówkę z Tomkiem (jej kuzynem) i Anią. Roksana miała ciemne włosy niemalże do pasa i była dość chuda. Pamiętam jak kiedyś wyglądała jak gruby, obrażony chłopiec, a teraz taks laska z niej wyrosła. Jej kuzyk miał czarne włosy i zawodowo grał w piłkę nożną, pomimo tego, że nie chodził na szkolenia. Mało kto mógł mu dorównać. Ania za to była chudą blondynką o błękitnych oczach.
Ja: - Siemano wszystkim!
R: - No nareszcie! Gdzieś Ty był!?
Ja: - No em ...
T: - Dobra, nieważe! Zacznijmy już grać.
Graliśmy w siatkówkę. Po jakimś czasie zauważyłem, że na boisku stoi sama czarnowłosa dziewczyna ubrana w białą sukinkę, z wstążką wokół pasa. Gdy za pierwszym razem piłka poleciała w jej stronę - podała nam ją. Za drugim razem spytałem już czy może nie chciałaby grać razem z nami. Zgodziła się bez namysłu. Okazało się, że ma na imię Alexa i cały czas jest uśmiechnięta. Potrafi każdego rozśmieszyć.

...

Po obiedzie oczywiście wyszedłem ponownie, tym razem tylko z Alexą i Roksaną.
R: - Może pójdziemy do nawiedzonego miejsca w lesie?
A: - Jakiego nawiedzonego?
Ja: - A no skręcając w bok od głównej drogi można dojść do dziwnych kamieni ułożonych w krąg.
A: - To idziemy

No i poszliśmy. Tyle że Alexa nie znając drogi prowadziła. Szło jej całkiem nieźle, ale później js przejąłem stery. Skręcając w lewo przedzieraliśmy się przez stare spruchniałe świerki, potem przez różne drzewa rozmieszczone w dość dużej odległości od siebie. Niestety zapomniałem o kolczastych pnączach, które przykryły stare liście, które opsdły ba zimę poprzedniej jesieni.
Ja: - JAAAAAAAŁ
R: - AAAAAA! Ja stąd uciekam!
A: - Co się stało?
Ja: - Kolec mi się wbił w stopę, ha ha ha
Wyciągłem kolec i nagle Alexa powiedziała, że tam coś się rusza. Całe niebo nad nami pociemniało w ciemny odcień szarości, a zimny wiatr zaczął wiać wokól kamieni. Dopiero teraz zobaczyliśmy żółte ślepia wynurzające się zza krzaków. W mgnieniu oka uciekliśmy w przerażeniu z tamtego miejsca. Na głównej drodze spotkaliśmy Roksane.
A: - Co to było!?
Ja: A bo ja Ci wiem!
R: To był pewnie wilkołak. Wcześniej widziałam ślady, ale byłam pewna, że były pozostawione przez psa. Teraz wiem, że się myliłam.
A: - Dobra, lepiej stąd chodźmy jak najprędzej.

Ciekawi mnie skąd ta Roksana tak dużo wie... Udawało jej się ruszać firankami za pomocą wiatru, że myśleliśmy ze duchy wywołuje. Teraz okazało się, że wie co nieco o wilkołakach... Coś mi tu nie pasuje...

Nic nie dzieje się przypadkowo. Ale przez przypadek już tak ...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz