Gdzieś, 8.05.2017
Tato!
No po prostu nie wierzę! Co Ty robisz w mojej szkole?! W moim mieście?! W moim województwie?! Unikałeś tego miejsca jak ognia, pewnie myśląc, że nie widać Twojej niechęci do tych okolic, a dzisiaj, jak gdyby nigdy nic, wchodzisz i zaczynasz opowiadać tym swoim wybitnym tonem o marzeniach.
Śmieszny jesteś. Wypowiadasz się na temat czegoś, o czym nie masz zielonego pojęcia. Nie odpowiedziałeś sensownie nawet na jedno pytanie.
Co to w ogóle są te Twoje marzenia? Opowiadałeś o nich tak, jakby spełniały się samoistnie, a przecież one nie kosmos, nie musi ich być.
To, co teraz przeczytasz, może być szokiem i może się skończyć nawet straceniem sensu życia, więc zanim przejdziesz do następnego akapitu, zastanów się dwa razy. Albo trzy. Albo się nie zastanawiaj, tylko wyrzuć ten list.
Otóż niektórym się nie udaje. Tak, wiem. Ciężka informacja. Dam Ci chwilę, żebyś przetrawił. Już? Skoro tak, to pozwól, że będę kontynuowała. Są ludzie, którzy mimo starań kończą za kasą w supermarkecie albo zamiatają chodniki, żyjąc o chlebie i wodzie. Nie znaczy to, że starali się mniej, tylko że coś im przeszkodziło, czegoś nie wiedzieli, nie przewidzieli.
Mama tak miała.
Chciała być szczęśliwa i dążyła do spełnienia marzeń. Szło jej doskonale i była pewna, że z Tobą będzie jeszcze lepiej. I było, dopóki nie uciekłeś, niszcząc przy tym życie jej i mnie.
Wiem, że ją pamiętasz. Widziałam to w Twoich oczach, gdy nauczycielka wyczytała moje nazwisko. Tak, Twoja córka to ta siedząca w pierwszej ławce, wyglądająca jak wrak dziewczyna w za dużych ubraniach, ledwie trzymająca powieki w górze. To ta, która pisała na Twoich oczach list, którego nigdy nie przeczytasz.
I te Twoje pytania. Myślałam, że się poryczę, gdy do mnie podszedłeś i zacząłeś pytać. Ile mam lat, gdzie się urodziłam i tak dalej. Zawsze chciałam, żebyś się mną zainteresował, a jak już jako takie zainteresowanie okazałeś, to naszą krótką wymianę zdań zakończyłeś słowami: „Pozdrów rodziców". Ciekawe czy pozdrowisz ode mnie swoją narzeczoną, tak jak prosiłam, bo ja mamie nie wspomnę, że z Tobą rozmawiałam. Złamałoby jej to serce.
Mama dużo o Tobie nie mówi, a właściwie to mówi, ale nie mi. Opowiada wszystko temu burakowi, nazywając Cię przy tym określeniami, przy których mój „dupek" jest komplementem.
Jedyną osobą, która wie, kim jesteś, jest moja przyjaciółka. Gdy dowiedziała się, że przyjeżdżasz, zaczęła spisywać pytania, które miały Cię zdenerwować. I chyba się udało, bo po kilku dotyczących życia na studiach przestałeś udzielać jej głosu, a nawet patrzeć w jej stronę.
Podejrzewam, że się przestraszyłeś. W końcu ktoś mógł się zacząć czegoś domyślać, Twoja reputacja ległaby w gruzach, a to byłaby katastrofa na skalę...
No właśnie problem w tym, że na ogromną. I nie chodzi mi o media, które obsmarowałyby Cię na każdy możliwy sposób ani o utratę kontraktów, bo kto by chciał współpracować, z kimś, kto ma tak okropną reputację.
Jeśli mam być szczera, to wszystko mam gdzieś i gdyby nie to, że czekasz na dziecko, a Twoja narzeczona jest cudowna, wszystko bym powiedziała. Nie wiem komu, ani gdzie, ale opisałabym to, co nam zrobiłeś, w taki sposób, żebyś został znienawidzony przez cały świat.
Bo zakładam, że Twoja narzeczona nie ma o mnie pojęcia. Wydaje się osobą, która unika tego typu sytuacji. Wiesz, o co mi chodzi. Ona jest taka spokojna i cały czas się uśmiecha. Nic dziwnego, że prasa uwielbia o niej pisać jak o aniele.
To spotkanie znajduje się w pierwszej dziesiątce najgorszych wydarzeń w moim życiu. Było upokarzające i przygnębiające. Potraktowałeś mnie jak śmiecia. I jeszcze to Twoje współczujące spojrzenie. Ja go nie chcę, ale i tak dostaję w nadmiarze.
Zauważyłeś, że zazwyczaj najwięcej mamy tego, czego najmniej potrzebujemy? Jest to taka niepisana zasada świata. Tak samo, jak to, że trzeba robić wszystko tak jak inni. Teraz wielu mówi o sobie „inny", mimo że są tacy jak każdy. Więc co ich wyróżnia? Tylko to, że nie boją się krzyczeć swoich często idiotycznych przekonań w telewizji.
Nie jestem pewna, czy rozumiesz, o co mi chodzi, ale to nie ma znaczenia, skoro tak naprawdę jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. Nie istniejesz, bo Cię nie znam. Wiem tylko tyle, ile przeczytam w internecie, czyli tyle, ile chcesz, żeby wiedzieli o Tobie obcy.
Jestem obca. Dla własnego ojca jestem nic nieznaczącą, nieznajomą osobą i to na jego własne życzenie. Gdy tak o tym myślę, czuję coś, czego nie jestem w stanie nazwać. Nie jest to smutek ani nienawiść, tylko coś znacznie głębszego. Czuję to już od dłuższego czasu. W sumie to mogę powiedzieć, że od zawsze. Co z tego, że to nieprawda? Ty w jednym z wywiadów powiedziałeś, że zawsze chciałeś być ojcem, a oboje wiemy, że tak nie jest. Jestem tego żywym dowodem.
Wiem, że to chore, ale pisanie tych głupich listów mnie uspokaja. Gdy zaczynam, jestem zła, a gdy kończę, czuję obojętność, a nawet ulgę. Nie wiem, jak to działa, ale tak jest i cieszę się z tego.
Jest to jedyna rzecz, która potrafi uwolnić mnie od negatywnych emocji, uspokoić burzę w moim sercu. Tak jakby przez długopis wszystko przechodziło na kartkę w formie słów.
Pozdrawiam
Twoja Zraniona CórkaPS Jak już mówiłam, tak naprawdę jestem kulturalna i jak prosiłeś: pozdrawiam.
CZYTASZ
Lɪsᴛʏ ᴅᴏ Tᴀᴛʏ
Ficção AdolescenteDługopis. Kawałek papieru. Setki szczerych myśli. Uczucia ginące w oceanie mojej nienawiści. Tylko tego potrzebuję, żeby zacząć, a potem schować list do szuflady. Zabłąkana dziewczyna z głową pełną marzeń. Jako jedna z niewielu mimo burzy problemów...