Przez następny tydzień w miarę udawało im się funkcjonować normalnie w towarzystwie kłótni, które wybuchały średnio co godzinę i kończyły się po kilku minutach. Oczywiście, nie odbywało się bez licznych komentarzy:
- Czy ty naprawdę aż tak uwielbiasz ten różowy kolor? I nie ma mowy, byś wyszła w tej sukience na zewnątrz! Jesteś teraz chłopakiem, kobieto! - wrzeszczał Gilbert, gdy tylko zbierali się do wyjścia.
- Powiedz coś temu niewyrośniętemu kurczakowi, inaczej na obiad dziś będzie rosół! Mam pracę i nie mogę jej wykonywać przez to coś? - groziła Felicja, gdy tylko Gilbird zbliżał się do niej na odległość mniejszą niż dwa metry.
- Skończ obżerać tymi cholernymi paluszkami, bo będziesz gruba! Wyobrażasz sobie, jakby wyglądały niesamowite Prusy z dwudziestoma kilo nadwagi? - takie słowa padały niemal zawsze, gdy tylko Łukasiewicz miała ochotę na jakąś mniejszą (bądź większą) przekąskę.
- Nie rozstawiaj nóg, gdy siedzisz! To nie przystoi! Wiesz, jak ci starzy zboczeńcy z tramwajów się na ciebie gapią, gdy tylko tak robisz? Ślina im leci z ust jak szalona! - warczała Polka, gdy tylko Gilbert siadał w jakimś miejscu publicznym.
I w taki właśnie, możliwie najbardziej spokojny sposób ich życie zaczęło się układać, a oni byli w stanie istnieć obok siebie nawzajem. Ich kłótnie zawsze rozpoczynały się o błahe rzeczy, na których tak naprawdę im średnio zależało. Oboje byli jednak z tego faktu zadowoleni - porządna słowna bójka była tym, na co zawsze mieli ochotę.
Problem zaczął się w chwili, gdy pewnego spokojnego poranka do drzwi mieszkania Polki zaczął ktoś pukać.
- Weź otwórz - mruknęła Felicja, zatopiona w dokumentach, które nagromadziły się przez cały tydzień. Zapewnie nie zajęła by się nimi jeszcze przez długi czas, gdyby nie to, że miały być one zrobione na wczoraj - I weź tego przeklętego ptaka.
- Mówisz, że ci przeszkadza, a jednak sama go zachęcasz, dając mu paluszki do jedzenia... - Gilbert pokręcił głową, niechętnie podnosząc się z kanapy. Wciąż próbował przedrzeć się przez lekturę "Krzyżaków", aczkolwiek im więcej czytał, tym bardziej go przedstawiona historia ciekawiła.
Dni, które spędzili ze sobą wspólnie nauczyły ich jednego - jeśli chcą zachować równowagę, muszą czasami chodzić na ustępstwa. I tak Felicja z wielkim bólem porzuciła sukienki na czas bliżej nieokreślony(choć Prusy przypuszczał, że dziewczyna narzekała raczej dla zasady), a Gilbert robił wszystko, byle się nie zbłaźnić.
- Kto tam? - spytał Prusy, otwierając drzwi mieszkania. Był poranek, zbyt wczesna pora na odwiedziny - Za Świadków Jehowy nie, dziękuję. Nie mam ochoty rozmawiać na temat mojej wiary i różnych takich. Zresztą, ja...
Urwał, gdy tylko zobaczył, któż taki stoi w drzwiach.
No to mamy problem, pomyślał, rozpoznając ich gościa, Duży problem.
Przed nim bowiem stała Węgry, uśmiechająca radośnie. Gilbert cofnął się z przyzwyczajenia, oczekując ciosu patelnią i krzyku: "Co tu robi ten Prusak? Zmykaj do siebie, ty bezpański Krzyżaku!".
- C-Co? - spytał po chwili, gdy spodziewany cios nie nadszedł, a jego duma i głowa nadal były w jednym kawałku.
- Hejka, Feli! - Elizabeta wkroczyła do mieszkanka swobodnie, po czym rozejrzała się w nim z ciekawości - Jakieś zmiany? Po co ci kalendarz z Madrytu? - wskazała na leżący pod ścianą przedmiot, wynik jednego ze sporów Felicji i Gilberta, zakończonego poprzez wspólne wyjście na targ w pobliskim miasteczku.
- Ah, to.. - Prusy zmieszał się lekko, zrozumiawszy wreszcie, że (tymczasowo) jego życie zostało oszczędzone - Długa historia. A co ty tu właściwie robisz?
- Martwiłam się o ciebie, więc przyszłam - dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste - Ostatnio zachowywałaś się dziwnie. Oraz nie odpowiadałaś na moje telefony, tylko wysyłałaś sms-y. A przecież tego nie cierpisz.
- Jakby to wytłumaczyć... - Gilbert zaczął prędko przeglądać w myślach możliwe wyjścia z tej sytuacji. Mógł się tylko modlić, by Felicja usłyszała ich rozmowę i się gdzieś schowała. Gdyby Elizabeta ją zobaczyła... Oh, to by się źle skończyło.
Bardzo źle.Jego modlitwy przyniosły skutek, bowiem, gdy tylko Polka usłyszała głos swej przyjaciółki, od razu zrozumiała sytuację. Wiedziała, że Elizabeta nie przepada za Gilbertem i nie miała pojęcia, jak mogłaby wytłumaczyć ich wspólną obecność w mieszkaniu. Dlatego też Felicja zrobiła jedyne, co przyszło jej do głowy - dała nura pod biurko, licząc, że stos papierów spełni swoją rolę jako tarczy.
I może ten fortel byłby się im udał, gdyby nie fakt, że właśnie ten moment wybrał sobie Gilbird, aby zacieśnić więzy z Felicją. Podfrunął do niej i zaczął domagać się uwagi, a gdy jej nie dostał, z rozmysłem zaczął skubać opakowanie niezaczętych jeszcze paluszków.
I wtedy zauważyła go Elizabeta.
CZYTASZ
Zamiana
FanfictionPodczas upadku ze schodów Prusy i Polska zamieniają się ciałami. Czy dwójka nienawidzących się personifikacji da radę współpracować ze sobą, aby jakoś rozwiązać ten problem? ~ gdzieś w odległej przyszłości pojawi się tu Prusy x fem!Polska