💎 Zwykła troska

1K 103 5
                                    

- Załóż to, mała - ściągam z siebie bluzę i podaję jej. Szybko ją zakłada, ale mimo to dostrzegam jej kształtne piersi. Przełykam ciężko, odwracając głowę w bok. To cholerny ideał.
- D-dziękuję - mówi przestraszona. Kiwam głową i podchodzę bliżej niej. Schylam się do jej poziomu, wsuwając ręce pod jej kolana i podnoszę ją do góry. Piszczy zaskoczona i zarzuca mi ramiona na kark.
- Spokojnie, nie skrzywdzę cię - mruczę, głaskając ją po plecach. - Zaniosę cię do twojego pokoju.
Przytulam dziewczynę do swojej klatki piersiowej, a ona układa głowę na moim mostku, oddychając głęboko. Zatapiam nos we włosach brunetki, mijając po drodze zdziwionych strażników i przyjaciółki. Jedynie Ally posyła mi uśmiech w stylu "ona cię teraz potrzebuje, zaopiekuj się nią". Dinah i Normani stoją z otwartymi ustami, aż zaczynam się bać, że połkną muchę.
- Możesz się tu rozgościć - mówię, stawiając dziewczynę na podłodze. Rozgląda się po komnacie i kiwa głową. - Tak w ogóle to jestem Lauren - wyciągam rękę w jej stronę, którą ujmuje. Jej dłoń jest delikatna i miękka. Przechodzi mnie deszcz w momencie, w którym nasze skóry się stykają.
- Camila - mruczy cicho. Uśmiecham się do niej łagodnie.
- Poproszę kogoś, aby przyniósł ci moje ubrania, a jak będziesz czegoś potrzebować to zwróć się do mnie. Mój pokój jest na końcu korytarza - wyjaśniam. - Jeśli będziesz miała ochotę to zejdź o osiemnastej na kolację...
- Dziękuję... Za wszystko - mówi, gdy otwieram drzwi.
- Cała przyjemność po mojej stronie, mała - puszczam jej oczko. Na policzki dziewczyny wpływa głęboki rumieniec, a ja śmieję się w duchu. Wychodzę z jej pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie wiem czemu, ale ogarnia mnie błogi spokój. Jeśli tak dalej pójdzie to zyskam zaufanie Camili i odgadnę wszelkie zagadki tego zamku.

×××

- Nakryj jeszcze jedno miejsce - instruuję Dinah. Hansen patrzy na mnie dziwnie i wrednie.
- Zwykle jadasz sama. A nie, zapomniałam. Przecież ty żywisz się tylko krwią - mówi obrażona. Walę pięścią w stół i chwytam ją za kołnierz.
- Nie życzę sobie takich odzywek. Jesteś moim pracownikiem i mam gdzieś to co myślisz, więc z łaski swojej przynieś jeszcze jedno nakrycie - warczę. Dziewczyna szybko kiwa głową i idzie do kuchni. W progu zauważam przestraszoną Camilę.  - Chodź, nie bój się - macham do niej ręką. Brunetka pospiesznie wykonuje moje polecenie. Wzdycham ciężko. Bała się, że nakrzyczę na nią tak jak na Dinah? - Już lepiej wyglądasz - stwierdzam, skanując ją od góry do dołu. Ma na sobie moją niebieską koszulkę z pumy i szare dresy.
- Po prysznicu poczułam się trochę lepiej - mówi delikatnie. - Jestem o wiele spokojniejsza.
- To dobrze - uśmiecham się łobuzersko. - Kto przyniósł ci ubrania?
- Ally - szepcze, zajmując się jedzeniem. Robię to samo co ona, choć ludzkie pożywienie smakuje jak ziemia. Ale co tam. Dla tej dziewczyny wszystko. - Wydaje się być miła...
- Bo jest - zagłębiam nóż i widelec w kurczaku. Brunetka uważnie śledzi moje ruchy, a gdy ją na tym przyłapuję, odwraca wzrok i oblewa się rumieńcem. - Skąd jesteś?
- Z Kuby, ale moi rodzice przenieśli się do Miami, gdy miałam osiem lat - wyjaśnia, spoglądając w moje oczy. Uśmiecha się i wraca do jedzenia.
- Miałaś kawałek drogi do przejechania - zauważam. - Też kiedyś mieszkałam w Miami...
- Naprawdę? To dziwne, ze nigdy się nie spotkałyśmy - śmiejemy się cicho. Zauważam srogie spojrzenie Dinah w kącie jadalni.
- Ojciec starał się trzymać mnie pod kloszem - uśmiecham się łobuzersko. - Ale jak widać nie udało mu się.
- Musiałaś być niegrzeczną dziewczynką - stwierdza.
- Byłam... Kiedyś mi nawet powiedział, że chyba sprzedałam duszę diabłu - przypominam sobie tę jakże komiczną rozmowę. Ja pijana w trzy dupy z jakąś laską przy boku, a on mega wkurwiony na mnie. Niestety nic nie wyszło z ruchania, a dziewczyna miała całkiem niezły tyłek. Pamiętam, że miałam do niego o to żal przez następnych kilka tygodni.
- Nie było chyba aż tak źle...
- Uwierz, niezły ze mnie antychryst - mówię jej, na co dziewczyna wybucha śmiechem.

×××

- Nie potrzebujesz niczego? - pytam, gdy znajdujemy się pod drzwiami jej komnaty.
- Zupełnie nic - odpowiada, bawiąc się nerwowo palcami. - I tak dużo dla mnie zrobiłaś...
- Prawie zostałaś zgwałcona... To oczywiste, że się o ciebie martwię - opieram się o ścianę, patrząc w jej oczy. - Może uznasz to za dziwne, ale też posiadam ludzkie odruchy. Dlatego pozwól mi się tobą zaopiekować...
- Okej - uśmiecha się niewinnie. - Obiecuję, że gdy coś będzie się działo to udam się natychmiast do twojego pokoju.
- Zgoda. To dobranoc, mała - pochylam się i delikatnie całuję ją w czoło. Camila oblewa się rumieńcem i wchodzi do pokoju. Czekam jeszcze chwilę i kieruję się w stronę piwnic.

×××

- Kończy się zapas krwi, Lauren - mówi zdenerwowana Normani. Od kilku minut obie z Dinah chodzą bez celu po piwnicy.
- To już nie mój problem - warczę. W przeciwieństwie do Hansen i Kordei, razem z Ally żywimy się krwią zwierzęcą. Co prawda, nie daje to takiego efektu jak krew człowieka, ale wystarczy nam na dobre kilka tygodni. Natomiast dziewczyny robią się głodne już po kilku dniach.
- Została nam jeszcze mała Cabello - uśmiecha się zwycięsko Dinah. Jednym ruchem przyszpilam ją do ściany, blokując weszlkie możliwe ruchy.
- Tknij ją choćby jednym kłem, a nie ręczę za siebie - grożę blondynce.
- Nie powstrzymasz mnie, Jauregui - uśmiecha się kpiąco. Dociskam łokciem jej szyję tak, że prawie odpada jej głową, ale w ostatnim momencie się powstrzymuję. Nie jestem aż taka mściwa jak dziewczyna.
- Odpuść, Hansen. To nic nie da - mówi Brooke. Wiem, że jest po mojej stronie i nie podoba jej się to, że już i tak zginęło sporo kobiet.
- Przyznaj, Lauren. Podoba ci się nasza ofiara - Normani odciąga mnie od Dinah i łapie blondynkę za łokieć.
- Dosyć, młoda. Zapolujemy gdzie indziej - Kordei próbuje ją przekonać, a ona po kilku próbach się zgadza.
- Ale miej się na uwadze, Jauregui - warczy w moją stronę. - Będę miała oko na ciebie i twoją dziewczynkę.
- Dalej uważasz, że to zwykła troska? - pyta Ally, gdy dwie pozostałe dziewczyny wychodzą.
- Oczywiście... - mruczę cicho, odwracając wzrok.

×××

- Lubisz to, suko, prawda? - uderza ostro pasem o moje plecy. Wiję się z bólu na marmurowej podłodze, ale on nie przestaje. Strużka krwi płynie już pod moim ciałem. - Gdzie twój obrońca, kurwo?! Gdzie twój kochany wujek? - warczy do mojego ucha, ciągnąc mnie boleśnie za włosy. - Nie żyje! Oh, już cię nie obroni? - wymierza siarczysty policzek. Upadam w bólu i zawijam się w pozycję embrionalną.

- Nie! - z mojego gardła wydobywa się krzyk, a ktoś potrząsa moim ciałem. Otwietam oczy i napotykam zmartwione czekoladowe tęczówki. Opadam na poduszkę, oddychając ciężko.
- Wszystko dobrze? - pyta dziewczyna, głaszcząc mnie po policzku. Energicznie kiwam głową.
- Obudził cię mój krzyk? - pytam, łącząc nasze dłonie.
- Tak, ale nie rozumiem czemu nikt nie zareagował. Dziewczyny wyjrzały ze swoich komnat, a zaraz potem to zignorowały - wzdycha. Rysuje przypadkowe wzorki na wewnętrznej części mojej dłoni.
- Jest okej, przywykałam, że mam koszmary - wyjaśniam.
- Może powinnam... - zaczynam, ale zacina się. - Nie ważne, to głupie o czym pomyślałam.
- Hej, nie wstydź się - mruczę, łapiąc jej twarz w dłonie. Uśmiecham się pokrzepiająco, zachęcając ją do kontynuowania.
- Może chciałabyś, aby tu została? Szybciej mogłabym cię obudzić, gdy koszmary znowu się pojawią - na jej policzkach pojawiają się urocze rumieńce.
- Chodź - odchylam kołdrę z lewej strony, a dziewczyna wśluzguje się na miejsce obok mnie. Obejmuję ją w pasie, układając głowę na jej miękkich piersiach. Ostatnie co zapamiętuję to, to jak przeczesuje palcami moje włosy.

Wnuczka Elizabeth Bathory || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz