R 23

6.3K 606 721
                                        

Jeśli czytasz ten rozdział, to upewnij się, że przeczytałaś/eś rozdziały 19,20,21 i 22, które również dzisiaj wstawiłam :)

Czytajcie też Howling i Bossa!

Kochani, przykro nam to mówić, ale został już tylko epilog :))) 

_________________________________________

Była środa, tego dnia miał odbyć się najważniejszy mecz w życiu, niektórych chłopców z drużyny. Większość z nich chciała kontynuować karierę piłkarza na studiach, dlatego tak bardzo się stresowali. 

A ja, chowałem się przed całą szkołą, w jebanym składziku na miotły. Poprzednią noc spędziłem u Nialla, bojąc się, że dokonałbym mordu na tych dwóch idiotkach. I chociaż z jednej strony byłem im wdzięczy, to z drugiem nienawidziłem ich jeszcze bardziej. 

Tylko trzy dzieliły mnie od całkowitej wolności. Miałem odłożone wystarczająco dużo pieniędzy, aby przeżyć pierwszy miesiąc studiów. I tak zamierzałem od razu znaleźć pracę. Było mi tylko cholernie przykro z powodu Louisa. Przed oczyma cały czas widziałem jego twarz. Nigdy więcej nie chciałem widzieć go tak załamanego. 

- Kochanie - westchnęła Alex, wślizgując się do składzika. - Nie możesz się tu chować cały dzień. 

- Tak? To patrz - warknąłem, wyciągając z plecaka wodę. - Będę tu aż do zakończenia szkoły. 

- Louis wygląda jak zombie - powiedziała wolno. - Jest załamany.

- Dziękuję za poprawę humoru - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. - Pewnie nie będzie mógł skupić się na meczu, przegrają i wszyscy będą mnie za to winić - zapłakałem.

- Harry, czy ty słyszałeś co mówią w szkole? 

Pokręciłem przecząco głową. 

- Wszyscy są wściekli, ale nie na ciebie. Briana i Ashley są wrogami numer jeden całej szkoły. Każdemu ciebie żal - poklepała mnie po ramieniu. - To one powinny się wstydzić nie ty. 

- Dobrze mówi, polać jej - powiedział Aston, wchodząc do środka. - Uh. Trochę tu ciasno - stwierdził, gdy kolejne osoby, zaczęły zapełniać tą dwumetrową przestrzeń. 

- Czy ktoś mnie złapał za tyłek? - zapytała Mary, odwracając się wolno.

- Och sorry - odezwał się Michael - myślałem, że to Luke. 

- To znaczy, że to nie twojego penisa właśnie dotykam? - zapytał Luke, odskakując lekko.

- Myślałem, że to Carol ma ochotę - zaśmiał się Liam. - Znowu - podkreślił. 

- Halo! Kto ma wzwód? - zapytał Niall.

- Ja - odezwał się cicho Brad. - Jestem najmłodszy, hormony, ocieranie, dużo osób. 

- Rozumiemy - odezwaliśmy się wspólnie. 

- Wracając do rzeczy - powiedziała Mary, klaszcząc w dłonie. - Ogarnij się Harry i chodź z nami na mecz. 

- Nigdy!

- Nie chcieliśmy tego robić, ale cóż - wymruczał Zayn. - Chłopcy, bierzemy go!

I tak oto właśnie, piątka moich przyjaciół niosła mnie aż na boisko. Przestałem krzyczeć, gdy znaleźliśmy się na trybunach, narzucając na głowę kaptur. Przymrużyłem oczy chcąc złapać ostrość, bo odpuściłem sobie okulary. Moja wada nie była taka wielka, a soczewki miałem w domu. 

Na boisku pojawiły się cheerleaderki obu drużyn, wykonując jakieś akrobację. Obie szkoły je dopingowały, śpiewając z nimi szkolne piosenki. Chwilę później na boisko wbiegły dwie drużyny. Louis wyglądał cudownie w swoich krótkich szorach i luźnej bluzce. Na jego prawym ramieniu zauważyłem opaskę kapitana i nawet z takiej odległości widziałem, że nie był w dobrym stanie.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja spuściłem wzrok. 

I tak jak podejrzewałem. Nasza drużyna przegrywała dwa do jednego, a sędzia gwizdnął, informując o końcu pierwszej połowy.

- Grasz jak ciota! - krzyknął ojciec Louisa. - Weź się w garść gówniarzu i nie przynoś mi wstydu!

 Nie mogłem tego znieść, dlatego zerwałem się z miejsca i pobiegłem w stronę szatni. 

Mógł mnie nienawidzić, mógł być załamany, ale nie mógł zaprzepaścić swojego życia. Niewiele myśląc, minąłem ochroniarza i wbiegłem do środka, przerywając wypowiedź trenera.

- Może ty go naprawisz Styles - mruknął, rzucając swoją podkładką. - Ja nie potrafię. Na boisko chłopcy! Tomlinson masz pięć minut. 

- Co tu robisz? - zapytał Louis, gdy wszyscy już wyszli. - Chcesz mnie bardziej dobić. 

- Nie. Wręcz przeciwnie - powiedziałem, łapiąc za przód jego koszuli. - Jesteście w stanie wygrać ten mecz - szepnąłem, przytrzymując go w miejscu. - I go wygracie. Weź się do kupy Louis. Jesteś wspaniałym człowiekiem, cudownym sportowcem. I wiem, że cię skrzywdziłem. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale... Nie rujnuj sobie przez to życia. Rozegraj ten mecz, jeśli nie dla siebie, to dla innych. Oni na ciebie liczą. Ja na ciebie liczę. Nie słuchaj swojego ojca, nie jest wart twoich nerwów. On cię nie zna. Nie zna cię tak jak ja. Nie wie jaki jesteś wrażliwy, jak martwisz się o wszystkich. Nic o tobie nie wie. 

- Nie potrafię przestać o tobie myśleć - wyznał, przerywając mój monolog. 

- Kocham Cię - szepnąłem, a każda komórka w moim ciele krzyczała, żebym go pocałował. - Zawsze będę. 

I odszedłem.

Wróciłem na trybuny, obgryzając paznokcie. Louis wszedł na boisko, patrząc prosto na mnie. Uśmiechnął się lekko i zaczęła się druga połowa. 

- Pójdę już - powiedziałem, gdy na zegarku zostały cztery minuty do końca, a Louis chwilę wcześniej zdobył swoją czwartą bramkę. 

- To się zaraz skończy, zostań - odezwała się Carol. 

Pokiwałem przecząco głową. Nie chciałem psuć Louisowi wygranej. 

Zacząłem kierować się w stronę wyjścia, gdy komentator głęboko wciągnął powietrze.

- Proszę państwa coś się dzieje. Louis Tomlinson biegnie w stronę swojej bramki. Co ten chłopak wyprawia! Wszyscy stoją w miejscu! Nikt nie gra, a zegar tyka!

- HARRY! HARRY CZEKAJ! - usłyszałem.

- WRACAJ NA TE JEBANE BOISKO LOUIS! - krzyknął Pan Tomlinson. 

Odwróciłem się w momencie, w którym Louis pokazywał mu środkowy palec. 

- Co ty wyprawiasz? - szepnąłem, gdy znalazł się krok ode mnie. 

- Nie mogę pozwolę Ci znowu uciec - powiedział, biorąc głęboki wdech. 

Chwycił mnie za szyję, agresywnie całując. 

Cała szkoła zamilkła, by chwilę później zacząć nam wiwatować. 

Westchnąłem, pogłębiając nasz pocałunek, a Louis złapał mnie za tyłek. 

- Cóż - odchrząknął komentator. - Tomlinson nie tylko potrafi łapać tyłki... ZNACZY SIĘ PIŁKI! Chryste! 

Zaśmiałem się, przerywając pocałunek. 

- Nigdy więcej Kopciuszku - spojrzał mi w oczy. 

Zaczęło padać, a zegar wybił godzinę zero. 

Nasza szkoła wygrała mecz, miażdżąc przeciwnika. Louis w jakimś stopniu mi wybaczył, trzymając mnie w swoich ramionach. Miałem to czego tak długo pragnąłem i nie miałem zamiaru już uciekać. 

- Tomlinson! Wyciągnij język z gardła swojego chłopaka i biegiem tu po puchar!

- Tak trenerze! - odkrzyknął. - Widzimy się później Harry Stylesie? 

- Zdecydowanie. 

_________________________________

Awwwww! <3 

Cinderella (Larry;Ziall)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz