Rozdział V

25 9 5
                                    

" Ciemne wzburzone morze,
Pianista fala uderza o łodzie,
Niebo zakrywają burzowe chmury,
A ich słone krople zmywją twe łzy,
Bo na jednej z nich siedzisz Ty.."

Cicho śpiewał kobiecy głos.
Stał pośród ciemności słysząc ten słodki głos.
Gdzieś go już słyszał lecz gdzie?
Wsłuchuje się w tą melodię starając przypomnieć sobie.
Przed nim pojawiają się schody.
Idzie po nich nie widząc ich końca.
Śpiew nie ustaje.
Kołysze nim wciąż.
Nagle schody się kończą pojawia się przepaść na której końcu syczy gorąca lawa.
Czerwień świeci mu w twarz podmuchem ciepła.
Chcąc zawrócić widzi jak schody za nim zaczynają się kruszyć i spadać w otmęt ciemności.
Stojąc nie mogąc zrobić kroku patrzy to na jedno, to na drugie.
Czy skoczyć czy zawrócić?
Żadna z decyzji nie wydawała się być dość dobra.
Schody stawały się coraz krótsze zmniejszając swoją odległość ku niemu.
Zbliżało się nieuniknione.
Wtedy pęknięcia pojawiły się pod jego stopami.
Postanowił zrobił parę kroków w tył a kamienne schody ukruszyły się pod jego ciężarem.
Zaczął spadać w dół.
Modląc się w locie nagle pojawił się na twardym gruncie.
Nie wylądował.
Nie spadł.
Zwyczajnie się pojawił.
Rozejrzał się wokół.
Wszędzie były lustra.
Małe, duże, średnie.
Zdobione i te proste.
W okrągłych, kwadratowych i prostokątnych ramach.
Był w pomieszczeniu z luster, samych luster aż po sufit.
Półmrok który nie opuszczał go na krok owijał się wokół niczym mgła.
Rozglądał się wokół.
W każdym z nich odbijała się jakaś jego część.
Poczuł się przytłoczony.
Nigdy nie miał klaustrofobii ale w tym miejscu właśnie po raz pierwszy ją odczuł.
Skulił się chowając twarz w dłonie.
Mając nadzieję, że gdy znów otworzy oczy to wszystko zniknie.
Gdy je otworzył faktycznie znikło.
Oprócz jednego.
Poznał je od razu.
Widząc w nim swoje odbicie odetchnął z ulgą.
Wtedy znów rozległ się ten sam śpiew.
Pod koniec zwrotki przy słowie " Ty" tafla lustra zaczęła falować.
Tworzyć kręgi jakie tworzą się na tafli wody po wrzuceniu kamienia.
Głos zamilkł a tafla znów była lustrem.
Lecz w odbiciu nie było jego odbicia.
Teraz pojawiła się w nim Barbara.
Była nieludzko blada.
Do jego oczu napłynęły łzy.
- Czarek - powiedziała swym głosem, na którego dźwięk zadrżało mu ciało.
Tak bardzo nie mógł się pogodzić, że nie żyje,a teraz...
- Czarek.. - zaczęła - musisz znaleźć sygnet..
Sygnet? Pomyślał chwilę.. Wtedy dotarło do niego o który chodzi.
- Czemu? - wydusił z siebie.
- Musisz znaleźć sygnet.. - powtarzała te słowa w kółko, aż jej głos zaczął brzmieć jakby przez telefon. Rzeczywistość w koło zaczęła wirować. Głos Barbary cichł aż wir całkowicie go urwał.

Obudził się zalany potem.
Spojrzał na puste miejsce obok siebie na łóżku i w oczach znów stanęły łzy.
Pierwsza noc bez żony.
Pierwsza noc, a już nawiedzają go koszmary.
Był wycięczony.
Mimowolnie zamykał powieki gdy usłyszał kroki.
Jakby ktoś w ciężkich butach przechadzał się po korytarzu.
Serce w piersi zaczęło szybciej bić.
Ochota na sen przeszła w mgnieniu oka.
Wynurzył się spod kołdry i wstał cicho.
Uszczypnął się w rękę mając nadzieję, że to tylko sen.
Niestety nim nie był.
Zrobił kilka kroków i zatrzymał się przed drzwiami by jak najciszej je otworzyć.
Uchylił je by móc wyjść na korytarz.
Kroki ustały.
Stojąc na korytarzu dostrzegł na jego końcu mężczyznę.
Wysoki, ubrany w czarny garnitur z lekką łysiną na czubku głowy.
Na nogach eleganckie buty.
Stał  obrócony tyłem.
- Spotka cię ten sam los - rzekł znajomy głos gdy mężczyzna się odwrócił.
Starski stał zaledwie kilka metrów od niego.
Z początku go nie poznał wyglądał jakby młodziej.
- Czego chcesz!?
Zaśmiał się ponuro.
Wyjął z kieszeni dłoń i przeczesał palcami siwawe już włosy.
Na palcu wskazującym zabłyszczał dobrze znany mu sygnet.
Przypomniał mu się sen.
- Wkrótce się dowiesz - rzekł i odwrócił się chwytając za klamkę i otwierając drzwi od strychu.
Wszedł wolno zamykając za sobą drzwi.
Do jego uszu dotarły dźwięki kroków i nastała cisza.
Stał osłupiały niewiedząc co myśleć.
Wtedy usłyszał szmer.
Dosłownie metr od niego pojawiła się postać.
Długa czarna szata do stóp z lekkiego materiału kończąca się kapturem pod którym znajdowała się kobieca blada twarz o czarnych ustach.
Wyglądała upiornie.
Spod szaty wyłoniła się dłoń, blada dłoń.
Podniosła ją na wysokość ust.
- Ciii.. - szepnęła.
Wtedy spod kaptura spojrzały na niego błękitne oczy.
Spojrzenie te zmroziło mu krew w żyłach.
Zahipnotyzowany nie mógł oderwać wzroku.
Blada dłoń nagle pojawiła się na jego klatce piersiowej.
Chłód przeszył jego ciało.
Oczy zaszły mgłą.
Odpłynął.

____________________________________
Gdyby ktoś nie wiedział :
Klaustrofobia – jedna z odmian fobii Jest nią niczym nieuzasadniony, patologiczny lęk przed przebywaniem w zamkniętych, niedużych pomieszczeniach.

A oto już rozdział 5.
Może za długi nie był, ale mam nadzieję że się spodoba.
Muszę jakoś nakręcić klimat :)
Pozdrawiam :)
Autorka :)

Za Czarnym Zwierciadłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz