Rozdział XIII

24 5 4
                                    

Spojrzałem we wsteczne lusterko. Czerwona postać wciąż leżała na drodze. Trzesącymi się dłońmi otworzyłem drzwi i wytoczyłem się z auta.
Po drodze toczył się koszyk z grzybami.
Zdziwiony podszedłem bliżej postaci.
Okazała się nią być starsza kobieta w czerwonym przeciwdeszczowym płaszczu.
Widocznie była na grzybach w lesie.
Przerażony zatoczyłem się z powrotem do auta i z pieskiem opon odjechałem z miejsca wypadku nim ktokolwiek pojawił się na horyzoncie.

Zajechałem na swoją posesję.
Siedząc jeszcze w samochodzie wybuchłem niepohamowanym szlochem.
Gdy w końcu się uspokoiłem przetarłem twarz.
Zabrałem swoje rzeczy i wszedłem do domu.
Po chwili poszedłem do sąsiadów po Alicję.
Mała wydawała się być niezadowolona, ale po wejściu do domu się uspokoiła.
Aż za bardzo.
Coś wisiało w powietrzu.
Niemal namacalna czyjaś obecność.

Wszedłem po schodach na górę, przy drzwiach od strychu stał Starski.
Szybkim krokiem ruszyłem do pokoju Ali. Położyłem ją w łóżeczku i dałem ulubioną zabawkę. Sam opuściłem pokój zamykając drzwi.
Starskiego nie było w korytarzu, za to drzwi od strychu były otwarte.
Poszedłem w tamtą stronę.
Mijając zwierciadło wzdrygnąłem się na widok własnego odbicia w lustrze. Zdziwiło mnie to.
Przecież  za dnia powinno być czarne...
Niewiele myśląc poszedłem dalej.

Na strychu panował półmrok.
Starski stał obok starej szafy. Szary garnitur, który miał na sobie miał ubrudzone krwią rękawy, a w paru miejscach był podarty.
- Wiesz, że ona nie żyje? - rzekł przerywając ciszę.
- Kto?
- Ta staruszka ubrana na czerwono...

Zamarłem. (Skąd zawsze wszystko wie?) myślałem.
- Nie, nie wiedziałem... - wydusiłem z siebie.
- No proszę, cóż za zaszczyt kopnął mnie w dupsko, że to ja cię o tym uświadomiłem. - odparł sarkastycznie.
Nie było mi do śmiechu.
Jego ubiór wciąż napawał mnie swego rodzaju niepokojem.
- Co ci się stało?-zapytałem.
- To? - wskazał na krew - Tak wyglądałem gdy umarłem. - odparł jakby to było coś co robił już nie pierwszy raz. Jakby to było nic takiego.  Podciągnął rękawy i mym oczom ukazały się długie głębokie poszarpane rany na nadgarstkach. Ciemnoczerwona krew dawno zakrzepła. Zemdliło mnie. Odwróciłem głowę.
- Cezary, mimo wszystko masz szczęście.- odezwał się nagle.
- Co? Jakie szczęście? Popierdoliło cię? - rzuciłem oburzony jego słowami.
Starski się zaśmiał ponuro.
- Nie rozumiesz...
- Nie! Nie rozumiem! Co w tym dobrego! Przecież zabiłem człowieka! - niemal się wydarłem.
- Dokładnie, pomyśl trochę...

Dopiero teraz dotarło do mnie o co mu chodzi.
Przecież zabiłem człowieka. O to chodzi tym poczwarom. To znaczy... Maria! Maria nie będzie musiała umrzeć... Poczułem coś na rodzaj ulgi.

- Cezary.. - zaczął zmieniając ton na poważny. - wiem, że za mną nie przepadasz i możesz sobie myśleć o mnie co chcesz, ale od samego początku starałem się ci pomóc. Teraz też... Rzecz w tym, że posiadam coś, a raczej posiadałem co może Ci się przydać.
- Co takiego?
- Nie mogę powiedzieć, ściany mają uszy, ale znajdziesz to w moim antykwariacie ukryte w najstarszym eksponacie, który nie jest na sprzedaż.
Przytaknąłem.
Przypomniało mi się lustro.
- To stąd zwierciadło jest...?
-Tak - przerwał mi nim dokończyłem pytanie. Lecz Starski wiedział o co chcę zapytać.

Alicja zapłakała na dole.
Spojrzałem w stronę schodów, a Starski zniknął.

Wieczór nastał szybko.
Włączyłem wiadomości. Nie spodziewałem się, że usłyszę tam o wypadku, który spowodowałem. Jak również, że nie ma żadnych świadków i policja wątpi by udało im się odnaleźć sprawcę.

Moje sumienie było rozdarte. Zabiłem człowieka jednocześnie ratując od śmierci niewinną istotę.
Nie byłem w stanie określić jak się czuje.
Mieszanka różnych uczuć rozdzierała mnie od środka.
Czułem, że moja dusza czernieje, a ja nie mogę tego powstrzymać.

Gdy zapadł zmrok a czarne lustro stało się lustrem stanąłem przed nim z sygnetem na dłoni.
Ściskając pierścień przywołałem wspomnienie poczwary, która ze mną "rozmawiała".
Nie musiałem długo czekać, a się pojawiła.
-" No no no Cezary, zaspokoiłeś nasz głód" - rzekła ochryple w mojej głowie śmiejąc się.
- Co teraz?
-" od nas dostaniesz więcej czasu na zabicie Marii."
- Co?! Nie! Nie chcę jej zabijać! Dałem wam duszę i za nią miałem coś od was dostać tak?! W takim razie chcę unieważnienia poprzedniej umowy!

Patrzyła chwilę czarnymi oczami bez wyrazu.
-" jak sobie życzysz złociutki... Wiedz jednak, że następna ofiara cię nie ominie..." - zniknęła zaraz po wypowiedzeniu tych słów.
Stojąc sam, patrząc na swe odbicie, odpowiedziałem :
- Wiem...

Zasnąć nie mogłem.
Wypadek niczym zepsuta taśma odtwarzał się wciąż od nowa i od nowa pod moimi zamkniętymi powiekami.

_____________________________________
I kolejny rozdział.
Maria uratowana.
Lecz kto będzie następny na czarnej liście?
Wkrótce się przekonacie :)

Btw. Postanowiłam zmienić okładkę. Nie wiem czemu, ale znudziła mi się poprzednia. Mam nadzieję że nowa wam przypadnie do gustu.

Pozdrawiam gorąco stałych czytelników tego opowiadania:)
I dziękuję, że ktokolwiek to czyta♥

Za Czarnym Zwierciadłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz