2

1K 72 0
                                    

Joshua

Kolejny dzień. Kolejny tydzień, później miesiąc, a potem następny i następny. Mija coraz to więcej czasu a JEJ nadal nie ma. Nigdzie. Przeszukałem już pół stanu, przeprowadzałem się razem z watahą setki razu i zawszy to samo. NIC. Zostało mi naprawdę niewiele czasu. Zbliżają się moje dziewiętnaste urodziny, a jeżeli do tego czasu jej nie znajdę będę zmuszony wybrać Lunę dla mojego stada spośród kandydatek mojego ojca. Wiem, że jeśli on je wybierze będą one odpowiednie do wykonywanej roli, ale wiem też, że nie będzie dane mi życie w szczęściu. Dlatego nie poddaję się. Z każdym kolejnym dniem odczuwam jej brak, zresztą tak samo jak reszta. Czuję to. Coś podpowiada mi, że jest coraz bliżej i mam nieskrytą nadzieję iż to coś ma rację. 

Wyobrażam ją sobie zawszę przed zaśnięciem, a mój wilk wiecznie warczy na mnie, że obijam się a nie szukam jej. To jednak nie jest takie proste jakie by się wydawało. Gdybym podchodził do każdej dziewczyny, jaką bym spotkał, mówiąc ,,hej, prawdopodobnie jesteś moją mate i Luną stada, ale muszę popatrzeć w twoje oczy i zaciągnąć się twoim zapachem jak jakiś psychopata" to od zaraz zamknęliby mnie w zakładzie dla czubków.

6 miesięcy po przeprowadzce stada

Siedzimy sobie wszyscy w domu stada i rozkoszujemy się tą miłą atmosferą, która niedługo przeminie wraz z dzisiejszym dniem. A to z racji iż jutro jest pełnia. Czuję, że będzie ta inna wyjątkowa, że stanie się coś niezwykłego i to nie dlatego, bo nasz najstarszy ze szczeniaków przejdzie pierwszą przemianę. Tu chodzi o coś zupełnie innego.
Skoro jutro jest ten wyczekiwany przez dzień, a w zasadzie noc, to każdy będzie chodził podrażniony. Szczególnie ja jako Alfa. Mamy wtedy pobudzone wszystkie zmysły i ogólnie lepiej się do nas nie zbliżać. Każdy przygotowuje się jak najlepiej potrafi.

-Patrz to ona! No idź tam do niej i zagadaj.- odezwał się mój beta i  popchnął mnie w stronę dziewczyny siedzącej do mnie tyłem na skarpie, która znajduje się stosunkowo niedaleko majej posesji. Wyszedłek razem z Karolem na spacer. Potrzbuję chwili oddechu od tego wszystkiego.

Skarciłem go wzrokiem, bo za daleko się zapędził. Nie będzie mi szczeniak rozkazywał. Ale miał rację muszę jej w końcu powiedzieć. Wiem, że ona jako człowiek może odczuwać słabiej naszą więź, ale tylko z początku, a poza tym wyczówam w niej coś potężnego, jeszcze nie wiem co ale się dowiem. Po jakimś czasie się przekona, że mi naprawdę na niej zależy, mimo iż nie znam jej prawie w ogóle. Jest w końcu moją bratnią duszą i Luną mojej watahy.

Zacząłem się zbliżać wolnym krokiem w stronę malutkiego ciałka. Starałem się iść cicho. Miałem już się odezwać, kiedy usłyszałem aksamitną barwę jej głosu.

Dziewczyna w czerwonej pelerynie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz