7.

591 42 6
                                    

Pamiętajcie to od wan zależy kiedy będzie kolejna część matatonu!
Maraton!! 2/5

Nie spodziewała się takiego obrotu spraey. Najpierw Connor w lesie, następnie przejaszczka na grzbiecie wilkołaka, potem jeszcze kłutnia z rodzicami i spotkanie z Todem. Wciąż nie może uwierzyć w to co zrobiła. Nie chodzi tyle o uderzenie chłopaka, co o jazde na swoim wrogu. Niby to nie chodzi o Joscha, ale wilkołaka.To oni zabili jej rodzinę i co to w ogóle za badanie, że to nie jej prawdziwa rodzina. Scarlet czuje w głębi serca tą więź między nią i zmarłymi rodzicami. Ciągle o nich myśli. Jacy byli? Jak wyglądali? Czy się kochali? Czy czuła by się tam lepiej niż tutaj? Z każdą nadchodzącą myślą i nowym pytaniem chęć zemsty jest silniejsza, a plany same tworzą się jej w głowie.

Następnego dnia po całym incydencie atmosfera w domu była napięta, ale to nie przeszkadzało dziewczynie w luźnej rozmowie bratem. Śmiało się i rozmawiali jak zawsze co rano.

-O Boże Tod co ci się stało?- krzyknęła matka rodzeństwa, kiedy zobaczyła twarz chłopaka.

W tle słuchać było tylko stłumiony śmiech Scarlet. Dziewczyna poczuła na sobie kilka zdezorientowanych spojrzeń i jedno wściekłe. Podniosła głowę do góry i kiedy omiotła wszystkich do okoła wzrokiem zrozumiała, że będzie się tłumaczyć. Swój wzrok zatrzymała na czerwonej od złości twarzy, a jej śmiech słychać już było na pewno gdzieś na ulicy. Od tego wszystkiego rozbolał ją brzuch i z obawy, że się rozchoruje postanowiła się opanować. Udało jej się to dopiero po kilku minutach, ale kiedy znowu spojrzała na twarz Toda znowu dostała ataku śmiechu do tego stopnia, że zsuneła się z krzesła i zawinęła się w kulkę na ziemi. Konrad pomaga jej się uspokoić. Nie został wtajemniczony w wydarzenia wczorajszego wieczoru więc nie wie o co chodzi. Ponieważ, chłopak został na noc u swojego przyjaciela nie słyszał ani nie widział nic.

-No bo... No on po... po prostu miał niefortunne s... spotkanie z Ralfem.- wykrztusiła przez śmiech.

-Jakim Ralfem?- ojciec jak zwykle ciekawski. A Scar po prostu pokazała mu swoją prawą dłoń zaciśniętą w pięść. A wszyscy obecni zrobili wielkie oczy.

-Proszę cię powiedz, że żartujesz sobie z nas w tym momencie. -błagalny głos matki sprawił, że humor dziewczyny zmienił się diametralnie.

-Niestety mamo, ale nie. Zasłużył sobie. Powiedział o parę słów za dużo. Następnym razem najpierw pomyśli, a potem zacznie gadać głupoty.- zła dziewczyna szybko skończyła jeść naleśniki i wyszła z domu. Skierowała się do stodoły skąd wzięła łuk i strzały. Zarzucając jeszcze na siebie swoją pelerynę ruszyła w stronę domu swojego przyjaciela, który obiecał pomóc jej w porannych polowaniach.

Środek lata. Piękna pogoda. Słońce świeci, ptaki śpiewają, ale biedny Alfa musi gnieździć się w swojej siedzibie. Niestety takie jego obowiązki. Nie ma nawet nikogo, kto mógłby dotrzymać mu towarzystwa. Cały czas po słowie chodziła mu jego Scarlet. Zastanawiał się czy warto ją denerwować, ale cieszył się , że w końcu ją znalazł. Chce już mieć ja przy sobie.

Jego rozmyślenia o brunetce przerwało pukanie do drzwi.

-Proszę.- widząc osobę w drzwiach ciśnienie od razu mu podskoczyło.- Czego tu szukasz?

-Pomyślałam, że przyda ci się chwilka relaksu. Jestem cała do twojej dyspozucji.- dziewczyna posłała mu, niby, czarujący uśmiech.

-Jessieca idź dawać dupy komuś innemu, bo ja jestem zajęty i jak pewnie słyszałaś odnalazłem moją mate, a twoja Lunę. Oczekuję od ciebie i twoich koleżanek szacunku do niej.- spojrzał na nią groźnie.

-Ale ja jej tutaj nie widzę. Nie ma jej w stadzie.- myślała, że Alfa da się przekonać i poleci na jej urok. Ta, jasne żeby nie czasem.

-Jeszcze.- dokończył za nią i wrócił do papiero. Dziewczyna urażona odwróciła się na pięcie i zaczeła kierować sie w stronę drzwi. Wtedy zadzwonił telefon.

-Halo?... Jestem zajęty... Że co?... Dobrze słyszałem co mówiłeś.  Gdzie... Dobra zaraz będę.- rozłączył sie.

Biegiem ruszył w stronę wyjścia z gabinetu. Na korytarzu szła jeszcze Jessica. Ta z nadzieją, że wybiegł za nią odwróciła się, ale Josch potrącił ją w efekcie czego, ona upadła. Ten się nawet nie odwrócił, tylko pobiegł przed siebie. Ta dziewczyna była dla niego nikim. Odkąd pamięta próbowała wskoczyć mu do łóżka, ale on nie miał zamiaru jej wpuszczać do swojej sypialni, a co dopiero do łóżka.

_______________________________
Przepraszam, że tak mało o Josch'u, ale tak jakoś wyszło. A tak w ogóle co tu się stanęło?!

Jak myślicie dlaczego Josch tak szybko wybiegł z gabinetum

Dziewczyna w czerwonej pelerynie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz